2 - Kwiat Przylaszczki

200 9 0
                                    


Miękki śnieg skrzypiał pod jej drewnianymi butami wyłożonymi futrem. Zbliżała się powoli do granicy Narnii, latarnianego pustkowia. Droga nie była długa gdy wykorzystała swoją moc, a następnie podążała za ludzkimi śladami. Choć zaczynał puszyć śnieg, o zmroku dotarła do bobrzej tamy.

Delikatne, ciepłe światło i biały dym unoszące się z komina były opatrunkiem na zmarźniętą dusze.

W kilku krokach znalazła się pod oświetlonymi drzwiczkami, pukając w nie delikatnie i skrobiąc lekko paznokciami. Drzwi otworzył pan bóbr. Rozejżała się po pokoju, po czym zmarszczyła brwi.

- A ich nie miała być czwórka? - Zastanawiała się na głos, unosząc brwi. Wszyscy zaczęli się rozglądać. I najwidoczniej nawaływać jakiegoś chłopaka. Po chwili wyszli, nie zwracając na nią większej uwagi.

Zaraz wrócą, kto nie jest za poglądami matki, ten nie wychodzi z lodowego pałacu, bynajmniej nie o własnych siłach.

Tama urządzona była skromnie, biło od niej poczucie domu i wszechobecne ciepło. Usiadła na miękkim siedzisku, które zapadło się lekko pod tym ciężarem, otulając ją, oh jakie przyjemne! Zagracone bibelotami drewniane półki i szafeczki, kamienny kominek z błyskającym w nim ciepłem, niedozwolonym, - piękno które widziała tylko przelotnie gdy przebywała z wilkami. Więcej było zimna, śniegu i lodu.

- Jak się tu dostałaś maleńka? - Zapytano ją po sporym odstępie czasu, podając przy okazji kubek pełen ciepłej herbaty.

- Przyszłam. - No przecież to logiczne. Pani bobrowa zamrugała kilka razy po czym uśmiechnęła się pobłażliwie. W tym czasie przyjżała się dziewczynce uważnie. Zaraz wypuszczając z łapek gliniany dzbanek. - Ty jesteś.. - Zacieła się, ale ona zaczęłam się bać. Czy bobrowa wie, że jest dzieckiem białej czarownicy?

- Skarbie pakuj nas jak najprędzej. Ruszamy do kamiennego stołu. - Powiedział Pan bóbr wchodząc nagle przez drzwi, a jego małżonka wzdrygneła się, łzy zamigotały w jej oczach, a sama jej postać ruszyła do kuchni. - A teraz Ty dziecko, kim jesteś? - Zacisnęła usta. Nie chcąc by mama była na nią zła. I nie chiciała straszyć pani bobrowej, ta była dla niej przecież taka miła!

- Um? Ja? - Wskazała palcem na siebie.

- Innej siedmiolatki nie widzę. - Wywrócił oczami, zmarszczyła brwi. Siedmio-latki? Miała siedem-set lat! Musiał zapomnieć o tych dwóch zerach..

- Nie mam imienia. - Powiedziała zgodnie z prawdą wzruszając ramionami. - Mama mi go nigdy nie nadała. - Prawda. Ale oni nie wiedzą kim jest mama fioletowookiej. Teraz się zastanawiała co dokładnie ma zrobić..

Znajdź ich i przyprowadź do mnie!

Ale jak? Um czy moglibyście pójść ze mną, do lodowego pałacu mamy?

Musiała pamiętać czego uczą jej wilki! Wilki, nie mama!

Wbrew pozorom wilki nauczyły ją przede wszystkim tego, jak być dobrą. Służyły białej czarownicy tylko dlatego, że bały się o swoje szczenięta. Głupią decyzję o poddaniu się jej, podjął stary, zgorzkniały Alfa dawno temu, na początku jej panowania, jakieś tysiąc lat temu.

To nadal nie rozwiązuje jej dylematu, co teraz?

- Mój miły, spójrz w jej oczy. Powiedz jej kim ona jest. Dobrze wiesz, że nigdy nie mogę zapamiętać wierszy. - Powiedziała pani Bobrowa wyjmując nos z kuchni. Towarzyszącą jej w pakowaniu starsza z dwójki dziewczyna przyjżała się małej z uwagą.

- Chcecie mi wcisnąć, że siedmiolatka też jest w to zaplątana? - Zmarszczyła brwi, zła. Drugie zwierzę faktycznie się przyjżało, szeroko rozwierając oczy.

Mam siedem-set, nie siedem lat!

- Oh, tak. To zmienia postać rzeczy, bo widzisz, ta mała ma swoją własną przepowiednie.

Błyska fiolet wsród czerni,
Niedługo koniec cierpienia, cierńi.
Iskrzy fiolet w sprzeciw bieli,
Zmierzy się krew w zarzartej batali.
Fiolet spogląda z Ker'Paravelu,
Ochroni istnienie ogromnie wielu.
Chronić też będzie królowych i królów,
Lecz pierw zazna w życiu wiele bólu.
Fiolet znany jako nocny kwiat,
Jest naprawdę wiele wart. -

Czy to jest ten głupi wiersz, którego nie chciała słuchać mama?

- Siedmiolatka ma nas chronić? No błagam, raczej to my będziemy męczyć się z nią. - Wskazuje blondyn. Czarnowłosa nie odzywa się.

- Chyba tu zaszła jakaś pomyłka... - Duka w końcu dziewczynka.

- Jak ze wszystkim. Nie nadajmey się na królów, jesteśmy z Angli. I wynosimy się z tąd gdy tylko odzyskamy brata. - Przytakuje niebieskooki.

Słyszą wycie wilków. Są spakowani. Uciekają.

- Co tak stoisz!? Rusz się dziecko! - Woła pan Bóbr. To do niej? Po chwili zwierzę łapie ją za nadgarstek ciągnąć przez tunel pełen obsypującej się ziemi i korzeni.

Co tu się dzieje? Czemu uciekają od wilków?

Narnia: Fioletowe Kwiaty Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz