Rozdział 51.

2.1K 45 0
                                    


Nogi jak i ręce cały czas trzęsły mi się po naszym pierwszym tańcu. Zajęłam miejsce przy długim stole skręcającym po dwóch stronach po kilku miejscach. Usiadłam pomiędzy Luciano, a Louisem. Nadal nie mogłam wyjść z szoku. Ja naprawdę byłam jego żoną. Blondyn pomógł mi przysunąć się do stołu.

- Dzięki - powiedziałam wciąż się uśmiechając. Skinął głową nadal patrząc na mnie.- Coś się stało?

- Nie, tylko..- westchnął i lekko pokręcił głową.- Wiesz nie mogę uwierzyć. Przechodzę przez to jakby to był mój własny ślub - dodał i sam bardziej przysunął się do stołu. Wiedziałam, że Louis był chyba najbardziej z tego niezadowolony. Nienawidził Luciano i to zostanie z nim na zawsze. Ale potrzebuje go, potrzebuje ich obojgu.

- Jeśli będziesz chciała się przebrać z tej sukni to mów - spojrzałam w stronę Liliany, która niemalże wchodziła na Luciano - ale najlepiej będzie kiedy wleci tort.. znaczy po nim.

- Okej, jasne - skinęłam głową. Nic mi wcześniej nie wspominała o zamiennej sukience ale fakt przymierzałam kilka. Pewnie sama ją do końca ogarnęłam za co byłam jej wdzięczna, w sumie jak za całe przygotowania. Kątem oka widziałam jak Luciano przypatruję mi się. Oparłam plecy o krzesło nadal patrząc w oczy mężczyzny. Chwyciłam moją dłoń i razem z nią położył swoją na swoim udzie. Tak bardzo chciałam być teraz tylko z nim. Zwróciłam wzrok na salę pełną gości. Część z nich kojarzyłam, po tym jak ostatnio jego rodzina zjechała się w willi pani Leslie. Czułam jak każde spojrzenie jest skierowane w moją stronę. Zadałam sobie sprawę, że nie pasowałam tu.

Po jakimś czasie kelnerzy zaczęli przynosić jedzenie. W pewnym momencie nie wiedziałam na czym skupić wzrok. Czułam się jak w śnie. Tylko nie wiedziałam czy w złym czy w dobrym. Cała rodzina Falcone zdawała się być przeciwko mnie. Ich spojrzenia mnie przytłaczały. Zdawałam sobie sprawę, że to przez matkę Luciano.

- Bella?- głos Luciano rozbrzmiał tuż przy moim uchu. Spojrzałam na niego wyrwana z zamyślenia.- W porządku? Czemu nie jesz? A tak w ogóle jadłaś śniadanie?- zmarszczyłam brwi i spojrzałam na stół. Faktycznie przed sobą miałam miskę z jakimś makaronem i dodatkami.

- Jest wszystko w porządku - rzuciłam i wzięłam do ręki widelec. Wiedziałam, że to jest mój dzień i mam się niczym nie przejmować. Luciano był blisko i to było najważniejsze. Zanim nachyliłam się nad stołem, Louis zgarnął mój welon bardziej do tyłu.- Czyje się za bardzo osaczona - przyznałam patrząc na niego. Blondyn wzruszyłam ramionami i kontynuował jedzenie. Westchnęłam i też zabrałam się za swoje jedzenie.

***

Gdy zaczęła grać muzyka większość młodych par poszła tańczyć. Mi nie było do tego spieszno. Spojrzałam na Louisa, który właśnie wstawał równo z Rosalie i udał się z nią na parkiet. Byłam okropnie rozkojarzona.

- Mogę prosić moją córkę do tańca?- za sobą usłyszałam mojego ojca. Odwróciłam do niego głowę. Uśmiechnęłam się i ostrożnie wstałam z krzesła.- Porywam ją tylko na chwilę - zwrócił się do Luciano, który z lekkim uśmiechem skinął głową. Ojciec wziął mnie pod rękę i zabrał na parkiet gdzie grała jeszcze w miarę spokojna muzyka, której nie znalazłam. Chwyciłam jego jedną ręką, a drugą położyłam na jego ramieniu.

- Nie wyglądasz na zadowoloną - powiedział po chwili mój tata.

- Wszystko jest w porządku. Tylko irytuje mnie rodzina Luciano - spojrzałam w zielone oczy ojca.- Ale jestem naprawdę szczęśliwa. On jest niesamowity choć wiem, że go nie lubicie.

- Nie, że go nie lubimy tylko nie znamy go tak dobrze jakbyśmy chcieli - odparł i się lekko uśmiechnął.- Najważniejsze, że jesteś szczęśliwa.- Westchnął i z jego twarzy zszedł uśmiech.- Co to znaczy słońce, że on jest donem?- spojrzałam lekko wystraszona w jego oczy.- Czy jest tym kim się domyślam, że jest?- Skinęłam niepewnie głową.

Tʜᴇ Dᴇᴘᴛ / 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz