15 - Kwiat Maciejki

45 3 0
                                    

Rodzeństwo starało się przyzwyczaić do życia na nowych stanowiskach.

Robiło plany, uczyło się o Narnii i sąsiadach. Rozstrzygało spory i poprostu żyło.

— Nie uważasz, że przydałoby ci się jakieś imię? — Zapytała Zuzanna pewnego deszczowego wieczoru, gdy cała piątka odpoczywała po pracowitym dniu.

— Mama pod koniec życia dała mi na imię Marvaryd. — Wymruczała, niezbyt zadowolona.

— Bzdura. Nie pasuje do ciebie. — Głos Edmunda zabrzmiał w pokoju. — To słowo, cokolwiekby nie znaczyło, jest białe. —

— Jesteś kolorowo-widzącym? — Zaciekawiła się.

— Co to znaczy? — Zaciekawiła się Lucy, przerywając pasjonującą Narnijską lekturę, odłożyła grubą księgę na swoje kolana.

— To znaczy, że gdy myśli o danym słowie, widzi je na dany kolor. Na przykład odwrót na czerwono, a niebezpieczeństwo na jaskrawo żółto. To rzadka umiejętność, którą posiadają niektóre jednostki, wśród faunów, driad czy wilków. Ja osobiście znałam dwa takie kolorowo-widzące wilki. — Wyjaśniła tak przejrzyście jak tylko mogła. — A moje imię oznacza chyba Perłę, jeśli się nie mylę. Piękny wytwór innego organizmu, który powinien siedzieć w zamknięciu, biały jak śneg i zimny w dotyku. Myślę... Że to było zastrzeżenie matki, że po kolejnym wykroczeniu mnie utopi. — Wzruszyła lekko ramionami. Spoglądając za okno stwierdziła, iż matka miałaby do tego całkiem wiele możliwości gdyby tylko żyła.

— A wiec postanowione! Poszukajmy dla ciebie imienia! — Zawołała młodsza. — Zuza choć do biblioteki musimy znaleźć jakieś fioletowe słowo które będzie do niej pasowało! Wszyscy chodźmy! — Nikt nie potrafił jej odmówić, więc wszyscy zasiedli w bibliotece szukając czegoś wystarczająco  odpowiedniego.

— Sprubujcue znaleźć encyklopedię imion. Albo leksykon kwiatów. — Zuzanna odrazu podeszła do jednaj z wysokich półek, pełnych wiedzy tego świata.

— Encyklopedia? Leksykon? Znowu będzie jakaś defenestracja? — Uniósł zabawnie brew jej starszy brat.

— Kiedy wyrzucaliście kogoś przez okno? — Zapytała dziewczynka patrząc po nich niepewnie. Młoda kobieta roześmiała się wesoło, gdy reszta patrzyła na nią z niezrozumieniem.

— To właśnie znaczy defenestracja matoły, wyrzucić kogoś przez okno. — Wytłumaczyła, ściągając przy okazji  leksykon kwiatów. — Na razie przeszukajmy to. W końcu mamy przed sobą: fiolet, nocny kwiat. — Usiedli do stolika.

— Może Lilly? Czyli nie. — Odparła widząc ich miny. Tak przebrneli przez mnóstwo kwiatów, ale albo nie pasował Edmundowi kolor, albo to blondyni mieli zastrzeżenia. Gdy coś się nie podobało szatynce poprostu tego nie czytała.

— Impomea. — — Zuza naprawdę? — Jękneła w pewnym momęcie Łucja.

— Mattichiola. — — To jest jasno różowe. — Zmarszczył nos ciemno włosy.

— Datura. — — Danuta czy denaturat? — Drażnił się z nią najstarszy.

— Selenicersus. — — Dłuższego się nie dało? — To chyba powiedzieli wszyscy.

— Cestrum. — — Mogłabyś mówić dalej? — Zapytała cicho sama zainteresowana.

— Hesperis. — Wywołała tym milczenie. Wszyscy patrzyli po sobie, by następnie przyjżeć się z uwagą dziewczynce.

— Tak. To do niej pasuje. — Przytaknął Piotrek.

— Jest odpowiednio fioletowe. —

— Kojarzy się z naszą Hesperis. —

— Podoba mi się. — Przyznała dziewczynka.

— A wiec to jasne. Od teraz jesteś Hesperis Mavaryd Pevensie. W końcu uważamy cię za część rodziny, czy tego chcesz czy nie. — Chciała, tak bardzo chciała! Skoczyła przytulając się do młodego mężczyzny. A gdy reszta dołączyła, zaczęła cicho płakać. Usłyszała gdzieś daleko wilcze wycie.

Nareszcie miała prawdziwą rodzinę.

Prawdziwy dom.



Narnia: Fioletowe Kwiaty Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz