Juliusz powoli przyzwyczajał się do obecności ducha Mickiewicza w najbardziej przypadkowych sytuacjach czy porach. Na przykład przy śniadaniu, gdy ten pojawiał się z nagła tuż za plecami skupionego na rozdziobywaniu bekonu Zygmunta. Tamtego dnia o mało co nie dostał ataku serca, a blondyn natomiast musiał zacząć myśleć, że obruszanie się, czy spadanie z krzesła w przestrachu to rzecz normalna w życiu codziennym Juliusza, lub że ma jakieś stany lękowe. Po piątym razie przestał pytać, Juliusz przestał panikować, a Adama przestało to bawić więc wszyscy byli bardziej lub mniej zadowoleni.Atmosfera ucichła. Nie było już większych spięć bowiem nie było gdzie. Juliusz nie zadawał Zygmuntowi nieprzyjemnych pytań i wciąż protestował przy obstawaniu, że to blondyn jest mordercą. To skutecznie irytowało Mickiewicza, gdyż jego celem było zebranie materialnych dowodów na winę młodszego, a nie zaprzeczanie przez jedyną osobę która mogła go w pełni wysłuchać. A nie słuchała. Więc jakże miałby się nie denerwować?
Coraz więcej wazonów zlatywało z parapetów jednak na nikim to już nie robiło wrażenia. Obwiniali wietrzną pogodę choć większość okien zawsze pozostawało zamkniętych.
Tego przedpołudnia Juliusz postanowił uporządkować wszystkie zebrane dokumenty, artykuły i inne przydatne informacje na temat śmierci Adama Mickiewicza. Był pewny, że prasa pisała w tamtym czasie o tej sprawie. I miał rację. Choć był też zawiedziony, gdyż wiele informacji zdobył z trudem i poprzez kontakty. Najwidoczniej ktoś postarał się, by duże gazety nie pisały o śmierci słynnego detektywa w kulminacyjnym momencie śledztwa. Tak przynajmniej mówił Mickiewicz. Że był w przełomowym momencie bardzo ważnego i bezpośrednio związanego z tym miejscem śledztwa.
Gazety pisały jednak, że przez porażkę związana przez nie rozwiązanie sprawy i dążące do upadku śledztwo, załamał się i.. cóż można się domyślić.
- To wszystko jest kłamstwem. - usłyszał nagle tuż za uchem przez co drgnął wystraszony, a poznając ten głos i nagły powiew wiatru z nikąd za plecami, przewrócił tylko oczami.
- Och naprawdę? A to, że lubiłeś pić kawę też jest kłamstwem? Tak tu piszą.
- ..Cóż, nie wszystko w takim razie.
- I że uzależnienie od kofeiny mogło się przyczynić do twojej śmierci.
-.. Większość jednak to wstrętne kłamstwa. - mówiąc to przeszedł subtelnie na drugą stronę biurka przed którym to Juliusz siedział i skrupulatnie studiował dokumenty.
- Zamknąłeś drzwi? - spytał od niechcenia starszy usadawiając się wygodnie.
- Nie, gdy zamknę to Dante nie wejdzie jeśli będzie chciał. - mówiąc to przerzucił następną kartkę niewzruszony poprawiając swoje okulary do czytania. Mickiewicz natomiast oburzony obrzucił go niedowierzającym spojrzeniem.
- Dante hasa po lasach, nim się nie przejmuj i zamknij te cholerne drzwi, bo jeśli ktoś cię przyłapie może się to źle skończyć.
- Kto? - parsknął nie zwracając nawet uwagi na ton jakiego użył starszy - Zygmunt? Mówiłem ci, że nie wierzę w te twoje niedorzeczne teorie i jedyne czego pragnę się dowiedzieć przez to wszystko, to jak wygląda prawda.
- Świetnie, ale jeśli uznają cię za obłąkanego i wsadzą do szpitala przez pogawędki z samym sobą, to nie licz na akcję ratunkową. - odrzekł, a widząc, że Juliusz w końcu odrywa wzrok od wyblakłych kartek papieru i wstaje zdenerwowany zamknąć drzwi, uśmiechnął się tylko zadowolony, rozsiadając wygodniej. Podobała mu sią nawet wersja nie irytującego Juliusza, a zirytowanego.
Gdy usiadł z powrotem wszystkie kartki były odwrócone do góry nogami, dobrą stroną w miejscu, gdzie siedział Mickiewicz skupiony czytając wszystkie zapiski. Szatyn westchnął patrząc na niego z niedowierzaniem.
CZYTASZ
Ars Moriendi || Słowacki x Mickiewicz ||
Random"Widzę: na czole twoim lilia Rosą trwóg chorych udręczona, Na licu twym więdnąca róża - I ona zaraz skona." Śmierć rodzicielki pozostawia Juliusza już kompletnie samego, zmuszony przez pewne okoliczności jest wyjechać w miejsce, z którym wiążą go je...