Rozdział 2

472 40 33
                                    

— AJ, musisz być bardziej wiarygodny. Musisz dać z siebie wszystko. To twoja jedyna i ostatnia szansa. Jeśli cię nie zauważą, zgnijesz w tej budzie i przepadniesz — słowa wpływały do ucha Alexa jak rwąca rzeka, gdy przecinał szybkim krokiem Plac de l'Odeon na wskroś i rozmawiał przez telefon.

Miejsce swojego przeznaczenia, czyli kawiarnię z niebieską markizą na rogu ulic, miał już w zasięgu wzroku.

— Wiem Basile, wiem... — przytakiwał nerwowo.

— Musisz dużo ćwiczyć, musisz stać się Jeanem, bardziej nim niż sobą, tylko wtedy jesteś w stanie ich zaskoczyć — tłukł mu do głowy Basile.

Pracowali razem. Basile był, można powiedzieć, jego przyjacielem, choć starszy od niego jakieś dwadzieścia lat. Trochę mu ojcował.

— Kurwa Basile, WIEM! — zdenerwował się w końcu Alex.

Ta sytuacja z Jeanem spadła na niego kilka dni temu, jak grom z jasnego nieba. Wiedział, że musi wspiąć się na wyżyny swoich możliwości. Miał dwadzieścia osiem lat i wciąż stał w cieniu. Nie tak zakładał, gdy startował w branży. Może nie myślał naiwnie, że rozbłyśnie niczym gwiazda polarna, ale że coś niecoś osiągnie. Jeana jednak nie tak łatwo było zastąpić. Co prawda dwie złamane nogi, wstrząśnienie mózgu, a do tego substancje psychotropowe, które przy nim znaleźli, raczej nie szybko miały mu pozwolić na powrót do pracy, dlatego to była ogromna szansa, dostać jego wakat. To nie był pojedynczy epizod. To miało potrwać w czasie przynajmniej cały sezon!

— Tylko mówię. Zależy mi, żeby ci się powiodło — obruszył się Basile. — Jesteś dobry, masz wrodzony talent, ale musisz go trenować — wmawiał. — Teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Alex przyspieszył kroku i zerknął na zegarek. Był spóźniony dziesięć minut.

— Dobra muszę kończyć, mam spotkanie — próbował zakończyć tę męczącą rozmowę.

— Znowu? — westchnął Basile. — Mógłbyś, chociaż teraz trochę pohamować tego swojego niewyżytego ptaszka i nie ruchać wszystkiego, co napotkasz. Skupić się na robocie — powiedział z wyrzutem.

— Głupiś. Mam spotkanie z korepetytorem — wyłgał się Alex.

— Z korepetytorem? — zapytał zaskoczony Basile. — Od czego?

Alex zobaczył w myślach jego wielkie niebieskie oczy, jak otwierają się szeroko i burzę kasztanowych sprężyn na głowie. Parsknął śmiechem.

— Od ruchania — zażartował.

— Idiota z ciebie — warknął Basile. — Rozłączam się — burknął i tak jak powiedział, tak zrobił.

Alex był już na miejscu. Schował telefon do kieszeni bojówek i pchnął drzwi restauracji. Kiedy wszedł do środka, rozpoznał go od razu. Siedział pod ścianą w rogu, jakby się chciał schować przed całym światem. Jakby się bał, że ma na czole wypisane: WYNAJĄŁEM SOBIE CHŁOPAKA i że ludzi w ogóle to obchodzi. Jego gejowy styl bycia czuć było i widać na kilometr. Jedwabna, kremowa koszula, eleganckie spodnie i złoty analogowy zegarek w kwadratowej kopercie, rzucały się tak w oczy, jak ten sznurek drobnych perełek na jego szyi. Przydługawe, pofalowane, brązowe włosy miał wystylizowane, jakby ledwo wyszedł od fryzjera i Alex mógłby się założyć o sto euro, że używał truskawkowego balsamu do ust. I kpiłby tak sobie z niego w najlepsze, gdyby nie to... że on był idealnie w jego typie. Drobna postura, choć na oko raczej wysoki, delikatne rysy twarzy, ciemna oprawa oczu i usta koloru czerwonego wina były dokładnie tym, czego zawsze szukał u facetów.

Przyjemne z pożytecznym. Będzie zabawnie — pomyślał sobie i ruszył do stolika.

To właśnie dlatego Daniel przyszedł do restauracji wcześniej. Chciał uniknąć tego momentu, kiedy się wchodzi i jest się obserwowanym. Usiadł przy umówionym stoliku i czekał. Czuł, jak dłonie mu się pocą i szybko wytarł je w spodnie, kiedy do restauracji wszedł chłopak. Wysoki, dobrze zbudowany, dosłownie powalająco przystojny. Ciemne, niemalże czarne włosy zaczesane do tyłu miał w lekkim nieładzie i cały wyglądał jak z okładki Cosmo albo Men's Health. Ku jego zaskoczeniu... spojrzał na niego jak na kawałek mięsa. Już wiedział, że to Jean. Nie był co prawda jasnowłosym piegowatym bożyszcze, ale wyobrażenia Daniela na jego temat nijak się miały do rzeczywistości. Były jedynie kiepską imitacją tego, co właśnie miał przed oczami. Ubrany w jasne bojówki, opinające jego tyłek w taki sposób, że poczuł, jak świerzbią go od tego opuszki palców i jasną, dżinsową koszulę, rozpiętą pod szyją z rękawami nonszalancko wywiniętymi do łokci, wyłowił Daniela natychmiast pośród tłumu i podszedł do niego.

Chłopak do wynajęciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz