21.

2K 160 5
                                    

Od tamtej pory Andrzej dotrzymał słowa: skończył z tymi swoimi wszystkimi podtekstami
podczas rozmów z Julką. Mimo, że ona sama trochę tego żałowała- oczywiście za nic by się do tego
przed nim nie przyznała.
Reszta tygodnia upłynęła im niemal w sielankowej arkadii. Dzięki temu Barańska powoli zaczynała
wierzyć, że rozpromieniony wzrok chłopaka na jej widok nie jest spowodowany tylko iskierkami
padającego światła. Dzięki temu jego pierwsze nieprzyjemne słowa z prawie pięciu miesięcy
odchodziły powoli w zapomnienie. Idylla skończyła się, gdy w niedzielę nieoczekiwanie przyszedł
do niej Wiktor, gdy akurat była w akademiku sama z Andrzejem. Czuła się trochę niezręcznie,
zwłaszcza mając w pamięci ostatni wybuch zazdrości Sławickiego.
– Wejdź, nie spodziewałam się ciebie- roześmiała się sztucznie zapraszając go do środka.-
Pamiętasz Andrzeja, prawda?- spytała dobrze wiedząc, że odpowiedź jest twierdząca.
– Jasne. Jak się masz?- spytał go grzecznie.
– Teraz jakby trochę gorzej, ale i tak w porządku- odparł jej chłopak, a ona niemal się
zaczerwieniła z zakłopotania. Mimo to Wiktor nie zareagował na zaczepkę.
– Tak, to powietrze ostatnio jest wyjątkowo zdradliwe...- przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
Julka zupełnie nie wiedziała co ma zrobić: przecież nie może delikatnie zasugerować
któremuś z nich, że musi iść, bo byłoby to niegrzeczne. Ani zapytać Wiktora o powód jego
przyjścia, bo pewnie dotyczy ojca, a nie chciała aby Andrzej zaczął ją wypytywać o
przyczynę jej niechęci do niego. I dlatego stała tylko z kubkiem w dłoni licząc na cud aż w
końcu zadzwoniła jej komórka. Tylko, że nie ona nie była pewna, czy o taki cud jej
chodziło. Nie chciała zostawiać ich ze sobą samych.
– Odbierz, nie krępuj się. My sobie trochę pogadamy i lepiej się poznamy- odparł Wiktor, ale
nie mogła stwierdzić czy słyszy w jego zdaniu ironię czy nie.
– Tak, wyjdź na korytarz. Daję słowo, że gdy wrócisz obydwaj będziemy cali i zdrowi- poparł
go Andrzej.
– No cóż, wobec tego...- powiedziała otwierając drzwi i rzucając im ostatnie ostrzegawcze
spojrzenie. Będąc już na korytarzu odebrała telefon od nieznanego numeru.
– Halo?
– Julka? Z tej strony tata. Cieszę się, że w końcu udało mi się dodzwonić...- jak zwykle ją
usprawiedliwiał choć dobrze wiedział, że nie odbiera tylko dlatego, że nie chce.
– Tak. Coś się stało?- spytała chcąc mieć to wszystko już za sobą.
W pokoju, tuż po wyjściu Julii i odczekaniu upływu niezbędnych kilkudziesięciu sekund Wiktor
odezwał się:
– Wiem, że nie trawisz mnie równie mocno jak ja ciebie- zaczął Wiktor- Ale uprzedzam, że
nie pozwolę ci na realizację twojego planu.
– Jakiego znowu planu? Domyślam się, że chodzi ci o Julkę?- spytał domyślnie Andrzej tym
samym wrogim tonem co Pająkowski.
– Tak, nie zwykłem owijać niczego w bawełnę, więc powiem wprost: odczep się od niej i
znajdź sobie inną pustogłową laleczkę w twoim typie. Ja nie pozwolę, żebyś w żaden sposób
ją skrzywdził.
– No proszę, obrońca uciśnionych się znalazł- klasnął w dłonie Sławiński śmiejąc się krótko-
Tylko z tego co wiem Julka dawno już skończyła pełnoletność. I jakoś nie zauważyłem
pistoletu przytkniętego do jej szyi. Chodzi ze mną z własnej woli.
– Powstrzymaj się od tych infantylnych żartów. Na razie cię tylko ostrzegam: nie pozwolę,
żebyś się nią bawił.
– A kto powiedział, że się nią bawię?- spytał tamten butnie.
– Sylwia powiedziała mi o tym jaki to z ciebie bawidamek i jak ją na początku potraktowałeś.
Dobrze ci radzę: szukaj innej naiwnej.
– A więc uważasz ją za naiwną?- podchwycił chłopak
– Tak, Julka jest naiwna, żeby wierzyć że ktoś taki jak ty mógłby się nią zainteresować. Nawet
gdybym cię nie znał z opowieści i tak jedno spojrzenie wystarczyłoby mi by to stwierdzić.
– A więc takie masz o niej zdanie? Że nie mógłbym się nią zainteresować?
– Nie musisz się przede mną zgrywać: jesteś bogaty i z tą buśką mógłbyś poderwać którą
zechcesz. Julka może i nie jest najpiękniejsza czy najinteligentniejsza, ale jest moją
przyjaciółką do cholery i zasługuje na szczęście!- wypowiadając te słowa Pająkowski
gwałtownie wstał z krzesła. Sławiński gdy odpowiadał zrobił to samo:
– Właśnie jest twoją przyjaciółką, ale chodzi ze mną bo mnie wybrała. I rzeczywiście różni się
od dziewczyn z którymi zazwyczaj się zadaję. Może i nawet jest dość zwyczajna, ale to mi
nie przeszkadza.- Pająkowski zacisnął gniewie pięści.
– Do diabła, jestem jej przyjacielem od dzieciństwa, znam ją odkąd skończyłem trzynaście lat
i od tego czasu jesteśmy przyjaciółmi. Jak myślisz kogo wybierze gdy ją spytamy:
najlepszego przyjaciela czy takiego wymoczka jak ty?
– Masz rację, spytajmy ją- Sławiński szybko podszedł do chłopaka chwytając go za koszulę.
W tej chwili Julka otworzyła drzwi decydując się wejść.
– Nie, puść go!- krzyknęła na zaskoczonego Andrzeja, który posłusznie wykonał polecenie.
Potem patrząc na Wiktora spytała: -Zastanawiacie się kogo wybiorę? Dobrze słyszałam?-
Obydwaj niepewnie spojrzeli na siebie. Wtedy uśmiechnęła się słodko- Oczywiście, że nie
mam problemów ze zdecydowaniem- zrobiła krótką pauzę- Gońcie się obaj!- prychnęła
odwracając się na pięcie i wychodząc z pokoju. A dwójka „goniących się" przez dobre kilka
sekund tylko gapiła się w drzwi. Dopiero wtedy wybiegli na łeb na szyję aby szukać Julki
świadomi, że prawdopodobnie słyszała każde ich słowo. Ale na korytarzu już jej nie było.
Andrzej zszedł więc na sam dół zastanawiając się czy nie wyszła na zewnątrz, jednak uznał
że z powodu takiego śniegu i mrozu nie zrobiłaby tego. Mimo wszystko spojrzał jeszcze za
okno i spytał o to panią w recepcji, która potwierdziła jego przypuszczenia. Była w środku
akademika, tylko w którym pokoju? Z pewnością znała już kilkanaście osób z którymi była
zaprzyjaźniona. Wyjął komórkę by do niej zadzwonić, ale wiedział że to bezcelowe. Mimo
to próbował.

Zakochany klaun ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz