Rozdział 67.

2K 48 0
                                    

Kilian po jakiś czasie zostawił mnie i Carla w moim starym mieszkaniu gdzie mieszkał teraz Louis i Rosalie. Nadal byłam roztrzęsiona, ale co dziwne nie samą wieścią o ciąży, lecz cały czas myślałam o Luciano jak bardzo chce mu to powiedzieć i jak bardzo się tego boje.

- Musisz mu powiedzieć, nie będziesz mogła tu cały czas siedzieć - powiedziała dziewczyna mojego brata, a ja prychnęłam chowając twarz w dłonie. Carl objął mnie jeszcze mocniej.

- Zostanie ile będzie potrzeba - powiedział mój brat kucając przy moich kolanach.- Który to tydzień?

- Trzeci - odpowiedział Carl, bo ja nawet nie wiedziałam. Boże dobrze, że Kilian i Carl byli ze mną. W sumie bez nich nigdy bym na to nie wpadła, nie chciała bym.

- Chcesz się położyć?- spytał Louis, a ja spojrzałam na niego z mokrymi oczami. Ciężko westchnęłam, a następnie spojrzałam na Carla.

- Chyba wrócę do domu - odparłam chociaż byłam trochę jeszcze w szoku i byłam okropnie roztrzęsiona.- Powinnam..

- Zostań - odparł Louis podnosząc się. Skinęłam głową wiedząc, że to dobry pomysł. Byłam zmęczona od pracy i o ciągłym myśleniem o Luciano.- Chodź.- Mój brat objął mnie ramieniem gdy wstałam z kanapy. Udałam się z nim do mojego dawnego pokoju, z którego tylko zniknęły moje najpotrzebniejsze rzeczy gdy przeprowadziłam się do Luciano.- Połóż się na ile ci będzie potrzeba.

- Dzięki Louis - uśmiechnęłam się słabo i usiadłam na łóżku.- Myślisz, że rodzice będą zadowoleni?- spojrzałam na blondyna, który już miał za sobą zamykać drzwi.

- Mama od kiedy pamiętam chciała wnuki - powiedział uśmiechając się.- Ich nie musisz się bać Tori. Powiesz im kiedy będziesz gotowa.

- Ta - mruknęłam i położyłam się na łóżku okrywając kocem. Louis zamknął drzwi zostawiając mnie samą. Nie, moi rodzice mogą być szczęśliwi, pomogą mi. Boże, myślałam tak jakby Luciano miał mnie zostawić.. może tak mogło być. Przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej, a dłonią dotknęłam brzucha. To było tak bardzo nierealne, że aż przecież musiało być prawdziwe. Nagle usłyszałam jak ktoś dzwoni do drzwi wejściowych, a ktoś je otwiera.

- Jest tu tak?- usłyszałam głos mojego męża. Usiadłam na łóżku zestresowana.

- Tak, ale daj jej chwilę - powiedział mój brat.

- Spierdalaj. Ona jest moją żoną.- Luciano podniósł głos.- Zabieram ją stąd.

- Powiedziałem coś wcześniej - powiedział stanowczo Louis, a po sekundzie usłyszałam pisk Rosalie. Od razu wybiegałam z pokoju i zobaczyłam jak Luciano trzyma mocno Louisa, za koszulkę i przyciska do ściany.

- Puść go - powiedział Carl, ale ten w ogóle nie zareagował.

- Luciano puść go proszę - odparłam podchodząc do nich. Falcone spojrzał na mnie jednocześnie puszczając mojego brata, który spojrzał na niego z pogardą.

- Co się znowu stało, co? Dzwoniłem do ciebie z dziesięć razy. Musisz mnie informować gdzie jesteś rozumiesz?- podszedł do mnie chwytając mnie za ramiona.- Kilian powiedział mi kto był w barze.- Spojrzałam mu w oczy czując lekki niepokój, bo wiedziałam, że chodzi o jego kuzyna.

- Przepraszam, nie wiedziałam - powiedziałam, a on westchnął.- Jedźmy do domu - dodałam i spojrzałam na mojego brata, który pokręcił głową.

- Czekam na dole - odparł Luciano patrząc na Carla i Louisa. Skinęłam głową, a on wszedł z mieszkania.

- Powiesz mu?- spytał Louis podając mój beżowy płaszcz.

Tʜᴇ Dᴇᴘᴛ / 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz