7.07

62 4 43
                                    

Lily

Po czterech godzinach spędzonych w rurkach przypomniałam sobie, dlaczego przestałam w nich chodzić.

- Lily, idź z tym proszę do czwórki. Alexander dotknął lekko mojego ramienia, przekazując mi tacę.

Przełożyłam ją delikatnie na dłoń, niosąc trzy szklanki whiskey z lodem do jednego ze stolików. Na ich bokach znajdowały się małe numerki, dzięki czemu realizowano szybciej zamówienia. Ułatwienie głównie dla kelnerów, za co byłam wdzięczna.

Dotarłam do odpowiedniego miejsca, zdejmując naczynia po kolei, uśmiechając się ładnie. Bolały mnie już od tego całe mięśnie twarzy – nie wiedziałam, że można mieć od tego zakwasy. Alex powiedział, że dzięki temu dostają większe napiwki, bo klienci lubią miłą obsługę. W sumie to było logiczne. Szkoda tylko, że twarz robiła mi się coraz bardziej drętwa, a uśmiech był już dziwnym grymasem.

Wzięłam tace pod pachę i spojrzałam w stronę stołów bilardowych, gdzie wcześniej wypatrzyłam Doma, który przyszedł z jakimś kolegą, chyba Felixem. Od jakiegoś czasu próbowali nieudolnie wbijać bile do siateczek, ale nawet na moje oko nie mieli pojęcia, co robią. Potem przyszedł do nich ktoś jeszcze, lecz nie miałam pojęcia, kim był.

Wydaje mi się, że to był ten sam chłopak, którego widziałam, kiedy szłam do Sophie.

Nie wiem, jak ma na imię. Jedyne co udało mi się ustalić to to, że jest stałym klientem. Nie podszedł jeszcze dobrze do baru a Diana już wiedziała, co będzie zamawiał.

Jemu szło już lepiej. Wbijał każdą po kolei, co jakiś czas przemieszczając się wzdłuż stołu.

Potrząsnęłam głową, wybudzając się z letargu. Jakim cudem każdy się tu zna?

Podeszłam do pustego stolika przy wyjściu by go wytrzeć, bo klienci niedawno go opuścili. Bluzka, którą mi dali miała długie rękawy, ale też spory dekolt. Może zakrywała to, co potrzeba, ale przy nachylaniu trzeba było uważać. Nie wiem, czy ten zabieg był specjalny, czy źle dobrali mi rozmiar. W każdym razie nie czułam się w niej w stu procentach pewnie. Mam nadzieje, że z czasem się przyzwyczaję.

Poza tym nie narzekałam, serio. Przez pierwsze dwie godziny bałam się niemiłosiernie, że coś stłukę, ale obyło się bez szkód. Tacki są specjalnie antypoślizgowe, więc szkoło tak po niej nie jeździ.

Alexander i Diana mówią mi, co mam robić. Nie mam z tym problemu, a nawet jestem wdzięczna - nie wiedziałabym za co się złapać.

Obeszłam stolik z drugiej strony i sprawdziłam czy wytarłam go dokładnie. Kiwnęłam do siebie twierdząco głową i wróciłam do baru, by skończyć przecieranie szklanek z Dianą.

Znowu spojrzałam w stronę stołów bilardowych. Do grupy zawziętych graczy dołączył czwarty, którego poznałam po lokach. Adam mówił coś do nieznajomego, a ten zaprzestał grę. Przyglądałam się tej scenie z rudowłosą, która zaczęła się podśmiewywać pod nosem.

- Dwadzieścia dolców, że Young go ogra. Spojrzała w stronę Alexandra, który właśnie wydawał komuś drinka.

- Stoi. Stratford w to gra, odkąd przestał nosić pieluchę.

Przewróciła oczami, wracając do graczy.

Young, to jego nazwisko. Chłopak z bluszczem na ręce nie jest już anonimowy.

W tym barze można się dowiedzieć więcej i szybciej, niż myślałam.

Adam naprawdę był w to dobry. Do dzisiaj pamiętam, jak dostał mały, plastikowy stół dla dzieci na szóste urodziny. Siedział przy nim całe popołudnie i uczył się wbijać piłki do siateczkowych woreczków.

Teenage DreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz