"Żyłem z wami, kochałem i cierpiałem z wami, Teraz żyjcie, kochajcie, cierpcie sobie sami."
- A więc to tak.. - szepnął do siebie wbijając zszokowany wzrok w nagrobek, na którym widniały dwie tak znaczące daty, oraz imię i nazwisko "Adam Mickiewicz" wyryte w marmuurowej płycie.
- Zygmunt postarał się o pogrzeb i..o wszystko właściwie. - rzekł Fryderyk zakładając ręce za plecami i rozglądając się dyskretnie wokół. Wydawał się być widocznie czymś podniecony, oczekując na coś niezwykłego z pozornym spokojem. Juliusz nie zwrócił jednak na to uwagi wciąż nieprzytomnie wpatrując się w napis na nagrobku. Dziwne uczucie ogarnęło nagle jego duszę. Czuł się..zawiedziony. Mężczyzna, który widniał na portrecie w komnacie, ten którego tak pragnął poznać, od pięciu lat leży pod ziemią zimny i skostniały. Ten chłopak o miłym, przyjemnym i ciekawym spojrzeniu z toną książek w rękach na piętrze dworu, ten którego imię poznał za późno..A Zygmunt nawet słówkiem nie pisnął..
Jego matka, Salomea, z resztą również. Przecież mimo usilnych prób wszystkich wokół wiedział o istnieniu ciekawskiego chłopca o ciemnych oczach, uwielbianego przez hrabiego Krasińskiego i przez to znienawidzonego przez Zygmunta.
Juliusz nie zdążył go poznać więc teoretycznie nie powinien w tym momencie czuć nic poza ewentualnym współczuciem dla Chopina, w końcu był to jego przyjaciel. A jednak to rozczarowanie, pustka przemieszana z przygnębieniem i zdumieniem wypełniła go całego. Stanął w martwym punkcie ( dosłownie i w przenośni ). Dalej jednak nie rozumiał jak się to miało do jego problemu, po co Fryderyk go tu zaprowadził..niemożliwe było przecież żeby faktycznie prawdziwy jego duch ukazywał się wciąż Juliuszowi.
- Może to za wcześnie, może niepotrzebnie cię tu zabrałem. - przerwał jego rozmyślania i westchnął zrezygnowany ponownie rozglądając się po opustoszałym, spowitym w mlecznej mgle cmentarzu. Zupełnie jakby czekał na coś, to coś jednak nie pojawiło się tak jak oczekiwał.
- Chwila, opowiedz mi najpierw, jak to się stało- zaczął jednak Chopin już się odwrócił do wyjścia i począł zmierzać z powrotem w stronę kościoła, który był długi dość kawałek od cmentarza, ten bowiem znajdował się osobno na wzgórzu.
- Fryderyku. - nalegał, jednak gdy zlustrował jego twarz jak i chód dało się poznać, że jest jakoś bardziej nerwowy niż przedtem. Zdziwiła Juliusza ta jego nagła zmiana nastroju ze stoickiego spokoju i obojętności na to poddenerwowanie.
- Nie jestem pewien czy jest prawdą to co ci powiem, jednak takie chodziły i dalej z resztą chodzą słuchy, że.. - zaczął jednak urwał i zatrzymał się nagle przez co Juliusz prawie na niego wpadł.
- Oficjalna wersja jest taka, że był to atak serca. - powiedział po chwili zastanowienia. - Ja jednak nie daje temu wiary ani trochę i nigdy nie uwierzę. - dodał podburzony.
- O czym ty mówisz?..
- Ach nie wiem Juliuszu. - rzekł zrezygnowany i nerwowo się obrócił przeczesując szybko włosy. - Wybacz. Ja sam zacząłem ten temat, myślałem że zdołam zachować spokój, jednak ta bezczynność mnie wykańcza, władze uznały, że nie ma sensu tego roztrząsać, zwykły zgon będący następstwem jakiejś choroby. Nic osobliwego. Ja jednak wiem, nie, ja jestem pewien, że wersja wydarzeń jest inna. Adam nie był chory, zresztą nie miał nigdy większych problemów zdrowotnych, więc taki nagły atak serca naprawdę mógł zdarzyć się raz na milion. Oczywiście, jest zawsze jakaś szansa, ale nie oto tu teraz chodzi.. Nikt, nikt mnie nie rozumie, nawet ja sam czasem siebie nie rozumiem. - dodał z żalem starając się by głos mu nie zadrżał.
- Nawiasem mówiąc, z korespondencji jaką od niego otrzymałem wywnioskować można było, że istotnie wrogów sobie nie liczył, w końcu pracował jako detektyw, przed śmiercią nawet prowadził dość ważną sprawę, więc jest to zdecydowanie dobry motyw, ale oczywiście po jego śmierci sprawę tę zamieciono pod dywan. - rzekł sfrustrowany - W każdym razie w jeden dość łatwo dostępny sposób można spowodować czyjąś śmierć bez ponoszenia konsekwencji i bez podejrzeń, jeśli będzie się odpowiednio ostrożnym. A mianowicie Digitalis. Żaden lekarz na świecie nie wykluczyłby śmierci na skutek paraliżu serca. Taka jest moja teoria.
CZYTASZ
Ars Moriendi || Słowacki x Mickiewicz ||
Random"Widzę: na czole twoim lilia Rosą trwóg chorych udręczona, Na licu twym więdnąca róża - I ona zaraz skona." Śmierć rodzicielki pozostawia Juliusza już kompletnie samego, zmuszony przez pewne okoliczności jest wyjechać w miejsce, z którym wiążą go je...