CAPÍTULO CINCO

533 33 3
                                    

―obecnie―

Przez całą drogę nie dawała jej spokoju jedna rzecz. Oczywiście zastanawiała się, dlaczego nie mieli pojęcia, że babcia wyszła ponownie za mąż oraz kim jest mężczyzna, którego być może powinna nazywać nowym dziadkiem. Jednak jeszcze bardziej trapiło ją coś innego:

― Dlaczego Dziadkownia? ― powtórzyła nazwę baru, do którego zmierzali, badając w odbiciu szyby własne skonsternowane oblicze.

W samochodzie pomiędzy dźwiękami muzyki dobiegającymi z radia, rozbrzmiało parsknięcie Rica. Chłopak rozwalił się na środkowym siedzeniu, tak że średnio co kilka sekund szturchał ją kolanem. Arabela musiała więc pilnować się, by lada moment nie pacnąć go w nogę, żeby trochę się odsunął.

― Bar generalnie nazywa się „Przekręt" ― wyjaśnił Tiago, zerkając na nią w przednim lusterku. ― Mówimy na niego Dziadkownia, bo w godzinach porannych roi się tam od panów po sześćdziesiątce. Przesiadują przy stolikach w dużych grupach, od dziesiątej grając w karty. Zmywają się dopiero, gdy zapada zmrok, a do lokalu wpada innego rodzaju klientela.

― Mniej kulturalna? ― domyśliła się.

Rico wtrącił się, wciągając powietrze przez zęby.

― Nie powiedziałbym ― mruknął, a kumpel skinieniem przyznał mu rację. ― Dziadeczki też potrafią dać do pieca. W zeszły wtorek Senior Mendez tańczył na sole w kowbojskim kapeluszu ― posłał Arabeli rozbawione spojrzenie. ― Samym kapeluszu.

Otworzyła usta, ale nie wiedząc jak skomentować owe zdarzenie szybko je zamknęła. Czegokolwiek by nie powiedziała i tak wydźwięk słów byłby za słaby.

― Tiago bywa tam regularnym gościem ― zakpiła Vic, w skupieniu spoglądając na drogę. Odkąd znaleźli trop wstąpiła w nią nowa energiczna. Arabela nie wiedziała, czy tak ciekawiła ją historia Isabel, czy też zwyczajnie chciałaby się pozbyć intruza ze swojego domu jak najszybciej. Obie opcje zdają się równie prawdopodobne.

― Ogrywam staruszków w pokera ― doprecyzował brunet na przednim siedzeniu, najwyraźniej nie chcąc wyjść na dziwaka. ― Bywają pocieszni, kiedy próbują mnie okiwać. Czasem nawet im na to pozwalam.

― Jak szlachetnie.

Wzrusza ramionami z udawaną skromnością.

― Cały ja.

― Dobra, mam rozumieć, że nie wiesz, gdzie mieszka ten cały brat Morena? ― zagadnęła Vic, uświadamiając im, że zbaczają z tematu.

Zmieniła bieg na wyższy, a samochodem szarpnęło tak, że Arabela omal nie uderzyła głową w ramię Rica. Tiago w odpowiedzi pokręcił głową.

― Widziałem go może ze dwa razy w życiu, z czego raz w Czyśćcu ― odpowiedział, bez ceregieli. Słysząc tę nazwę, Arabela po raz kolejny poczuła pod żebrami coś przypominającego natarczywe swędzenie. Ciekawość momentami była równie irytująca wietrzna ospa. Łatwiej jednak było ją zaspokoić.

― Tak właściwie, czym jest Purgatorio?

Jej towarzysze nagle zrobili się dziwnie milczący. Rico odchylił się na oparciu, jakby nie wiedział, czy wolno mu odpowiedzieć. Tiago natomiast wbił spojrzenie gdzieś za szybkę. Ta reakcja sprawiła, że swędzenie pod żebrami dziewczyny tylko narosło.

― Wcześniej nie pytałam, bo widziałam, że Matias niechętnie o tym mówi... ― drążyła, próbując zaznaczyć, że jeśli nie chcą, nie muszą mówić. Miała jednak nadzieję, że postanowią jej choć trochę zaufać.

BÓG ZŁODZIEI [18+] || DZIECIAKI Z LA MANCHY #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz