CAPÍTULO QUINCE

418 27 2
                                    

―obecnie―

Zostawili Rica pod opieką jednego z kumpli Tiaga, a sami ruszyli spacerem wzdłuż polnej drogi. Arabela milczała, ze ściśniętym sercem czekając na wyjaśnienia. Bała się tego co usłyszy, bo wszystko dookoła podpowiadało jej, że właśnie wyrzuciła z siebie masę niepotrzebnych słów. Nie przywykła do przepraszania za to, co myśli i nie miała zamiaru tego robić.

― Więc? ― zagadnęła, powoli zaczynając tracić cierpliwość. ― Co to wszystko ma znaczyć?

Tiago wsunął dłonie do kieszeni spodni, przechylając głowę w stronę horyzontu, na którym ziemia całkowicie zlała się z czarnym niebem. Był spięty. Widziała to w jego sylwetce. Starała się jednak trzymać gardę, by widział jak mocno jej podpadł.

― Zanim kupiliśmy mieszkanie, byliśmy w strasznym dołku. To co udało nam się zwinąć nie starczało nawet na połowę ówczesnego czynszu ― zaczął opowiadać. ― Kiedy dowiedziałem się, że w Purgatorio szukają zawodnika, któremu zapewnią trening i dobrą pensję w zamian za walkę, pomyślałem że w końcu los się do nas uśmiechnął. Nie miało dla mnie znaczenia, że nigdy wcześniej tego nie robiłem. Byłem otumaniony jakimś nagłym przypływem pewności siebie. Podpisałem więc kontrakt. Oczywiście nie był legalny, ale nie ma to znaczenia, gdy pracodawca dysponuje odpowiednimi znajomościami. Wydawało mi się, że to dobry pomysł.

Arabela przypatrywała się krzywiźnie jego ust, gdy opadający cień zasłonił resztę twarzy. Zastanawiała się jakim trzeba być idiotą, by pozwolić się wplątać w coś takiego, ale potem uświadomiła sobie, że przecież nie kierowała nim głupota, ale desperacja. Był młody, naiwny i potrzebował pieniędzy dla siebie oraz przyjaciół. Choć więc z całych sił pragnęła go za to winić, nie potrafiła.

― Byłem niezniszczalny aż do trzeciej walki, kiedy wystawili przeciwko mnie byłego członka oficjalnej federacji. Złamał mi rękę. Nie mogłem się dalej bić, a Pacynkarz zażądał ode mnie spłaty kosztów za odwołanie walk... Chyba że znajdę zastępstwo ― kontynuował z poczuciem winy. ― Nie chciałem prosić o to Matiasa. Na początku nawet mu nie powiedziałem, ale gdy wszystko się wydało, nie pozostawił mi wyboru. Kontrakt został przepisany na niego. Walczył przez pół roku, aż w któregoś dnia wylądował w szpitalu z pękniętym żołądkiem. Wtedy zdecydowaliśmy, że to się musi skończyć.

Dziewczyna przytaknęła jego słowom, nie wiedząc jak inaczej miałaby na to zareagować. Musiała przyznać przed sobą, że nie było to niepodobne do Matiasa. Wiedziała, że zależało mu na Tiago, a jednak uważała za szalone, to co potrafił zrobić dla przyjaciół. Sama nigdy nie doświadczyła podobnego oddania i ta świadomość nieco ją ubodła.

Wciąż pozostawała jednak jeszcze jedna ważna kwestia, której nie rozumiała:

― Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu?

Pierś chłopaka opadła z rezygnacją.

― Nie sądziłem, że to konieczne ― odparł w końcu zwracając ku niej wzrok. ― Miałaś zostać z nami tylko chwilę i chyba nie chciałem... Żebyś miała mnie za narwańca, który pozwolił przyjacielowi ponosić konsekwencje swojej głupoty.

Zatrzymali się na środku ścieżki, prowadzącej między spalonym słońcem polem. Widok poczucia winy w jego oczach sprawił, że odrobinę zmiękła. Nie zapomniała jednak o tym, że chwilę temu próbował wykorzystać to, co działo się między nimi, do wzbudzenia zazdrości w byłej.

― Matias nie jest egocentrycznym, bezwartościowym gnojkiem ― zaczął zbliżając się do niej o krok. ― Jest człowiekiem, który uratował mi życie. Wiele razy. Miał ciężką przeszłość.

BÓG ZŁODZIEI [18+] || DZIECIAKI Z LA MANCHY #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz