Rozdział 37.

2.7K 58 2
                                    


Trudno było mi zasnąć po tej strzelaninie, która miała miejsce jak jechaliśmy do willi Lorenzo. Wciąż bolała mnie głowa od strzałów, które przelatywały mi nad głową. Leżałam w sypialni gościnnej, do której zaprowadził mnie Lorenzo. Nie mogłam spać. Nawet nie zastanawiałam się czy Luciano mógłby to przeżyć. Nie.. musiał przeżyć. Przecież byłam tu tylko dla niego, robiłam to przeciwko mojej rodzinie i przyjacielowi, i czułam się z tym naprawdę źle. Ile razy mogłam już przez niego stracić życie.. Przekręciłam się na prawy bok mając widok na ulewę szalejącą za oknem. Zamknęłam oczy. W willi było cicho. Nagle poczułam zapach spalenizny, jakby coś się paliło. Podniosłam się na rękach, wtedy przez zaszklone szpary w drzwiach zobaczyłam światło.. ogień.

- Ja pierdole - szybko wstałam z łóżka chowając telefon do kieszeni dresów.- Lorenzo!?- krzyknęłam wybiegając z pokoju. W dolnej części willi paliło się. Ogień pokrył całą kuchnię i salon. Falcone wybiegł razem z Kirą z pokoju na przeciwko. Nagle coś na dole wybuchło.

- Kurwa, na zewnątrz!- krzyknął brunet i pobiegliśmy w stronę schodów, których na szczęście nie zajął ogień. Dobiegłam do drzwi wejściowych i mocno szarpnęłam na klamkę. Były zamknięte, nawet kiedy przekręciłam w nich klucz. Falcone zaklnął i chwycił jakiś wazon z komody przy drzwiach i rzucił nim w długie okno obok drzwi, które się rozbiło.- Dalej. - Kira wyszła jako pierwsza ponaglana przez mężczyznę, druga byłam ja. Ponownie coś wybuchło i pchnęło Lorenzo w naszą stronę. Wtedy wyleciało szkło z okien co bardziej wznieciło ogień. Falcone podniósł się z pomocą Kiry i spojrzał na swoją płonącą wille, swój dom. Przez padający deszcz zrobiło mi się zimno.

- Musieli nas śledzić - powiedziała szatynka. To było niewykluczone, że to był Conti. Usłyszałam nadjeżdżające auto i strzał z broni. Serce zaczęło mi mocnej bić. Lorenzo wyciągnął broń tak jak Duarte, która niepewnie spojrzała na mężczyznę.

- Zaraz ich rozkurwie - powiedział gdy samochód stanął. Przez otwarte okno ktoś wyciągnął broń ale nim zdążył strzelić samochód stanął w płomieniach. Wtedy zobaczyłam na podjeździe dalej czarne audi, z którego wysiadł Kilian i Luciano. Obaj zjawili się obok nas błyskawicznie.

- Nic wam nie jest?- spytał Luciano i spojrzał na płonącą wille, a potem na mnie. Widziałam kątem oka jak Lorenzo miał coś powiedzieć ale zrobiłam to pierwsza.

- Mogliśmy zginąć dwa razy - podniosłam głos gdy Luciano znalazł się przede mną.- Narażasz ich na śmierć - wskazałam na Lorenzo i Kirę.- Jesteś skończonym skurwielem jeśli na to pozwalasz. Obiecałeś mi, że nic mi się nie stanie, że nigdy nie będę już widzieć takich rzeczy.- Czułam jak pod moimi oczami zbierają się zły.- Ja naprawdę się boje. Nie wiem czy mogę ci jeszcze zaufać.

- Będziesz mogła odejść kiedy go zabiję, nie będę cię zatrzymywał - powiedział po chwili. Podniosłam na niego wzrok, a on spojrzał na Kiliana, który poszedł do nas.- Zawieź ją do mojej willi.- Szatyn skinął głową i narzucił na mnie swoją marynarkę, a następnie objął mnie ramieniem i zaprowadził do samochodu. Lorenzo w tym momencie gdzieś dzwonił, a Kira rozmawiała z Luciano. Bez słowa szatyn wyjechał z posesji Lorenzo. Bardzo zabolały mnie słowa Luciano. Tak po prostu kazał mi odejść. Czy przez te dwa miesiące udawał? Nie zdziwiła bym się, był przecież do tego zdolny.

- Dobrze się czujesz?- spytał Kilian po paru minutach.

- Nie - rzuciłam i założyłam na siebie jego marynarkę.- Wszystko jest takie pojebane. Mam po prostu dosyć jak nigdy wcześniej. Kocham go, boję się o niego, sam mi obiecywał, że wszystko już będzie w porządku po tym jak Conti mnie porwał, a teraz bez cienia emocji mówi, że mogę odejść. Pewnie sam tego chce.

Tʜᴇ Dᴇᴘᴛ / 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz