CAPÍTULO VEINTINUEVE

337 21 8
                                    

―obecnie―

Odkąd wyszła, siedział na balkonie, licząc że widok nieba nad głową, pomoże mu uporządkować myśli. Spoglądał w gwiazdy, by nie skupiać się na tym, gdzie teraz była i co się z nią działo. Tiago nie chciał zgadzać się na ten plan. Nie tylko dlatego, że nie podobała mu się wizja Arabeli sam na sam z byłym mężem, którego istnienie przed nim zataiła. Z jej opowieści wynikało, że Blaise był nieobliczalny. Gdyby postanowił zrobić jej krzywdę, żadne z nich nie mogłoby zareagować. Na samą myśl o tym, czuł pod żebrami rozpierającą złość, choć jego emocje powoli zaczynały przytępiać leki. Czuł się osowiały i było mu niedobrze, mimo że praktycznie niczego dziś nie jadł. Co gorsza wiedział, że będzie się tak czuć, póki jego organizm nie przyzwyczai się do nowej dawki chemii, jaką kazano mu przyswoić. Dlatego tak długo łudził się, że poradzi sobie bez farmakoterapii. Był w będzie, przez co ucierpiał nie tylko on sam, ale również wszyscy dookoła.

Najbardziej Arabela.

Z całych sił próbował pozbyć się z głowy wyrazu jej twarzy, gdy dotarło do niej, że tak długo zatajał chorobę. Nie potrafił wyjaśnić dlaczego to robił. Chyba wolał, by widziała w nim pełnego śmiałości, zawadiackiego złodzieja, niż pogubionego chłopca, który toczy nierówną walkę z własną głową. Pozwolił jej poznać tylko część siebie i teraz płacił za to wysoką cenę. Wiedział, że zanim ponownie wciągnie ją do swojego życia, będzie musiał najpierw choć trochę je uporządkować. Chciał być dla nie dość dobry, ale wiedział, że przed nim jeszcze daleka droga. W dodatku teraz gdy pojawił się Blaise, jaką mógł mieć pewność, że nie będzie wolała jego? Że ten skurwiel nie zmanipuluje jej, by do niego wróciła? Sam jednak na to pozwolił. Dobrowolnie ją od siebie odsunął i jeśli przez to na dobre ją stracił, będzie to tylko jego wina.

Te myśli zadręczały go, gdy patrzył na wyświetlacz komórki. Czekał na jakikolwiek znak. Z początku gdy napisała Victorii, że zostanie u Blaise'a na noc, chciał od razu tam jechać. Opanował się jednak, próbując odsunąć od siebie obrazy, które przychodziły mu do głowy. Chciał wierzyć, że Arabela nienawidzi go tak mocno, że nie ugnie się pod jego wpływem. Chcieli zdobyć zwój, ale nie za wszelką cenę. Prawda jednak była taka, że nie miał pojęcia o tym, jak wyglądała ich relacja. Jak silna mogła być...

Oparty plecami o ceglaną ścianę, próbował zasnąć. Ciągle jednak kręciło mu się w głowie. W pewnym momencie ktoś nagle staną w drzwiach na balkon. W ciemności rozpoznał drobną sylwetkę Vic.

― Potrzebujesz czegoś z Nory? Rico szybko tam skoczy. Skończyło mu się zioło i twierdzi, że ocipieje jeśli nie zajara ― przyznała, przykucając obok niego. ― Normalnie bym mu zabroniła, ale sama chętnie zapalę po tym, co się działo.

Tiago pokręcił głową, ale później coś przyszło mu do głowy.

― Chociaż... Zdjęcie. W szafce obok łóżka.

Dziewczyna przytaknęła głową.

― Arabela się nie odzywała? ― spytał, choć podświadomie znał odpowiedź.

― Nie, ale bez obaw ― odparła z westchnieniem, klepiąc go po ramieniu. ― To twarda sztuka. Już raz dała mu popalić.

Tiago uśmiechnął się pod nosem, choć tak naprawdę nie czuł się pocieszony. \

― Nie o to się martwisz, prawda?

Pokręcił głową, bo ciężko mu było zebrać słowa.

― Zraniłem ją. Nie powinna chcieć tu wracać.

― Ale wróci. Gdyby miała z ciebie zrezygnować, już dawno by to zrobiła. Nie jesteś łatwym człowiekiem.

Victoria wyprostowała nogi i zwróciła się w kierunku wejścia do budynku.

BÓG ZŁODZIEI [18+] || DZIECIAKI Z LA MANCHY #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz