Rozdział 15

395 20 45
                                    

Dla JK'a świat zamarł. Krew trysnęła na pościel. Czuł ją na swoich rękach i twarzy, a następnie przejmującą rozpacz i rozpadanie się na kawałki.

Jego marzenie, te prawdziwe i skryte, w końcu się spełniło. Ktoś pokochał go na tyle, że oddał za to życie. Dla kogoś, kto nawet nie powiedział, że to odwzajemnia. Stracił V. Nieodwracalnie. Kogoś, kto pierwszy raz w życiu ruszył jego serce i zabarwił rzeczywistość kolorami. Czemu dopiero teraz sobie to uświadomił? Czemu po fakcie? Miał ochotę krzyczeć.

Ale okazało się, że ten koszmar rozegrał się tylko w jego głowie.

Był w takim szoku, że nie zarejestrował, że zamiast huku wystrzału, padło jedynie ciche kliknięcie, a żadna krew nie zalała pomieszczenia. Zamrugał, a czas ruszył, oddając mu powietrze i czucie kończynach. 

V nadal klęczał, a po jego skroni spłynęła stróżka potu. Ciało ledwo widocznie zadrżało. Też wyglądał na zdziwionego. Sekundę temu powinien nie żyć.

Namjoon beznamiętnie obrócił pistolet w dłoni i zwrócił się do Jina.

- Podaj mi nabity.

Asystent chyba przeżywał scenę na równi z nimi. Był blady jak ściana. Musiał się otrząsnąć, zanim wykonał polecenie. Powoli podał mu własny. Namjoon tym razem upewnił się, że nabój jest w środku.

JK już nie czekał. Wstał i na chwiejnych nogach opadł na plecy V, obejmując go ramionami. Wtulił w jego wciąż ciepłe, żywe ciało. Poczuł jego zapach i skroń, ocierającą się o jego własną. Czule, tęskno i w zaskoczeniu. Przeszła go fala iskier i niewysłowionej ulgi. Podniósł na Namjoona swoje spojrzenie.

 - Nie.

Facet znieruchomiał. Broń była wycelowana. Całą trójką wpatrywali się w siebie w napięciu. Ich klatki piersiowe unosiły się szybko.

- Proszę... - dodał, bezradnie oplatając ciało V ciaśniej, w geście zasłonienia. Wiedział, że to się na nic nie zda. Możliwym było, że zastrzeli ich obu. Trudno.

Choć nie wiedział jeszcze jakie ma zdanie o miłości, to o dalszym życiu bez V już tak.

Namjoon drgnął. Odwrócił wzrok, a potem nim wrócił i przygryzł usta. Zawahał się. Sekunda wlokła się za sekundą, aż w końcu napięcie puściło. JK nie mógł uwierzyć w to, co widzi.

Pistolet został cofnięty.   

- Jin. Zajmij się nimi. Mają mi zniknąć z Black Swan.

Facet wyszedł z pomieszczenia, zostawiając ich w kompletnym szoku.

***

JK patrzył na pływające w akwarium rekiny. Ze zdziwieniem odkrył, że teraz nie tylko Nadzieja jest lekko poszarpana. Reszta również miała na swoich płetwach i tułowiach zadrapania. Czyżby najmniejszy rekin w końcu się postawił? Chyba może przestać się o nią martwić.

Czas się pożegnać, co? Zwrócił się do nich w myślach. Długo były mu za towarzyszy. Dotknął palcami zimnej szyby.

Jeszcze nie do końca to rozumiał. Wszystko działo się za szybko, by mógł to dokładnie przemyśleć. Tylko po co? Czy musiał się nad tym zastanawiać? Wcześniej nie zaprzątał sobie takimi rzeczami głowy. 

Słyszał zza siebie Jina, który przekazywał V ostatnie informacje o ich wyjeździe. Odpinał mu też zegarek charakterystycznym kliknięciem. Torby popakowane na szybko stały już przy windzie. Miał jeszcze trochę czasu. 

Wszedł do gabinetu Namjoona. Fotel, w którym siedział mężczyzna był obrócony w stronę miasta. Jego postać niewyraźnie odbijała się w szybie. Nie potrafił dostrzec wyrazu jego twarzy, ale musiał sobie zdawać sprawę z jego obecności. 

Fucking good [Taekook + różne] 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz