28.

1.8K 130 5
                                    

Kolejne dwa tygodnie były dla związku Julii i Andrzeja w miarę spokojne. Po kłótni, która
miała miejsce po urodzinach Beaty nie było ani śladu. Oczywiście nie spotykali się już codziennie,
ale Julce teraz to nie przeszkadzało, zwłaszcza przy natłoku swoich własnych zadań. Właśnie miała
spory problem, bo zbliżały się urodziny Andrzeja. Chciała podarować mu coś osobistego, ale nie
wiedziała co. Na dodatek zirytował ją fakt, że jak zwykle nie w porę zadzwonił ojciec, prosząc ją o
spotkanie. Tym razem zarzekał się, że to coś pilnego i nie pozwolił zbyć się tak łatwo jak
zazwyczaj. Julia z wielką niechęcią, zgodziła się. Aczkolwiek udało jej się odwlec wizytę o cały
tydzień. Miała nadzieję, że może jeszcze jakimś cudem jej uniknie.
Ale niestety, nadzieja okazała się być płonna. Tak więc zgodziła się spotkać w pobliskiej restauracji.
Z dwojga złego wolała nie być z nim sam na sam. Jednak Arkadiusz Barański miał inne plany.
Zabrał ją samochodem i zanim się obejrzała byli już przed wielką rezydencją, którą Julka jak przez
mgłę pamiętała z bankietu który odbył się tu kilka miesięcy wcześniej.
– Dlaczego mnie tu przywiozłeś?- spytała gdy tylko się zatrzymali.
– Uznałem, że tu będzie nam się dobrze rozmawiać.- wysiadł z auta i po chwili otworzył jej
drzwi ze strony pasażera.- Choć, Ola i dziewczynki ucieszą się z twojego przyjazdu.
– Nigdzie nie idę- oznajmiła stanowczo.
– Julia- jego głos nabrał stalowych tonów co bardzo ją zaskoczyło. Bo jej ojciec nigdy nie był
stanowczy.- Chciałbym żebyś wyszła z tego auta i wreszcie porozmawiała ze mną szczerze.
– Mogliśmy to zrobić w restauracji. Nie musiałeś przywozić mnie tutaj. I nie zamierzam
wychodzić.
– Dość tego. Traktowałem cię dotąd pobłażliwie i znosiłem twoje ciągłe fochy z cierpliwością.
Myślałem, że ta złość na cały świat ci minie. Ale w końcu mam dość. Chcę, żebyś szczerze
ze mną porozmawiała.
– Nie sądzę, żebyś tego naprawdę chciał.- odparłam sztywno.
– Pozwól mi zdecydować.- odetchnął, gdy wysiadłam z auta.- Wiem, że rozwód z twoją mamą
był moją winą, ale nie miałaś prawa ignorować mnie przez te wszystkie lata.
– Mogłam i mogę robić co chcę.
– Ale ja nie będę tego dłużej znosić.
– I nie musisz- popatrzyła mu stalowym wzrokiem w oczy.- Daj mi spokój i wszyscy będą
szczęśliwi. Aha, i nie musisz już dłużej wysyłać mi pieniędzy. Mam już odłożone
wystarczająco dużo żeby samemu dać sobie radę.
– Aż tak mnie nienawidzisz?- spytał- Za jeden mały błąd mnie skreślasz?
– To ty nas zostawiłeś- odparła gardząc sobą za wyrzut który pojawił się w jej głosie.- Ty
zdecydowałeś o tym trzynaście lat temu. Teraz ja robię to samo.
– Rozwiodłem się z Marią, a nie z tobą.
– Zostawiając mamę zostawiłeś i mnie. Więc nie udawaj teraz, że wszystko jest w porządku.
Bo nigdy nie będzie.
– Nie mów tak- chciał pogładzić ją po ramieniu, ale się odsunęła.- Czy tego chcesz czy nie
nadal jestem twoim ojcem.
– Tak, ale tylko z nazwy. Ja nic już od ciebie nie chce. Nawet nie wiesz co czuła ta
dziesięcioletnia dziewczynka widząc, że rozpada jej się dom. Nawet nie wiesz ile dni
przepłakałam w ramionach mamy pytając kiedy wrócisz, by zdać sobie sprawę, że nigdy
tego nie zrobisz oprócz coniedzielnych wizyt które i tak z czasem były coraz rzadsze, bo
wielki profesor Barański musiał przecież rozwijać karierę i zająć się swoją nową żoną- w
oczach stanęły jej łzy- Więc teraz nie mów mi o tym jak to cierpiałeś: i tak wiem, że to są
głupoty. Teraz być może psuję twój wizerunek i dlatego chcesz mnie do siebie przekonać,
ale nie obchodzi mnie to.
– Córeczko...
– Nie nazywaj mnie już tak- przerwała mu bezceremonialnie ukradkiem wycierając
spływającą łzę.- Wiesz co obiecałam sobie, gdy czekałam razem z mamą z tortem w swoje
jedenaste urodziny? Że nigdy w życiu nie pozwolę abyś więcej mnie zranił. Nie będę
niczego od ciebie oczekiwać ani wypatrywać w kolejne niedzielę.
– Ale przecież gdy przyjeżdżałem nie chciałaś mnie widzieć- bronił się jej ojciec.
– Tak, a tobie jakoś nie bardzo zależało na tym, żeby mnie do siebie przekonać. Może wtedy
by ci się udało. Dwanaście lat temu- odparła melodramatycznie- Może gdybyś powiedział to
dwanaście lat temu wybaczyłabym ci- odparła zerkając w stronę głównego wejścia gdzie
zobaczyła wychodzącą właśnie macochę. Spojrzała na nią przelotnie i nawet się nie
przywitała. Bez słowa odwróciła się z zamiarem odejścia ciesząc się, że nikt jej nie
zatrzymał. I nikt więcej nie był światkiem jej łez.
Po spotkaniu z ojcem była psychicznie wyczerpana. Chciała spotkać się z Andrzejem, poczuć ciepło
jego uścisku, wtulić się w szeroką pierś i zostać tak na zawsze. Zamierzała wyznać mu wszystko,
powiedzieć o kontaktach z ojcem, śmierci matki i pustce jaką wywołało to w jej sercu. Ale do końca
jego pracy pozostały jeszcze dwie godziny. Mimo wszystko postanowiła wybrać się na spacer, a
potem pojechać do niego do pracy. Miała nadzieję, że zrobi mu miłą niespodziankę tak jak
poprzednio.
Gdy o siedemnastej, nie wyszedł z biura. Zastanawiała się czy do niego zadzwonić, ale w końcu po
odczekaniu jeszcze kilku minut weszła do środka. Jako krewny, nazwisko Sławickiego było znane,
więc recepcjonistka z uśmiechem na ustach wskazała jej biuro pracy Andrzeja informując, że
jeszcze kończy jakieś zestawienie. Podziękowała jej udając się we wskazanym kierunku. Przed
właściwymi drzwiami chciała zapukać, ale były lekko uchylone. W dodatku dochodził stamtąd
kokieteryjny śmiech. Przełykając głośno ślinę pchnęła je lekko. Początkowo zauważyła tylko
brązowowłosą, smukłą dziewczynę w skąpej miniówce pochylającą się w przód. Dopiero patrząc w
szare oczy Andrzeja znajdujące się przed brunetką zrozumiała. Mieli zamiar się pocałować.
Zauważając ją momentalnie od siebie odskoczyli. Julka uśmiechnęła się czując wielką gulę w
gardle.

Zakochany klaun ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz