/21/

44 2 0
                                    

-No nie tak!!
-A właśnie, że tak!!
-No nie bo tak się nie gra!!
-Gra się!!

No człowieku, ile można jej tłumaczyć zasady gry. Ona nadal nie rozumie.
-A może tak ciszej, co? - zapytał Pedri.
-Nie!!! - wykrzyknęłyśmy w tym samym czasie ze Skay.
-Ja je zaraz ucisze.

Chłopak położył swoje dłonie na moich biodra i podniósł mnie to góry.

Po chwili byliśmy już w innym pomieszczeniu. Rzucił mną jak poduszką na łóżko.
-Ała!

No tak...brzuch.

-Oj teraz się nie wiwiniesz. Mów.
-Bo co?
-Bo gówno, mów.
-Nie chcę.
-Ale mnie to nie interesuje.

Usiadł obok mnie i zaczął głaskać mije włosy swoją prawą ręką.
-ECH.
-No no no.
-Bo yyyymm, mnie brzuch boli.

Spojrzał na mnie jak na idiotkę.
-Jakbyś nie mogła odrazu.
-No nie.

Uwierzył...chyba. Aj tam.

Lecimy już czterdzieści minut. Grałam ze Skay w gre, ale ona nic nie rozumie. Napisałam też do Kate, że lecimy na trzy dni.

Ale mi się teraz coś słodkiego zachciało. Może uda mi się wyżebrać jakiegoś loda czy coś. Zawsze warto spróbować, jak się nie zgodzi to sama sobie wezme. HIHI.
-A mogę coś słodkiegoooo?
-Nie - a to dziad jeden no.
-No proszeee.
-Nieeee.

Ale on jest. Już nawet cukierka mi kurwa nie da.
-No daj jej, miesiączke ma - te słowa padły z ust Skay, która weszła do pomieszczenia.
-Co ci mówiła o trzymaniu mordy na kłudke!!??!

Do niej nie dociera czy co?! Mówiła "tylko nikomu nie mówcie", ale nie po co mnie słuchać.
-Upsi, hehe.
-Nie no japierdole, co za wariatka.
-O boże już nie gadaj.

Rzuciła w moją strone batonika. Którego zręcznie złapałam. Mmmm, jak ja lubie czekolade.
-Masz bo zaraz odrzutowiec rozniesiesz.
-Bla bla bla.

Otworzyłam opakowania i ugryzłam kawałeś słodycza.

23.06.2023 rok.

-Ale ty niczego nie rozumiesz!
-Co ja mam tu niby rozumieć?!
-Ja nie chce i koniec!
-Mało mnie to interesuje rozpuszczona lafiryndo!!!

Nastała ciszo po obu stronach słuchawki. Moi rodzice nie kontaktowali się ze mną od ostatniego połaczenia, które wykonała do mnie mama prawie dwa miesiące temu. Akurat dzisiaj, akurat teraz musiała zadzwonić i zepsuć mi chumor na reszte dnia. Mogłam nie odbierać był by spokoju na następne dwa miesiące.

Jestem sama w domu i nie wiem co robić. Naskoczyła na mnie jak policjant na pierwszego na liście poszukiwanego. Ile ja bym teraz dała żeby Pablo wrucił z treningu i mnie uratował od tej rozmowy. Mogłam w zasadzie pojechać razem z nim, ale chciałam ugotować dla nas obiad. Dzisja wieczorem też jedziemy do jego rodziców i siostry. Chce mnie im przedstawić. On to raczej nie pozna moich rodziców.
-Nie wracam. Jest mi tu dobrze, jestem szczęśliwa.
-Mam to w dupie, ja i ojciec chcemy żebyś wruciła do domu!
-Gdybyście tego chcieli to byście zadzwonili wcześniej, a nie czekali dwa miesiące na to!!!

Zakończyłam połączenie.

Niech ich trafi szlag!! Chcą chcą. Niech mnie kurwa w dupe pocałują jeśli myślą, że się na to nabiorę.

Już zdąrzyłam zrozumieć, że nie licze się dla nich tak jak praca.

Te ich wywalone ego mnie już tak wkurwia.

Jeszcze te snapy. Od jakiegoś czasu Emma zaczęła mi wysyłać z snapy, na których jest ona wraz z Luną i Lillian.
Lillian była kiedyś przez naszą trójkę najbardziej znienawidzoną dziewczyną, a teraz się z nią przyjaźnią. I to po to żeby mi było źle. Specjalnie mi je wysyła.

Co ona sobie kurwa myśli, że co zaraz do nich zadzwonie i zacznę je przepraszać. MHM. Ich nie doczekanie.

Odłożyłam telefon na blat i wruciłam to robienia obiadu.

Dobra jest godzina 12:00. Powinnam zdąrzyć. Mam zamira zrobić krokiety. Bo wszystkie składniki, które są mi potrzebne są w domu...chyba. Się zobaczy.

To tak potrzebne mi jest:
- dwieście gram szynki serrano
- jedna sztuka cebuli
- jeden ząbek czosnku
- sto gram mąki pszennej
- sto gram masła
- jeden litr mleka
- jedna sztuka natki pietruszki

Gdy znalazłam wszystkie składniki, ułożyłam je na wyspie i zabrałam się do pracy.

+++++

Godzinę puźniej obiad był już gotowy.

Japierdole, robienie samych krokiwtów jest dla mnie wyzwaniem.

Món telefno znów zaczął dzwonić. Przysięgam jeśli to znowu moja mama to ją uduszę na odległość powietrzem.

Spojrzałam na wyświetlacz. A dzwoni do mnie Kate. Pewnie się zapytać czy jutro mam mnie zabrać jak będzie jechać do pracy. Odebrałam połaczenie.
-Halo?
-Halo, hej. Słuchaj jest taka sprawa.
-No jaka?
-Jutro nie będę mogła przyjść do baru, musze ciś pilnego załatwić na mieście. Poradzisz sobie sama, czy mam zadzwonić do kogoś żeby z tobą był?
-Poradze sobie sama.
-Jesteś pewna?
-Tak.
-Okej, do zobaczenia.
-Papa.

Rozłaczyła się. O bożeeeeeee. Jeszcze jutro sama mam być w pracy. No ludzie litości.

Hejka, kolejny rozdział wrzucony. Mam nadzieję, że się podobał.
Do następnego☺️☺️☺️

If could go back... | Pablo Gavi |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz