Rozdział 10.

1.6K 48 26
                                    

Zapraszam do komentowania rozdziałów!

❦ ❦ ❦

Mila

Dokładnie trzy lata temu zaczynałam liceum i byłam w połowie semestru pierwszej klasy. W myślach starałam się nie wariować i powstrzymać chęć zwymiotowania ze stresu. Więcej ludzi, więcej plotek, więcej nienawiści i jeszcze więcej odrazy do samej siebie.

Trzy lata później zastanawiałam się nad najlepszą uczelnią, którą powinnam wybrać i stresowałam się przyjęciem z rektorami najlepszych uczelni na świecie, które miało odbyć się za dokładnie piętnaście minut.

Po raz kolejny otarłam spocone dłonie w materiał sukienki, mając cichą nadzieję, że nie będzie na niej widać mokrego śladu i patrzyłam na obrazy, które wisiały na ścianie. Gabinet Hectora Clarksona robił naprawdę duże wrażenie i za każdym razem, gdy tu byłam reagowałam tak samo.

Zdumieniem, podziwem i delikatną zazdrością.

Uśmiechnęłam się pod nosem, podnosząc z biurka ramkę ze zdjęciem. Fotografia przedstawiała mnie, gdy miałam dwanaście lat i Hectora. Staliśmy obok siebie na pomoście nad jeziorem. Mężczyzna trzymał w rękach ogromną rybę, a ja stałam obok z grymasem na twarzy i palcem zatykałam nos, bo strasznie śmierdziało. To zdjęcie stało tutaj już sześć lat, a obok niego dwa inne.

Państwo Clarkson byli dobrymi przyjaciółmi moich dziadków i przez to traktowali mnie, jak własną wnuczkę. Gdy moi biologiczni dziadkowie wynieśli się do Dublina zaopiekowała się mną Pani Elizabeth i byłam jej za to ogromnie wdzięczna, bo przez nią dzieciństwo nie było wcale takie złe.

- Kochana, gotowa?

Omal nie wyrżnęłam na swoich naprawdę wysokich szpilach, gdy wykonałam piruet wokół własnej osi. Odstawiłam ramkę na biurko, ponownie poprawiłam sukienkę i wbiłam spojrzenie w mężczyznę, który był dla mnie jak rodzina. Uśmiechnęłam się.

Hector Clarkson był starszym mężczyzną z najcieplejszym uśmiechem na ziemi i najbardziej niebieskimi oczami w całym wszechświecie. Mimo sześćdziesięciu lat na karku, trzymał się bardzo dobrze. Miał siwe włosy i był chyba jedyną osobą, której one pasował i delikatny zarost. Przez całe życie trenował bieganie, więc był też dobrze zbudowany. Trzymał się naprawdę nieźle.

- Jestem zestresowana. - przyznałam, po czym cicho westchnęłam. Ruszyłam z miejsca i podeszłam bliżej.

- Ty? Zestresowana? - roześmiał się głośno. Objął rękami moje ramiona, delikatnie je ściskając. - Jesteś gwiazdą, która świeci najmocniej. Nie ma rzeczy, która mogła by cię przyćmić, wiesz? - posłał mi pocieszający uśmiech, który odwzajemniłam.

- Nie wiem, jak rozmawiać z ludźmi na takim poziomie. Nie chce wypaść na głupią. - skrzywiłam się lekko.

Hector wyciągnął do mnie swoje ramię, które bardzo chętnie chwyciłam i skierował nas w stronę salonu, w którym miało odbyć się przyjęcie. Drugą ręką przykrył moją dłoń, ściskając ją lekko.

- Nie jesteś głupia, tylko młoda - mruknął i nie przestawał się uśmiechać. - Nikt nie oczekuje, że będziesz idealna, bo tacy ludzie nie istnieją. Jesteś przepiękną, inteligentną i niesamowicie zjawiskową kobietą, Mila. - powiedział z powagą, gdy szliśmy razem przez korytarz, co jakiś czas mijając uśmiechniętą służbę.

KatharsisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz