Rozdział 10

199 19 1
                                    

Poprzedni tydzień minął jej z prędkością światła. Spotykała się z Natalie. Wyskoczyła raz z Charlesem na kawę, a przez resztę czasu, co ją coraz bardziej przerażało, pisali ze sobą. Musiała przyznać że monakijczyk był praktycznie idealnym kompanem do rozmów o wszystkim i o niczym. Później zaczął się The Rolex Monte-Carlo Masters. Tak jak obiecał załatwił jej, jak i Natalie wejściówki VIP. Charles oficjalnie był tam z Pierre i Kiką, one zaś z Lando i jego przyjacielem Maxem Fewtrell'em. Nieoficjalnie cały czas spędzali razem.
Charles przedstawił jej kilku tenisistów, takich jak Hurkacz czy Djokovic. Przez cały czas bawiła się świetnie, w jego towarzystwie. Miała oto do siebie zresztą pretensje. Coraz częściej łapała się na myśleniu o nim, a przecież nie miało tak być. Miała ogromną nadzieję, że wygra ich zakład, dzięki czemu dostanie spokój.

Ale czy na pewno tego właśnie chciała?

Zwłaszcza po tym jak przy pożegnaniu pocałował ją w policzek. Jej umysł coraz bardziej się na niego otwierał, zdradzieckie ciało już dawno należało do niego. Była skłonna zaryzykować, aczkolwiek czy nie będzie tego żałować? W końcu dostała już od życia po dupie. Poza tym co by powiedział Santiago? Nie byłby zachwycony, prawda?

Właśnie przez te natrętne myśli wysiadła teraz z taksówki, uprzednio płacą i żegnając się z kierowcą oraz chwytając walizkę z siedzenia obok.

Jak tylko stanęła przed domem, poprawiła swoją kurtkę. Dzisiejsza pogoda w Beer nie zachwycała. Wiał zimny wiatr, a słońce ledwo przedzierało się przez chmury. Nie czekając, szybko ruszyła do drzwi willi. Spodziewałam się że o tej godzinie nikogo może nie zastać w "Motylu". Na szczęście doskonale wiedziała, gdzie jej chrzestny i jego żona chowają zapasowy klucz.
Obeszła budynek do połowy i w jednym z okien podniosła doniczkę, pod którą jak zwykle znalazła klucz. Bez zastanowienia zabrała go i ponownie znalazła się przed drzwiami.

Wchodząc do domu, tak jak się spodziewała zastała martwą ciszę. Miała jakieś dwie godziny do czasu kiedy któryś z domowników wróci do domu. Skierowała się do kuchni skąd wzięła szklankę z wodą, następnie wzięła swój bagaż i ruszyła dobrze znaną drogę na piętro.

Przeszła przez korytarz i kiedy chciała skręcić w następny by znaleźć się w "swoim" pokoju, który Fin jej oddał gdy tylko kupił ten dom. Włoszka spędzała w dzieciństwie tu większość lata, by następnie przeprowadzić się gdy zaczęła szkołę w Szwajcarii. Zatrzymała się i zaczęła nasłuchiwać, teraz miała już pewność, kaszel rozniósł się po murach domu.

Cofnęła się do korytarza prowadzącego do źródła dźwięku. Popchnęła lekko już uchylone drzwi. W łóżku w kształcie wyścigówki, przy oknie zobaczyła kaszlącego 8-latka. Chłopczyk ze zdziwieniem przetarł oczy, gdy tylko ją zobaczył.

- Cześć Robin. - uśmiechnęła się do niego, na co ten momentalnie się ożywił.

- Cassie? Co ty tu robisz? Tata mówił, że teraz lecisz do Baku.

- Postanowiłam do was wpaść. Do Baku zawsze zdążę. - wyjaśniła, siadając na łóżku. - A ty mistrzu dlaczego nie w szkole?

- Nasz mistrz nie chodził ciepło ubrany i się rozchorował. - usłyszała za sobą męski głos. Momentalnie się odwróciła i kiedy ujrzała 44-latka, uśmiechnęła się jeszcze szerzej i wpadła w jego ramiona.

- Jak dobrze cię widzieć wujku. - westchnęła, przytulając się do jego torsu.

- Coś się stało kwiatuszku? Santiago mówił, że dzisiaj lecicie do Baku.

- Zmiana planów. - uśmiechnęła się słabo. - Musiałam was zobaczyć.

Mężczyzna pocałował ją w czoło, by następnie spojrzeć na nią z wyraźnym niepokojem.
Kogo jak kogo ale Kimiego nie dawało się tak łatwo oszukać.

Last summer dayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz