/36/

43 5 1
                                    

Urodziny Skay minęły dość szybko. A przynajmniej ja tak sądzę, bo dla mnie było to pstryknięcie palcem. Przez trzy czwarte imprezy bawiłam się z dziewczynami. Unikałam alkocholu jak ognia, nie chciałam żeby Pablo pomyślał, że to co się wydarzyło nie dało mi nic do myślenia. Mniejszą część imprezy spędziłam na samotnym popijaniu soczku pomarańczowego i myślenie o naszej rozmowie z Pablem.

No, a teraz siedzę, a właściwie to leżę na tylnych siedzeniach auta. Jestem strasznie zmęczona. Wytańczyłam się j najadłam. Jak nic przytyje. Nogi mnie bolą, ręce mnie bolą, głowa mnie boli, dupa mnie boli i czuję, że mój brzuch zaraz eksploduje. Jedyne o  czym teraz maże to spanie w naszym wygodnym łóżku.
-Powinieneś wogule kierować? - zapytałam.
-Spokojnie, nie piłem. Nie wjadę w rów - powiedziała uśmiechem - Tak jak co niektórzy - dodał już trochę ciszej, z ironią w głosie.
-Nie wjechałam w tedy a rów!!
-Ale mało brakowało - zaczął się śmiać.
-Ha ha ha. Bardzo śmieszne - powiedziałam i przybrałam naburmuszony wyraz twarzy.
-Właściwie dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego się upiłaś? - zadał pytanie, na które odpowiedź jest trochę śmieszna.
-Od jedenastego roku życia mamy z Luną i Emmą taką tradycje, albo już miałyśmy, ale tak czy siak co roku w pewien dzień pijemy puki nie padniemy. Chyba wiesz o co chodzi?
-Wiem, ale zkąd się wam to wzięło?
-Z sylwestra, kiedyś tam kiedyś tam. Och długa historia - westchęłam obracając się na bok.
-Hętnie posłucham - w jego głosie dało się usłyszeć nutkę zaciekawienia.
-Historia na inny wieczór.
-Wieczór zwierzeń.

Uśmiechnęłam się lekko.

+++++

-----------------------------------------------------------

W czarnym kombinezonie z narzuconą na plecy tego samego koloru marynarką, trzymam ręce ze splecionymi palcami na brzuchu. Stoję przed grobem osoby. Na grobie jest postawione zdjęcie, ale jest rozmazane. Nie widzę jej twarzy.

Krople deszczu pojawiły się przede mną z nikąd. Obejrzałam się za siebie.
Zauważyłam powstać w czarnym ubraniu, kapturem na głowie. Stałam i patrzyła prosto na mnie. W ręku trzymała kosę. Jej czerwone oczy wciąż spoczywały na mnie

To śmierć.

Pszyszła po osobę, która leży pochowana w tym grobie.

Odwróciłam głowe w spowrotem w stronę zdjęcia. Tym razem wyraźnie było widać twarz. To Pablo. Mój chłopak. Były chłopak, który najwyraźniej teraz nie żyje. Leży przedemną w grobie. Stoję przed nim jak słup soli i nie potrafię się ruszyć. Za mną stoi  śmierć. A w tym wszystkim najlepsze jest to, że nic nie czuję. Ból, strach, złość czy nawet szczęście. Uczucia są dla mnie obce.

Wciaż obojętnym wzrokiem patrzą w zdjęcie mój wzrok przykuła kartka leżąca obok fotografi. Nie było jej tu wcześniej. Nachyliłam się i chwyciłam ją swoją dłonią. Przybliżyłam ją do swojej twarzy tak abym mogła przeczytać co na niej jest. Obok mnie spod ziemi wyrosła Śmierć. Spojrzałam na nią. Jej czerwone oczy znów były wpatrzone we mnie.
-Czytaj - powiedziała, a jej głos był pełen grozy, ale mnie to nie ruszyło.

Spojrzałam spowrotem na kartkę. Litery były napisane czarnym tuszem.
-I czuje, że się rozstaniemy. Czuję, że chyba kocham cię za mocno i moja miłość powoli nas wyniszcza. Choć mogę się mylić w tej kwestii, to jednak czyję, że kocham cię w nie odpowiednim momencie, lub w nie odpowiedni sposób. Po prostu czuje, że robię to źle, lub ty robisz coś źle, a może oboje robimy.
Czuję, że to się zaraz rozpadnie, bo ja nigdy tak na prawdę nie potraiłam sobie poradzić z tak silnym uczuciem, z tak wielką miłością i jednocześnie zazdrością. Nie byłam na to przygotowana, bo nikt wcześniej nie obdarzył mnie tak wielką uwagą i troską. Nikt nigdy mnie tak nie zranił i nie wyrzucił do kosza. Czuję, że to się skończy. Może i lepiej. Bo czuję, że nie ważne co, to będzie dobrze. U mnie, u ciebie. Będzie dobrze.

Twoja Chrisi

To był list pożegnalny. Każde sołowa jota w jotę było napisane moim pismem. To ja napisałam ten list.
-Napisałaś ten list, a potem odeszłaś - powiedziała do mnie - Zginął w wypadku samochodowym. Jechał, aby zdążyć cię zatrzymać. Jechał zbyt szybko, nie było dla niego szans.

Wpatrywałam się w ten list. Deszcze zaczął padać jeszcze mocniej. Tusz na kartce zaczął się rozmazywać przez krople spadaj na kartkę.

Spojrzałam jeszcze raz na jego zdjęcie. Jego twarzy już tam nie było. Zostało białe tło.

-----------------------------------------------------------

01.11.2023 rok.

Otworzyłam gwałtownie oczy. Poczyłam szybciej bicie mojego serca. Ten sen już w szczególności nie był normalny. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na spokojną twarz mojego chłopaka, który spał w najlepsze.

Ten sen nie był normalny. Żaden sen, który ostatnio mi się przyśnił nie jestem normalny. Myślałam, że tamte ostatnie dwa sny były wyjątkiem i nie będzie żadnych takiego typu. Ale jednak się myliłam.

Wzięłam telefon do ręki, aby sprawdzić godzinę. Jest 13:00 i to równo. No jak wróciliśmy o trzeciej w nocy, raczej to było do przewidzenia.
Wzięłam na dzisiaj wolne. Powinnam być w pracy, ale z racji tego, że wczoraj były urodziny Skay to wzięłam jeden dzień wolnego, aby odespać.

Położyłam się spowrotem na łóżko. Obruciłam głowę w jego stronę, ma taki nie winny wyraz twarzy jak śpi. Takiego małego szczeniaka. Wygląda tak słodko. Położył rękę na jego policzki, po czym zaczęłam głodzić go kciukiem. Zamknęłam oczy nadal kontynując swoją czynność. Ma taką miekką skóre, jest taka gładka.
Poczułam jak kładzie swoją dłoń na mojej i tak jak jak wcześniej gładziłam jego policzek swoim palcem, teraz on to robi z moją zewnętrzną stroną dłoni. Przesunęłam się bardziej w jego stronę.
-Wstałaś?
-Tak.

Moim drodzy, wrzuciłam kolejny rozdział. Następny pojawi się już nie długo☺️☺️☺️

If could go back... | Pablo Gavi |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz