CAPÍTULO CATORCE

455 27 7
                                    

―obecnie―

Rankiem Arabela obdzwoniła wszystkie firmy mogące mieć kontakt do Gabriela Dalli. Chciała dostać kronikę w możliwie najbardziej legalny sposób. Ku rozczarowaniu Tiaga ― bez włamań i kradzieży. Wszyscy wiedzieli jednak, że nie mogą tracić czasu, czekając na odpowiedź, która równie dobrze może nie nadejść. Mężczyzna był bowiem wpływowym koneserem sztuki. Właścicielem kilku galerii oraz muzeów. Nawet jeśli jej mail do niego dotarł, z pewnością nie miał zamiaru poświęcać cennych minut na jakichś obcych małolatów. Uzgodnili więc, że najpóźniej jutrzejszego ranka ruszą do Huelvy.

Wpierw jednak musieli się przygotować. W czasie kiedy Victoria wyszła do studia tańca, pozostali ruszyli na małe zakupy. Z mocno ograniczony budżetem przemierzali alejki Mercadony, szukając wszystkich przydatnych rzeczy.

― Linę. Powinniśmy kupić linę ― zadeklarował Rico, opierając się ciężarem ciała na sklepowym wózku, tak by przejechać na nim kilka kroków.

― Jedziemy do nadmorskiej prowincji ― burknął Matias. ― Nie w góry.

Od wczorajszego dnia chłopak zachowywał się nieco inaczej. Arabela nigdy nie uważała go za kogoś szczególnie gadatliwego, ale po całej tej akcji jeszcze bardziej przycichł. Gdy przy śniadaniu omawiali wstępny plan, ani razu nie zaprotestował. Być może zaczęło do niego powoli docierać, że Arabela nie jest mającym ich pogrążyć demonem, albo... co bardziej prawdopodobne... było mu zwyczajnie głupio sprzeciwiać się, wiedząc że stoi pod ścianą.

― Skąd wiesz, że nie będziesz musiał czegoś przeciągnąć albo kogoś skrępować? ― zagadywał dalej Rico. ― We wszystkich filmach akcji, bohaterowie mają jaką linę.

― Nie jesteśmy w filmie akcji.

― Ciekawe, czy powiesz to samo, kiedy będziesz stał na jakimś dachu w samych gaciach, wiążąc ze sobą ubrania, żeby przedostać się do czyjegoś okna, bo stwierdziłeś, że nie potrzebujemy liny ― zamilkł na moment, ale zaraz znaleźli się w dziale narzędzi kuchennych i jego oczy zaświeciły się z ekscytacji. ― A tasak? Możemy wziąć tasak?

― Po co ci tasak?

Tiago spojrzał na niego przez ramię z lekkim niepokojem.

― Nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie pokroić mięso, odciąć komuś rękę, albo przeciąć kawałek liny z czyjegoś balkonu, bo Matias nie pozwolił mi kupić własnej.

Spojrzał na mężczyznę spod przymrużonych powiek, jakby wydawało mu się, że potrafi strzelać piorunami z oczu. Matias westchnął z irytacją.

― Dobra. Weź sobie tę linę.

― Serio?

― Nie.

Arabela zaśmiała się pod nosem słuchając ich przekomarzań. Tiago spojrzał na nią ze zmęczeniem, jakby chwilę temu sam nie uczestniczył w ich idiotycznej rozmowie.

Skręcili w kolejną alejkę, by zacząć zgarniać z półek przekąski. W czasie gdy Matias starał się wziąć to na poważnie i zakupić same niezbędne rzeczy, pozostała dwójka pakowała do sklepowego wózka, na co tylko miała ochotę. Arabela mogła przysiąc, że gdyby to oni robili zakupy spożywcze, dzień w dzień żywiliby się piwem i serowymi chrupkami.

Mając już wszystko, zaczęli zmierzać w stronę kasy.

― Ciągle nieco bawi mnie fakt, że łupicie ludzi, tylko po to, żeby później pójść do marketu i jak nigdy nic, grzecznie zapłacić ― rzuciła do Tiaga ukradkiem.

― Mamy zasady ― wzruszył ramionami. ― Poza tym łatwiej zwędzić portfel, niż wózek pełen żarcia. Nawet najlepszy złodziej musi mierzyć siły na zamiary.

BÓG ZŁODZIEI [18+] || DZIECIAKI Z LA MANCHY #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz