Beeb! Beeb! Beeb!
Jęknęłam, gdy moja ręka szukała telefonu, żeby wyłączyć alarm. Odwróciłam się w lewo i widzę śpiącego Mikołaja. Kiedy schodzę na dół, na mojej twarzy pojawia się uśmiech i kieruje się w stronę łazienki, gdzie biorę szybki prysznic i wykonuję poranne czynności. Wracam do sypialni gdzie przebieram się w granatowe jeansy i koszulkę od Miko. Biorę telefon, całuję chłopaka w czoło i schodzę na dół, gdzie słychać krzyki.
- Dzień dobry wszystkim. - mówię i widzę moich rodziców i Amelię.
- Och, dzięki Bogu, że tu jesteś. - mówi moja mama. Chce mnie przytulić, ale ją zatrzymuję.
- Żartujesz sobie? Przez cały ten czas, kiedy tu byłam, oboje ani razu do mnie nie zadzwoniliście.
- Dzwoniliśmy do ciebie. - mówi mój tata.
- Oh naprawdę? Zabawna rzecz, bo nie otrzymałam żadnych wiadomości i zgadnij co. Mam ciągle ten sam numer telefonu od kiedy zaczęłam chodzić do szkoły średniej.
- Kochanie, my też byliśmy zajęci. - mówi mama, a ja wzdycham.
- Czym byliście zajęci? Och, czekaj, tą sprawą, o której mi nie powiedzieliście? Faktycznie, wyleciało mi to z głowy. - mówię.
- Co tu się dzieje? - słyszę głos Mikołaja.
- Nic takiego. Spotkanie rodzinne, które już się skończyło. - mówię i idę do kuchni zrobić wszystkim kawę.
Chwilę później słyszę, jak drzwi wejściowe się zamykają. Opuszczam głowę, kładę ręce na blacie i z całych moich sił staram się nie płakać. To strasznie boli.
Słyszę, jak moi przyjaciele wchodzą do kuchni i Amelia podchodzi do mnie, żeby mnie przytulić. Oddaję uścisk i łzy opuszczają moje oczy.
- To boli jak cholera.
- Wiem, ale musisz im wybaczyć, minęły miesiące, odkąd się o tym dowiedziałaś.
- Wybaczyć im? Po pierwsze - chcę powiedzieć, ale Mikołaj mi przerywa.
- Po pierwsze nic. To twoi rodzice, Diana, nie możesz się na nich wiecznie złościć. Musisz im wybaczyć. Rozumiesz?
- Tak, proszę pana. - mówię, przewracając oczami.
- Dobra dziewczynka. - mówi i całuje mnie w czubek głowy.
W garażu
Właśnie czyściłam silnik w fiacie, bo już skończyłam z Mercedesem. Usłyszałam w garażu stukot obcasów. Wytarłam ręce i poszłam zobaczyć kto jest w warsztacie. Okazało się, że byli tu moi rodzice.
- Więc to jest miejsce, w którym pracujesz? - pyta tata.
- Tak. Co tutaj robicie?
- Chcieliśmy tylko zobaczyć, gdzie pracujesz i też przeprosić. - mówi mama, ale zatrzymuje mnie, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Wiem, że nie chcesz tego słuchać, ale musisz to zrobić. Diana, byliśmy w tym biznesie zanim się urodziłaś. To jak rodzinny biznes, ale ja i twój tata zdecydowaliśmy, że ten świat jest dla ciebie zbyt niebezpieczny. Pomyśleliśmy, że jeśli się o tym nie dowiesz, to będziesz bezpieczna ale potem zaczęłaś dorastać i z naprawy samochodów zrobiłaś coś, co dawało ci szczęście. A teraz cię szukają.
- Wiem mamo. Rzuciłam się w ten świat i zrobię wszystko, żeby zapewnić bezpieczeństwo moim przyjaciołom, mnie i wam. Ale nigdy nie ważcie się prosić, żebym zrezygnowała z robienia tego, co kocham. - mówię na skraju płaczu.
- Nie, kochanie. Rozumiemy, że sprawia Ci to radość i nie będziemy Ci tego odbierać. Chcemy tylko wiedzieć, czy nam wybaczysz. - pyta tata z nadzieją w głosie.
Westchnęłam.
- Tak, wybaczam wam. - mówię, a oni mnie obejmują.
- Dziękuję. - mówi moja mama. Może zrobimy grilla w ten weekend? Możesz nawet przyprowadzić kolegów. - mówi mój tata, a ja się lekko śmieję.
- Tak, oczywiście. Na pewno przyjdą.
- Musimy już iść kochanie, mamy jeszcze kilka spotkań. Dziękujemy jeszcze raz. Dbaj o siebie. - mówi mama i całuje mnie w czoło, a tata robi to samo.
- Wy też na siebie uważajcie. Nie mogę się doczekać grilla, tato. - mówię, a on się uśmiecha.
- Ja też, dzieciaku. - mówi, a ja odwracam się do Fiata i kontynuuję swoją pracę.
Nie mija 5 minut, gdy słyszę głośny wybuch i widzę płonący samochód moich rodziców. Biegnę do samochodu, ale nie mogę nic zrobić, żeby ich uratować. Biorę telefon i dzwonię na sto dwanaście.
- Sto dwanaście. Co się stało?
- Wybuchł pożar na ulicy Mołdawskiej dwadzieścia trzy. Dwójka dorosłych.
- Jak się nazywasz?
- Diana Linn.
-W porządku Pani Linn, proszę zachować spokój, pomoc jest już w drodze.
- Jak, do cholery, mam zachować spokój, kiedy widzę, jak moi rodzice płoną żywcem?! - krzyczę przez telefon.
- Proszę Pani, niech pani zachowa spokój. - mówi a ja kończę rozmowę. Po chwili przyjeżdża wóz strażacki i strażacy gaszą ogień.
Kiedy skończyli, upadłam na kolana z oczami pełnymi łez, ale żadna z nich nie wypłynęła. Na mojej drodze stanął strażak.- Proszę Panią, czy wszystko w porządku?
- Nie, nie jest.
Stoję tyłem do fiata i patrzę, jak strażacy sprzątają pozostałości po samochodzie. Przyjechała karetka, żeby sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku, ale teraz najbardziej potrzebowałam Mikołaja.
- Tu jesteś. - słyszę głos, na który czekałam.
- Dlaczego? Dlaczego teraz? Mieliśmy spędzić wspólnie czas, jak za dawnych czasów. - mówię.
- Chciałbym móc dać ci odpowiedź. - mówi i mnie przytula.
Trzy dni po pogrzebie
Z
awsze zastanawiałam się, dlaczego dobrzy ludzie muszą czasami być smutni. Uszczęśliwiają innych, zawsze się uśmiechają, więc dlaczego muszą być smutni? I teraz myślę, że znalazłam odpowiedź na to pytanie. Życie jest mieszanką dobra i zła, radości i smutku i muszą one pozostać w harmonii. Takie jest życie. Nigdy nie myślałam, że będę tutaj, robiąc to, co kocham, z ludźmi, których kocham, ale nie wiedziałam też, że stracę rodziców. Ale z drugiej strony jestem wdzięczna. Bez nich nie byłoby mnie tutaj.
CZYTASZ
The stars will find Us - Mikołaj Tylko | Konopskyy
RomanceOna - dziewczyna, która nie nosi makijażu i sukienek. Zamiast imprezować, woli zaszyć się w garażu i czerpać przyjemność z pracy nad samochodami. On - przystojny, popularny chłopak, za którym ganiają wszystkie dziewczyny. Często bierze udział w wyś...