15

193 9 0
                                    

Beeb! Beeb! Beeb!

Jęknęłam, gdy moja ręka szukała telefonu, żeby wyłączyć alarm. Odwróciłam się w lewo i widzę śpiącego Mikołaja. Kiedy schodzę na dół, na mojej twarzy pojawia się uśmiech i kieruje się w stronę łazienki, gdzie biorę szybki prysznic i wykonuję poranne czynności. Wracam do sypialni gdzie przebieram się w granatowe jeansy i koszulkę od Miko. Biorę telefon, całuję chłopaka w czoło i schodzę na dół, gdzie słychać krzyki.

- Dzień dobry wszystkim. - mówię i widzę moich rodziców i Amelię.

- Och, dzięki Bogu, że tu jesteś. - mówi moja mama. Chce mnie przytulić, ale ją zatrzymuję.

- Żartujesz sobie? Przez cały ten czas, kiedy tu byłam, oboje ani razu do mnie nie zadzwoniliście.

- Dzwoniliśmy do ciebie. - mówi mój tata.

- Oh naprawdę? Zabawna rzecz, bo nie otrzymałam żadnych wiadomości i zgadnij co. Mam ciągle ten sam numer telefonu od kiedy zaczęłam chodzić do szkoły średniej.

- Kochanie, my też byliśmy zajęci. - mówi mama, a ja wzdycham.

- Czym byliście zajęci? Och, czekaj, tą sprawą, o której mi nie powiedzieliście? Faktycznie, wyleciało mi to z głowy. - mówię.

- Co tu się dzieje? - słyszę głos Mikołaja.

- Nic takiego. Spotkanie rodzinne, które już się skończyło. - mówię i idę do kuchni zrobić wszystkim kawę.

Chwilę później słyszę, jak drzwi wejściowe się zamykają. Opuszczam głowę, kładę ręce na blacie i z całych moich sił staram się nie płakać. To strasznie boli.

Słyszę, jak moi przyjaciele wchodzą do kuchni i Amelia podchodzi do mnie, żeby mnie przytulić. Oddaję uścisk i łzy opuszczają moje oczy.

- To boli jak cholera.

- Wiem, ale musisz im wybaczyć, minęły miesiące, odkąd się o tym dowiedziałaś.

- Wybaczyć im? Po pierwsze - chcę powiedzieć, ale Mikołaj mi przerywa.

- Po pierwsze nic. To twoi rodzice, Diana, nie możesz się na nich wiecznie złościć. Musisz im wybaczyć. Rozumiesz?

- Tak, proszę pana. - mówię, przewracając oczami.

- Dobra dziewczynka. - mówi i całuje mnie w czubek głowy.

W garażu

Właśnie czyściłam silnik w fiacie, bo już skończyłam z Mercedesem. Usłyszałam w garażu stukot obcasów. Wytarłam ręce i poszłam zobaczyć kto jest w warsztacie. Okazało się, że byli tu moi rodzice.

- Więc to jest miejsce, w którym pracujesz? - pyta tata.

- Tak. Co tutaj robicie?

- Chcieliśmy tylko zobaczyć, gdzie pracujesz i też przeprosić. - mówi mama, ale zatrzymuje mnie, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Wiem, że nie chcesz tego słuchać, ale musisz to zrobić. Diana, byliśmy w tym biznesie zanim się urodziłaś. To jak rodzinny biznes, ale ja i twój tata zdecydowaliśmy, że ten świat jest dla ciebie zbyt niebezpieczny. Pomyśleliśmy, że jeśli się o tym nie dowiesz, to będziesz bezpieczna ale potem zaczęłaś dorastać i z naprawy samochodów zrobiłaś coś, co dawało ci szczęście. A teraz cię szukają.

- Wiem mamo. Rzuciłam się w ten świat i zrobię wszystko, żeby zapewnić bezpieczeństwo moim przyjaciołom, mnie i wam. Ale nigdy nie ważcie się prosić, żebym zrezygnowała z robienia tego, co kocham. - mówię na skraju płaczu.

- Nie, kochanie. Rozumiemy, że sprawia Ci to radość i nie będziemy Ci tego odbierać. Chcemy tylko wiedzieć, czy nam wybaczysz. - pyta tata z nadzieją w głosie.

Westchnęłam.

- Tak, wybaczam wam. - mówię, a oni mnie obejmują.

- Dziękuję. - mówi moja mama. Może zrobimy grilla w ten weekend? Możesz nawet przyprowadzić kolegów. - mówi mój tata, a ja się lekko śmieję.

- Tak, oczywiście. Na pewno przyjdą.

- Musimy już iść kochanie, mamy jeszcze kilka spotkań. Dziękujemy jeszcze raz. Dbaj o siebie. - mówi mama i całuje mnie w czoło, a tata robi to samo.

- Wy też na siebie uważajcie. Nie mogę się doczekać grilla, tato. - mówię, a on się uśmiecha.

- Ja też, dzieciaku. - mówi, a ja odwracam się do Fiata i kontynuuję swoją pracę.

Nie mija 5 minut, gdy słyszę głośny wybuch i widzę płonący samochód moich rodziców. Biegnę do samochodu, ale nie mogę nic zrobić, żeby ich uratować. Biorę telefon i dzwonię na sto dwanaście.

- Sto dwanaście. Co się stało?

- Wybuchł pożar na ulicy Mołdawskiej dwadzieścia trzy. Dwójka dorosłych.

- Jak się nazywasz?

- Diana Linn.

-W porządku Pani Linn, proszę zachować spokój, pomoc jest już w drodze.

- Jak, do cholery, mam zachować spokój, kiedy widzę, jak moi rodzice płoną żywcem?! - krzyczę przez telefon.

- Proszę Pani, niech pani zachowa spokój. - mówi a ja kończę rozmowę. Po chwili przyjeżdża wóz strażacki i strażacy gaszą ogień.
Kiedy skończyli, upadłam na kolana z oczami pełnymi łez, ale żadna z nich nie wypłynęła. Na mojej drodze stanął strażak.

- Proszę Panią, czy wszystko w porządku?

- Nie, nie jest.

Stoję tyłem do fiata i patrzę, jak strażacy sprzątają pozostałości po samochodzie. Przyjechała karetka, żeby sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku, ale teraz najbardziej potrzebowałam Mikołaja.

- Tu jesteś. - słyszę głos, na który czekałam.

- Dlaczego? Dlaczego teraz? Mieliśmy spędzić wspólnie czas, jak za dawnych czasów. - mówię.

- Chciałbym móc dać ci odpowiedź. - mówi i mnie przytula.

Trzy dni po pogrzebie

Z

awsze zastanawiałam się, dlaczego dobrzy ludzie muszą czasami być smutni. Uszczęśliwiają innych, zawsze się uśmiechają, więc dlaczego muszą być smutni? I teraz myślę, że znalazłam odpowiedź na to pytanie. Życie jest mieszanką dobra i zła, radości i smutku i muszą one pozostać w harmonii. Takie jest życie. Nigdy nie myślałam, że będę tutaj, robiąc to, co kocham, z ludźmi, których kocham, ale nie wiedziałam też, że stracę rodziców. Ale z drugiej strony jestem wdzięczna. Bez nich nie byłoby mnie tutaj.

The stars will find Us - Mikołaj Tylko | KonopskyyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz