CAPÍTULO VEINTIDÓS

420 26 11
                                    

―obecnie―

Obudzili się, gdy promienie słońca wpadające przez okno, zaczęły docierać do łóżka. Przez całą noc spali przytuleni do swoich nagich ciał. Po przebudzeniu Arabela leżała z zamkniętymi oczami, dopóki Tiago nie przestał jej obejmować. Dopiero wtedy odwróciła się w jego strony, mrużąc oczy przed światłem. Chłopak był potargany i zaspany, a na policzku obity miał fragment poduszki, ale nawet w takim wydaniu wyglądał ujmująco. Uśmiechnęła się, gdy spojrzał na nią z rozbawieniem.

― Chyba zdrętwiała mi ręka ― oznajmił, krzywiąc się nieznacznie.

Dziewczyna uniosła brwi.

― To ma być nasze „dzień dobry"?

― A będziemy mieli swoje własne „dzień dobry"? ― spytał zaskoczony, po czym nachylił się nad nią, składając na jej ustach leniwy pocałunek. Pogłębiła go, układając głowę na jego karku, a on przesunął dłonią po jej talii.

Jej humor jednak diametralnie spadł, gdy przypomniała sobie, że nastał świt i musi wrócić do podejmowania decyzji oraz snucia planów. Koniec z beztroskiego cieszenia się chwilą.

― Nie chcę wychodzić z tej sypialni ― jęknęła cicho, czując jak jego ręka przesuwa się po jej biodrze w stronę zewnętrznej części uda.

― Więc z niej nie wychodźmy. Mamy tu wszystko czego trzeba.

― Prócz jedzenia. Nie wiem, czy da się żywić samym seksem ― mruknęła.

― A szkoda ― westchnął, odsuwając się od jej ust. ― Smakujesz świetnie, choć mógłby zatęsknić za capriciossą.

Oboje parsknęli śmiechem, podnosząc się do siadu.

― Zgadzam się ― przyznała niechętnie. ― Jeśli coś jest lepsze od seksu, to tylko pizza.

Tiago przez chwilę przyglądał się jej uważnie, po czym uniósł dłoń, by odgarnąć z jej twarzy pasmo poskręcanych włosów. Czułość tego gestu sprawiła, że omal nie dostała wypieków. Okryty białą pościelą przypominał boskiego kochanka, który odwiedza sypialnie ludzkiej królowej, pod nieobecność męża. Nazywanie go Hermesem nabrało dla niej nowego znaczenia.

― W takim razie może wezmę prysznic i skoczymy zobaczyć, co twoja bogata babka oferuje na śniadanie?

Pokiwała głową, a on odrzucił kołdrę stając przed nią całkowicie nagi. Bezwiednie przejechała wzrokiem po linii jego bioder, powstrzymując chęć złapania go za nadgarstek i pociągnięcia na siebie. Chłopak jednak zdołał wychwycić to w jej wyrazie twarzy.

― Przestań tak na mnie patrzeć, nierządnico ― nachylił się nad nią ze śmiechem, po czym cmoknął ją w nos, a następnie wyrwał jej poszwę na pościel i okrył się nią od pasa w dół, po czym ruszył do łazienki.

Arabela z westchnieniem opadła na materac. Nagle odkryła, że patrzy w sufit i się... Uśmiecha. Natychmiast przetarła twarz dłońmi, próbując przywołać się do porządku. Ile miała lat? Piętnaście? Sięgnęła po prześcieradło, by osłonić nim swoje ciało. Wszystko pachniało chlorem na wskutek tego, że wskoczyli do łóżka niemal mokrzy. Miała nadzieję, że Isabella posiadała gospodynię, która w czasie sprzątania pokoju wyczuje intensywny zapach i zmieni pościel.

Nagle usłyszała, że ktoś szarpie za klamkę do jej pokoju. Z przerażeniem odkryła, że nie zamknęła drzwi na klucz, gdy wrócili tu nocą. Ledwie zdołała zasłonić piersi, gdy do pomieszczenia bez uprzedzenia wparował Rico. Chłopak miał na sobie eleganckie spodnie i lnianą koszulę, którą bez wątpienia wybrała dla niego Mia. Jego szyję wciąż jednak zdobił łańcuch. Wyglądał dziwnie atrakcyjnie w tym eleganckim wydaniu, choć jego zachowanie ani odrobinę się nie zmieniło. Gdy tylko ją zobaczył z zapałem młodego labladora wskoczył na miejsce obok niej.

BÓG ZŁODZIEI [18+] || DZIECIAKI Z LA MANCHY #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz