Rozdział 15, zaczynam nienawidzić błękitu

223 10 2
                                    

Usiadłem przy stole, Hermiona uśmiechnęła się na powitanie. Nie udało mi się złapać jej wieczorem; spędziłem go z Harry'm, Rein'em i Lily, graliśmy w różne mugolskie planszówki. Gryfonka również była zajęta, dlatego postanowiłem porozmawiać z nią rano. 

- Wytłumacz mi coś. - zacząłem poważnie. W międzyczasie nalałem do owsianki cztery krople Corporis, które powoli odnosiło skutki. Zmierzyłem dziewczynę wzrokiem.

- Merlinie, przepraszam za tamtą plamę na kurtce, nie miałam wylać.. - machnąłem ręką, niekoniecznie wiedząc o czym ona mówi. Być może piąta trzydzieści to za wcześnie na takie rozmowy, człowiek jest jedną nogą w śnie. 

- Jaką plamę? Wiesz co, nie chcę wiedzieć. Mam inne pytanie. - Miona odetchnęła z ulgą, rozluźniając się.

- No mów.

- Czy Stella jest wampusem? - dziewczyna zadławiła się sokiem, spojrzała na mnie spod wilka. - Wiesz, że są zabronione!

- Dobra, nie denerwuj się na mnie! Nie jest wampusem. - zmrużyłem oczy, podrapała się po karku. - W połowie nie jest wampusem. - pokiwałem głową, wpychając sobie do buzi owsiankę. Była smaczna, truskawkowa. - Wujek Rona jest dostawcą towarzyszy. Co jakiś czas przyjeżdża do Magicznej Madżinerii z nowymi okazami, sam ma gigantyczną pumę. W wigilię poszliśmy go odwiedzić, powiedział, że jego kotka urodziła w podróży. Nie wiedział kiedy to się stało. - dodała, broniąc mężczyznę. Hodowle wampusów były zakazane, tak samo jak oddzielanie je od stada i oswajanie. Zadrżałem. 

- Masz szczęście, że Stella jest miłą spasioną kotką, która prędzej złamie sobie pazura niż mnie podrapie. - przewróciłem oczami, Hermiona zachichotała. - Jak twoje korepetycje?

- Teraz oboje je prowadzimy, co? - mrugnęła, zarumieniłem się mimo woli. Ostatnie lekcje z Harry'm średnio kiedy skupiały się na nauce. - Wiesz, dzieci które do nas przychodzą są całkiem mądre. Draco u jednego z nich załatwił autograf Jake'a Stone'a!

- To jakiś poeta, prawda?

- JAKIŚ POETA?! - dziewczyna wstała i wybiegła z sali. Pierwsza myśl: pojebało ją. Druga: chcę przeczytać dzieła tego człowieka. Po pięciu minutach wróciła z grubym tomem w rękach. - Jake jest amerykańskim czarodziejem, który słynie z niesamowitych wierszów o opisach zwierząt. 

Podała mi książkę, mówiąc, że mam ją przeczytać. Zgodziłem się.

- Cholera, to nieźle się Draco ustawił! - stwierdziłem, przekartkowywując opowieści.

- A wiem. - spiąłem się, Hermiona pisnęła z zaskoczeniem.

- Jeśli jeszcze raz mnie tak wystraszysz to zamienię cię w fretkę! - powiedziała do Draco, który mocno się skrzywił. Natychmiast poprawił wyraz twarzy i usiadł naprzeciwko mnie. Zaczęliśmy w trójkę rozmawiać o ostatnich dniach, poprawach z zielarstwa (razem z Draco oblaliśmy pilnowanie podlewania jakiegoś idiotycznego krzaka, to nie moja wina, że wybrał mnie do pary i kazał MI go pilnować, nie jestem zielarką!) oraz o najbliższym teście z Eliksirów. Osobiście nie mogłem być bardziej przygotowany; razem z Harry'm powtarzaliśmy wszystko kilka razy, jeśli on się czegoś nie nauczył, to ja miałem to wkute na pamięć. Inni uczniowie weszli na salę, przywitałem się z Rein'em, pomachałem do mojego chłopaka i odłożyłem pusty talerz. 

***

Dumbledore wezwał Harry'ego po południu. Lily opowiedziała mu o greckiej klątwie, widocznie dyrektor zaufał, że skoro Harry pokonał Voldemort'a, to z tym też sobie poradzi. Polazłem za nim, też słyszałem opowieść puchonki. Albus skinął nam głową, ciągle wpatrując się w skuloną na fotelu Lily. Miała lekko czerwone policzki, dopiero przestała płakać. Obok siedziała Pomona Sprout, opiekunka Hufflepuffu. Niepewnie usiadłem obok gryfona, który wydawał się pochłonięty własnymi myślami. 

Śpiączka // SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz