Rodzeństwo starało się przyzwyczaić do życia na nowych stanowiskach.
Robiło plany, uczyło się o Narnii i sąsiadach. Rozstrzygało spory i poprostu żyło.
— Nie uważasz, że przydałoby ci się jakieś imię? — Zapytała Zuzanna pewnego deszczowego wieczoru, gdy cała piątka odpoczywała po pracowitym dniu.
— Mama pod koniec życia dała mi na imię Marvaryd. — Wymruczała, niezbyt zadowolona.
— Bzdura. Nie pasuje do ciebie. — Głos Edmunda zabrzmiał w pokoju. — To słowo, cokolwiekby nie znaczyło, jest białe. —
— Jesteś kolorowo-widzącym? — Zaciekawiła się.
— Co to znaczy? — Zaciekawiła się Lucy, przerywając pasjonującą Narnijską lekturę, odłożyła grubą księgę na swoje kolana.
— To znaczy, że gdy myśli o danym słowie, widzi je na dany kolor. Na przykład odwrót na czerwono, a niebezpieczeństwo na jaskrawo żółto. To rzadka umiejętność, którą posiadają niektóre jednostki, wśród faunów, driad czy wilków. Ja osobiście znałam dwa takie kolorowo-widzące wilki. — Wyjaśniła tak przejrzyście jak tylko mogła. — A moje imię oznacza chyba Perłę, jeśli się nie mylę. Piękny wytwór innego organizmu, który powinien siedzieć w zamknięciu, biały jak śneg i zimny w dotyku. Myślę... Że to było zastrzeżenie matki, że po kolejnym wykroczeniu mnie utopi. — Wzruszyła lekko ramionami. Spoglądając za okno stwierdziła, iż matka miałaby do tego całkiem wiele możliwości gdyby tylko żyła.
— A wiec postanowione! Poszukajmy dla ciebie imienia! — Zawołała młodsza. — Zuza choć do biblioteki musimy znaleźć jakieś fioletowe słowo które będzie do niej pasowało! Wszyscy chodźmy! — Nikt nie potrafił jej odmówić, więc wszyscy zasiedli w bibliotece szukając czegoś wystarczająco odpowiedniego.
— Sprubujcue znaleźć encyklopedię imion. Albo leksykon kwiatów. — Zuzanna odrazu podeszła do jednaj z wysokich półek, pełnych wiedzy tego świata.
— Encyklopedia? Leksykon? Znowu będzie jakaś defenestracja? — Uniósł zabawnie brew jej starszy brat.
— Kiedy wyrzucaliście kogoś przez okno? — Zapytała dziewczynka patrząc po nich niepewnie. Młoda kobieta roześmiała się wesoło, gdy reszta patrzyła na nią z niezrozumieniem.
— To właśnie znaczy defenestracja matoły, wyrzucić kogoś przez okno. — Wytłumaczyła, ściągając przy okazji leksykon kwiatów. — Na razie przeszukajmy to. W końcu mamy przed sobą: fiolet, nocny kwiat. — Usiedli do stolika.
— Może Lilly? Czyli nie. — Odparła widząc ich miny. Tak przebrneli przez mnóstwo kwiatów, ale albo nie pasował Edmundowi kolor, albo to blondyni mieli zastrzeżenia. Gdy coś się nie podobało szatynce poprostu tego nie czytała.
— Impomea. — — Zuza naprawdę? — Jękneła w pewnym momęcie Łucja.
— Mattichiola. — — To jest jasno różowe. — Zmarszczył nos ciemno włosy.
— Datura. — — Danuta czy denaturat? — Drażnił się z nią najstarszy.
— Selenicersus. — — Dłuższego się nie dało? — To chyba powiedzieli wszyscy.
— Cestrum. — — Mogłabyś mówić dalej? — Zapytała cicho sama zainteresowana.
— Hesperis. — Wywołała tym milczenie. Wszyscy patrzyli po sobie, by następnie przyjżeć się z uwagą dziewczynce.
— Tak. To do niej pasuje. — Przytaknął Piotrek.
— Jest odpowiednio fioletowe. —
— Kojarzy się z naszą Hesperis. —
— Podoba mi się. — Przyznała dziewczynka.
— A wiec to jasne. Od teraz jesteś Hesperis Mavaryd Pevensie. W końcu uważamy cię za część rodziny, czy tego chcesz czy nie. — Chciała, tak bardzo chciała! Skoczyła przytulając się do młodego mężczyzny. A gdy reszta dołączyła, zaczęła cicho płakać. Usłyszała gdzieś daleko wilcze wycie.
Nareszcie miała prawdziwą rodzinę.
Prawdziwy dom.
CZYTASZ
Narnia: Fioletowe Kwiaty
FanfictionTemat oklapany, chociaż, może jeszcze kogoś czymś zaskoczę? - Imię.. - Wyszeptała cicho. - Jakie jest moje imię? - Oczy dziewczynki przypominały barwę nocnego kwiatu. Nie otrzymawszy odpowiedzi zadrżała, było jej zimno. Coraz zimniej... - Imię to za...