Rozdział 1, czyli najgorszy początek mojego życia

748 29 7
                                    

To był długi dzień. Długi i cholernie ciężki. Jak najciszej zszedłem z łóżka, nie chcąc obudzić towarzyszy. Poniedziałek zapowiadał się całkiem ładnie; deszcz uderzał głośno o okna, uciszając wszystko inne. Cisza to moja największa przyjaciółka, która jak gdyby wyczuwając, że mam urodziny, postanowiła otulić sobą pokój. Skrzywiłem się, wchodząc do jasnej łazienki. Bród w pomieszczeniu mógł świadczyć tylko o tym, że nieważne jak bardzo Ślizgoni próbują być idealni, nie potrafią. 

- Na Merlina! - szepnąłem, wygrzebując szczotkę do włosów spod góry ręczników. Zawiązałem włosy w niski kucyk; zapuszczałem je od kilku miesięcy, przez co sięgały do końca łopatek. Ubrałem szkolny mundurek i wyślizgnąłem się z sypialni Slytherinu, nie czekając na resztę. 

Jak zwykle, byłem w jadalni jako jeden z pierwszych. Właściwie to pierwszy. Skrzywiłem się na widok jedzenia, nie wyglądało smakowicie. Napiłem się wody i wyciągnąłem podręcznik do zielarstwa, wiedząc, że zostanę przepytany. Uśmiechnąłem się, rozumiałem każdy temat. Nie zorientowałem się, kiedy stołówka wypełniła się ludźmi. Westchnąłem i wstałem, nie mając ochoty przebywać w towarzystwie innych uczniów; nastawiałem się na obelgi.

- Sev!! Wszystkiego najlepszego! - Lily rzuciła mi się na ramiona, znajdując mnie przy wejściu. - Dużo zdrowia, szczęścia.. - ta, szczęścia. Powstrzymałem prychnięcie. Złamała mi serce i życzy szczęścia. Jasne. - I może znalezienia drugiej połówki, co Severusie? - ''serio?'' pomyślałem - Jestem pewna, że ktoś z tej szkoły oprócz mnie potrafi docenić twoje żarty! - mrugnęła, a ja odchyliłem głowę do tyłu.

- Lily!! Dobrze wiesz, że wszyscy doceniają moje żarty. - burknąłem, a dziewczyna zachichotała. Otworzyła usta, chyba chcąc znowu powiedzieć coś, przez co nie mogłem spać po nocach, jednak nie dostała tej szansy.

- A kogo my tu mamy! Czyżbyś obściskiwała się ze Smarkerusem? - podszedł do nas James, otwarcie śmiejąc się razem z Syriuszem. Pierdolony Potter. Zmarszczyłem usta, odsuwając się od koleżanki. 

- Ma urodziny, James! - wytłumaczyła mu prosto dziewczyna, a Gryfon spojrzał na mnie, jakby świeciło mi z dupy. Podszedł do Lily, przytulając ją od tyłu. Warknąłem, patrząc jak całuje ją w szyję.

- Wiem, że wolałabyś przytulać mnie. - Lily przewróciła oczami, jednak na jej twarzy pojawił się spory rumieniec. Otoczyła rękami ramiona Pottera i tylko zachichotała. 

- Jesteś idiotą, J! - mają już własne przezwiska? Wymienił spojrzenie z Syriuszem, który stał niedaleko. Ten widocznie zadowolony, uśmiechnął się chamsko. Westchnąłem.

- Lily, muszę iść na lekcję, miło było cię widzieć. - mruknąłem i ruszyłem w stronę schodów, jednak przyjaciel Pottera zagrodził mi przejście. Spuściłem wzrok na stopy.

- Hej, Snape, nie wolałbyś ścignąć się ze mną i Jamesem na miotłach? Mamy trochę czasu do lekcji, a jeśli wygrasz to możesz stanowczo liczyć na spokojny tydzień, prawda, James? - Potter, po chwilii wpatrywania się w Syriusza powoli pokiwał głową, niepewny co do zakładu. 

Jego zwątpienie jednak szybko minęło, kiedy na boisku razem z Syriuszem śmiali się z mojej miotły. Oboje mieli niesamowity sprzęt, o którym właściwie mogłem tylko pomarzyć. James spojrzał na mnie wyczekująco, chyba myślać, że coś na to odpowiem. Skrzywiłem się; nie miałem na to siły, nie po nie zjedzonym śniadaniu (i wielu innych posiłkach ze wczoraj). 

- Po prostu zacznijmy. - Usiadłem na miotle, od razu unosząc się do góry. James i Syriusz szybko dołączyli.

- Wyścig kończy się, gdy któryś z nas zrobi 5 okrążeń. - prychnąłem. - Wokół Hogwartu. - dokończył Potter. ''Boże! Obym wygrał'' - powtarzałem sobie w myślach, wiedząc, że jeśli mi się nie uda, Gryfoni będą mi to długo wypominać. 

Przygotowałem się do pozycji startowej. Chwilę później, pościg się rozpoczął. Od razu ruszyłem, ściskając łydki na chudym patyku. Niestety, Potter już dawno mnie wyprzedził. Kurwa. 

Po trzecim okrążeniu Gryfoni zwolnili, dostowywując się do mojego tempa. Od wiatru walącego po oczach, po moich policzkach spływały łzy, a one same pokryły się różanym kolorem. James szturchnął mnie, omal nie powodując upadku. Wrzasnąłem, jednak Syriusz mnie zagłuszył.

- Hej, James, co ty na to, żeby pograć w zbijaka? - zbladłem. Potter uśmiechnął się szyderczo, po czym ochoczo popchnął mnie w stronę Syriusza. Tamten odepchnął mnie, kręcąc się poleciałem do Gryfona. ''Nie, nie, nie! To nie miało tak wyglądać!'' Zakręciło mi się w głowie, jednak Potter znów mnie popchnął. - Kto pierwszy go zrzuci, wygrywa! - dodał Syriusz. Wytrzeszczając oczy ze strachu, poleciałem spowrotem w stronę dziedzińca. Dogonili mnie, nawet się nie starając. 

- No już, Smarkerusie! Spierdol się z miotły! - popchnął mnie Syriusz, a Potter nie czekając na sprzeciwy, wyciągnął różdżkę. Alarte Ascendare! - moja miotła wyrwała się spod nóg, tym samym czyniąc Pottera zwyciężcą. 

- Hej, to oszustwo! - wrzasnął Syriusz, chwilę przed tym jak nabiłem się na czubek jednej z wież Dyrektora, powoli i w cierpieniu tracąc przytomność. 


Śpiączka // SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz