Dziwny sen krążył w głowie Juliusza zajmując w niej swe miejsce tuż obok pozostałych odznaczających się w jego pamięci w ostatnim czasie wydarzeń. Mimowolnie czuł, że ten sen jest jedynie potwierdzeniem i uzasadnieniem jego niepokoju i aż kipi nieznanymi mu symbolami, które w swój sposób miał zamiar zinterpretować. Zygmunta nie chciał o nic pytać, gdyż cała sprawa dotyczyła jego i jego rodziny.
Właśnie.. rodziny. Juliusza nawiedziło natychmiast wspomnienie związane z rodziną Zygmunta, jego kuzynem mianowicie. Z dzieciństwa mimo wszystko pamiętał, że spotkali się raz. Jego ciemne gęste włosy i szlachetne, pełne wdzięku, a zarazem powagi spojrzenie. Juliusz widział go przez przypadek i właściwie sam już nie był pewien, czy to na pewno był on.
Gdy przybył tu wyjątkowo z matką pierwszy raz, zgubił się wśród gęstych korytarzy i wszedł po schodach prowadzących na wyższe piętro, tych po których nie powinien był. Wtedy go zauważył. Niósł tonę książek zasłaniających twarz. Wyczuł wtedy chyba jednak obecność małego chłopca i w drodze do swego pokoju spojrzał na niego krótki moment zza ksiąg nieco zdziwiony, a jednocześnie miło zaskoczony. I już chciał podejść, Juliusz widział to wtedy, jednak w tamtym momencie przybiegł Zygmunt i obrzucił kuzyna niezbyt przyjemnym spojrzeniem. Zauważając go, tajemniczy chłopiec z książkami zmieszał się i zniknął w głębi korytarza nie wypowiadając ani jednego słowa.
Czyżby już wtedy byli skłóceni?
Z zamyślenia wyrwała go spadająca na pergamin kropla gorącego wosku świecy. Przesiadywał właśnie w bibliotece starając się znaleźć, jak sobie postanowił, potrzebne informacje do regeneracji umierających róż. Ponownie. Próbował wszystkiego jednak nic jak dotąd nie zadziałało, a nie chciał całkowicie usuwać ich z ogrodu. Zaczął myśleć już, że faktycznie nic nie pomoże i lepiej dać sobie z tym spokój, jak doradzał Zygmunt.
Zamknął więc z rozmachem książkę zrezygnowany i westchnął tylko. Spojrzał za okno zauważając jak na zewnątrz zaczyna mocno padać. Wiedział, że Zygmunt w jakiejś ważnej sprawie wyjechał parę godzin temu. Nie mówił mu dlaczego. Właściwie to nic mu za bardzo nie mówił. Chociaż domyślał się, że chodzi o firmę. Była ona dla starszego oczkiem w głowie i widać było że naprawdę mocno starał się utrzymać potęgę jaką zdołał stworzyć jego ojciec.
Dante też gdzieś zniknął. Dwór więc prócz krzątającej się służby świecił pustkami bardziej niż zazwyczaj.
Wstał z pewną frustracją i zrezygnowaniem, które towarzyszyły mu od jakiegoś czasu, czując pewien powiew chłodnego powietrza z nikąd. Rozejrzał się więc skonfundowany próbując znaleźć źródło przeciągu, jednak nic nie zauważył.
Naraz w jednym momencie ogarnął go pewien niepokój, a serce zaczęło bić szybciej wyznaczając coraz wyraźniejsze, krótkie uderzenia w klatce piersiowej. Szybki powiew mroźnego wiatru w jednej chwili zamknął drzwi do pomieszczenia z głośnym hukiem, gasząc tym samym wszystkie świece i lampy, jedyne źródło światła w bibliotece. Powiew ten, gwałtowny i silny powalił Juliusza na stojące za nim krzesło, na którym uprzednio siedział, prawie wywracając je w tył. Złapał się więc natychmiast jego obręczy oszołomiony, widząc przed oczyma jedynie ciemność przerywaną pojedynczymi łunami światła zza przysłoniętych kotar okiennic.
Nastała głęboka cisza, w której usłyszeć mógł własne bicie serca, szybki oddech i szumiącą w uszach krew. Mimowolnie jego wzrok powędrował na wiszące nieopodal duże zwierciadło i strach odjął mu dech w piersiach. Tuż za sobą zauważył wysoką, ciemną postać mężczyzny w długim płaszczu, tego samego z portretu stojącego w jego pokoju. Sparaliżowany nie potrafił ruszyć się przez parę sekund nie dowierzając temu co widzi i obserwował tylko biernie wpatrzony w niego przeszywający wzrok zjawy, który przepełniony był nieodgadnioną ciekawością, mocą i nawet pewnym zdumieniem. Juliusz jednak otrząsnął się natychmiast i jakby rażony piorunem pokonał odrętwienie i odwrócił się za siebie z przerażeniem w duszy. W jednym momencie wszystko powróciło do normy. Znów było jasno, drzwi były otwarte zostawiając widok na rozległy korytarz pokryty zdobionym dywanem i złoconymi świecznikami na ścianach.
CZYTASZ
Ars Moriendi || Słowacki x Mickiewicz ||
Random"Widzę: na czole twoim lilia Rosą trwóg chorych udręczona, Na licu twym więdnąca róża - I ona zaraz skona." Śmierć rodzicielki pozostawia Juliusza już kompletnie samego, zmuszony przez pewne okoliczności jest wyjechać w miejsce, z którym wiążą go je...