Rozdział 21, wszystkie drogi prowadzą do Rzymu

140 10 2
                                    

Jezu, dostałem własny rozdział! Czekałem na to dłużej niż możecie sobie wyobrazić; Severus i te jego "odpierdol się, to mój dziennik, nie dam ci bo robisz błędy ortograficzne.." JA I BŁĘDY? Poza tym, widzicie to idealnie pismo? Sto razy lepsze niż Severusa. Ba, powinienem prowadzić ten dziennik SAM. Szkoda, że kazał mi pisać akurat o tej sytuacji. Dlaczego on zwija najlepsze (czyt. pierwsze 10 rozdziałów) a ja dostaje opowieść o Voldemorcie? Och, co do opowieści..

Myślę, że najpierw powinienem wyjaśnić, dlaczego w ogóle użyłem tego zaklęcia. Jestem człowiekiem, którego bardzo łatwo sprowokować. Szczególnie, gdy chodzi o zabicie bliskiej mi osoby. Na samym początku pomyślałem, że wystarczy użyć Avady i będzie po sprawie. Voldemort zasługiwał jednak na coś dużo gorszego, niż szybka śmierć. Byłem wściekły, a Summa Inunis było jedynym, co pojawiło mi się w myślach. Och, myślałem jeszcze, żeby pożegnać się z Severusem. Merlinie, jakie to było żałosne. Wyznać miłość i uciec? Kto się tak zachowuje? Gdy o tym myślę, mam ochotę walić głową o ścianę. Wracając, nie wiedziałem, że musiałem zabić Voldemorta, by wrócić na Ziemię. Nie obchodziło mnie to, że już nigdy nie zobaczę nikogo innego, niż jego. Właściwie, gdzieś z tyłu głowy liczyłem, że też umrę. Nie zrozumcie mnie źle, Syriusz był strasznym chujem dla Severusa, ale dalej był członkiem mojej rodziny. Był moim przyjacielem i chciałem zobaczyć go ponownie. 

Wessało nas w podłogę i w ułamku sekundy znaleźliśmy się w pustce. To miejsce było absolutnie przygnębiające. Staliśmy po środku niczego. Otaczała nas ciemność, jedyne, co widziałem, to twarz obrzydliwego mordercy. Voldemort nieźle obsrał się w gacie. 

- Coś ty zrobił? - wysyczał, obracając się we wszystkie strony. Sam byłem równie zdezorientowany co on. Nad zdziwieniem przeważała jedynie wściekłość. Wyciągnąłem różdżkę i rzuciłem Cruciatusa, jednak nic się nie stało. Zaśmiał się szyderczo i sam rzucił na mnie zaklęcie. Nic. Się. Nie. Stało. Nagle zniknął ból głowy, jak i wszystkie inne objawy choroby. Caelum mówiła, że Voldemort rzucił na mnie klątwę. Jeśli nie było tu magii.. nie byłem też chory. Uśmiechnąłem się, czując jak powracają mi siły. - Pożałujesz tego.. - zmierzyłem go wzrokiem. Był taki żałosny; jego czarne szaty zlały się z pomieszczeniem, na bladą twarz wkroczyło przerażenie, a nos.. nie miał nosa. Nie wierzę, że ludzie uważali to za przerażające. 

- Zawsze bałeś się, że umrzesz nudną śmiercią. Co powiesz, na zgnicie z Harry'm Potter'em w miejscu, w którym nikt cię nigdy nie zobaczy? Ludzie o tobie zapomną szybciej, niż ci się wydaje. 

Zadrżał, poczym na jego twarz wkroczył nieszczery uśmiech. Zgiął palce w pięść i rzucił się w moją stronę. Odsunąłem się i uderzyłem go w skroń.

- Możesz walczyć, ale tu nie masz widownii. Możesz mnie zabić, ale wtedy na zawsze zostaniesz tu sam. W końcu oszalejesz. 

Skrzywił się i odparował atak. Oberwałem w brzuch, jednak nie bardzo mnie to zabolało. Voldemort był słaby; zawsze polegał na magii, na swojej różdżce. Nie miał przy sobie niczego, co mogłoby go uratować.

- Ty nawet nie masz nosa! - uderzyłem go w miejsce, gdzie powinien go mieć. Zatoczył się do tyłu, podłożyłem mu nogę. Przyszpiliłem kolanem jego klatkę piersiową, a ręcę położyłem na jego szyji. Miał zimną, chropowatą skórę. Obrzydliwe - pomyślałem.

A potem zacząłem go dusić; gdy już wyglądał, jakby odchodził, dawałem mu złapać chaust powietrza. Wiem, co sobie pomyślicie (właściwie, to nie wiem, bo to severus czyta w myślach, ale chyba mogę się domyślać.. jak to nie mogę się tak rozgadywać?), Harry jak możesz go tak torturować? 
Szczerze, postawcie się na moim miejscu. Voldemort zabił moich rodziców, zabijał moich kolegów, zabijał niewinnych ludzi, robił mi wodę z mózgu, zaatakował mojego chłopaka, którego kocham (przysięgam zabiję się za to kocham i uciekam) A POTEM zabił mojego ojca chrzestnego. Kurwa, czy to nie za wiele? To nie czyni ze mnie mordercy; dałem mu to, na co zasługiwał od bardzo dawna. Nie wiem ile czasu to robiłem, zanim zorientowałem się, że nie żyje. Jednocześnie miałem wrażenie, że minęła doba i piętnaście sekund. Wszystko mi się pomieszało. 

Śpiączka // SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz