Rozdział 3, o tym, jak śmiałem się dwadzieścia lat temu

525 26 5
                                    

W dormitorium Slytherinu nie było widać poważnych zmian. Na środku pokoju głównego dalej stała wielka kanapa, a na ścianach wisiały gobeliny. W powietrzu czuć było jednak ostrymi perfumami, dezodorantem, nowymi książkami (mniam) oraz jedzeniem. ''A to coś nowego.'' uświadomiłem sobie w myślach, pamiętając szkołę sprzed dwudziestu lat. Może rzeczywiście Ślizgoni nauczyli się manier? ''Czy ja też będę musiał?'' zadrżałem. Mój wzrok przykuł Rein, który niepewnie usiadł na kanapie. Przewróciłem oczami i dosiadłem się do chłopca, który od czasu wyjścia z pociągu zachowywał się (chyba jako jedyny) jakby mnie polubił. Chłopiec rozpromienił się na mój widok. Natychmiast odwrócił głowę.

- Nie powinieneś siedzieć ze starszymi osobami? - skrzyżowałem ręce, kładąc się na rogu kanapy. 

- Hm, wydaję mi się, że nie zostanę zaproszony do ich grupy znajomych. Wiesz jak to działa, znają się od wielu lat. - chłopiec pokiwał głową, poczym uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy. 

- Ten kto wymieni obrzydliwsze stworzenie, wygrywa! - zmienił temat, a ja kiwnąłem głową, zgadzając się na nową zabawę. Spojrzałem na drzwi do sypialni.

- Dobra, grajmy i rozpakowywujmy się jednocześnie. Mam w plecaku kilka paczek z ziołami, które błagają o tlen.

***

- Korniczek, musisz przyznać, że jest naprawdę obrzydliwy! - udałem odruch wymiotny, tym samym kończąc zabawę z Reinem. Było już po dziewiątej, chłopiec zaczął ziewać. - Idziesz spać?

- Nie będziesz na mnie zły? - machnąłem ręką. Przecież był tylko dzieckiem.

- Tak, będę wściekły. Przebieraj się w piżamę i do łóżka, też chce mi się spać. - pierwszak spojrzał na mnie z wdzięcznością i odszedł do swojej walizki. Wyjąłem jedną z książek o eliksirach i zszedłem do pokoju głównego. Na wielkiej kanapie siedziała grupka czwarto i piątoklasistów, śmiejących się z uczniów innych domów. Skrzywiłem się i usiadłem w rogu pokoju. Po kilku sprawnych ruchach dłońmi wsadziłem do oczu soczewki powiększające, dzięki którym łatwiej było mi czytać w nieodpowiednio oświetlonych miejscach. 

- Hej, Severusie, widziałeś dzisiaj twarz Longbottom'a? - tłumek za Draco zachichotał. Co?

- Kogo?

- Tego brzydkiego dzieciaka z naszego rocznika, wiesz, siadzącego obok Pottera. - niemal wypluł ostatnie słowo. Wstałem zamykając podręcznik.

- Nie widziałem, ale pewnie musiała być zabawna. Nie lubicie Harry'ego? 

- A co? Podoba ci się? - prychnąłem z obrzydzeniem. Podeszłem bliżej Malfoya, uśmiechając się krzywo.

- Założę się, że jest jeszcze gorszy niż jego ojciec. - mrugnąłem, a towarzystwo zbladło. No tak. - Ród Potterów? Chyba ród szczeniackich chujków. - Draco zaśmiał się jako pierwszy. Konwersacja pobiegła lepiej niż się spodziewałem; Malfoy był dużo lepszy od ojca. Zabawniejszy. Nie szanował żadnego z Potterów. Idealny. 

Nawet się porządnie nie rozgadaliśmy, a już dochodziło do dwudziestej trzeciej. Tak wiem - rozgadany Severus? Brzmi niemożliwie, ale jeśli chodzi o obgadywanie Jamesa lub Harry'ego, mogłem gadać w nieskończoność. Tak samo jak Draco.

- I wtedy powiedziałem mu, że wzdycha do McGonnagal, a on był tak czerwony ze złości, że wszyscy stwierdzili, iż jest zarumieniony. Harry Potter i McGonnagal! Ha, para stulecia! - zaśmiał się głośno, również wybuchłem śmiechem.

- Podsumowując, Rodzinka Potterów jest pełna pizd, a ja jestem cholernie śpiący. Do jutra Draco! - wstałem z kanapy, na której jakimś cudem znajdowałem się najbliżej Malfoya. Tamten tylko kiwnął głową i ziewnął, sprawiając, że cały tłumek nagle zapragnął iść spać. Rzuciłem mu rozbawione spojrzenie.

Śpiączka // SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz