Gdy szli przez jezioro, przekomarzali się między sobą i bobrami. W jednej czwartej Łucja wspięła się na plecy Piotra, nie była przyzwyczajona do długich wędrówek, choć dla młodszej był to lekki spacer.
- Ruchy! Przebierać nogami, nie chce się tu zestarzeć! Mam krótsze, a jestem od was szybszy, no ludzie! - Narzekał Ernset chcą ich pośpieszyć.
- Obiecuje, jeszcze jeden taki tekst, a przerobię go na czapkę. - Szepnął blondyn do siostry na jego plecach.
Usłyszeli dzwonki, w oddali majaczyły sanie. Ten jeden dzień zmieni się chyba w jedną godzinę.
Przecież mama wolałaby podejść nas z ukrycia....
- To ona, chodu! - Zdejmując blondyneczkę z pleców, wszyscy zaczęli biec w stronę lasu.
Och co za bezsens! To nie królowa! Już słyszałabym tego jej krasnala!
Po drodze zrzuciła swoją futrzaną suknie, zostając w raczej zwiewnej halce, by dotrzymać im kroku nie używając mocy.
Ugh, zimno.. A niech ten ktoś potknie się o te Futro.
Wpadli do lasu i ukryli się pod skalnym występem. Sanie chyba wpadły w lekki poślizg na lodzie, sądząc po dzwoneczkach, jednak szybko obrały wcześniejszy tor.
Co za szkoda..
Sanie szurneły gdzieś blisko, parkując. Pokazał się cień, który zaraz zniknął.
- Wyjdę i sprawdzę.. - Zaproponował najstarszy z rodzeństwa szeptem.
- Ty się nam jeszcze przydasz, ja pójdę. - Bóbr przyjął na siebie odpowiedzialność.
- Ale też wróć żywy.. - Dodała żona płaczliwym tonem. To było.. Powodujące taki nieprzyjemny ścisk w sercu, mimo, że było urocze.
Kolejny raz nie widziała sensu w ich postępowaniu. Nawet jeśli byłaby to królowa, powinniśmy biec, przecież nie dogoniłaby nas saniami między drzewami, jakby była, już byłoby po nas.
Nie było nic słychać, do momętu w którym zwierze wspomniało o manierach. W świetle widać było świętego Mikołaja.
- No to są chyba jakieś żarty... - Mruknęła Zuzanna, podczas gdy młodsza szczerzyła się szczęśliwie, a Piotrek myślał.
- Podobno w Narnii nie ma gwiazdki. - Zmarszczył brwi, blondynowi się coś nie zgadzało.
Tak samo jak mi zresztą. Nigdy faceta nie widziałam, a z tego co rozumiem powinnam być o nim poinformowana.
- Nie było.. Przez bardzo długi czas. Ale przywróciliście nadzieję temu miejscu. No dobrze, to czy czas na...? -
- Prezenty! - I w tym momęcie się wyłączyła.
Szukała w głowie określenia którego użyła młodsza, to co się z nim wiązało. Zadrżała na myśl o darach matki i większości jej sługusów. Wilki dawały jej wiele rzeczy niezbędnych, jak nauki. Ale prezent? Coś materialnego? Od tak? Na jekiej szalonej zasadzie to działa?
Kątem oka dostrzegła magiczne rzeczy w ich dłoniach.
Leczniczy eliskir z ogniokrzewu i sztylet nadzieji.
Łuk którego strzały nie opadają dopuki nie chybią lub nie dosięgną celu, kołczan pełen porwacających do niego strzał i róg który sprowadza pomoc.
Tarcza która wytrzyma każde uderzenie, oraz miecz wchłaniający siłę przeciwnika.
Nowa tama oraz maszyna do szycia.
- A teraz coś dla ciebie dziecko. - Dla mnie? Z jakiego powodu? To bez sensu.
- Nie jestem dzieckiem. - Mruknęła, ze zmarszczonymi brwiami, odsówając się. Dary - Prezenty nigdy nie były niczym dobrym. Starszy pan uśmiechnął się do niej rozumiejąco, sięgnął do worka podając jej siekierę, właściwie to toporek o jednym ostrzu, nie był w żadnym razie magiczny, poprostu był.
- Nie pozwól sobie upaść. Jest twój dopóki, doputy nie zapanujesz wystarczająco nad swoją magią. - Po chwili wyciągnął też sukienkę, czarną, do łydek, z grubego nieprzepuszczającego słońca materiału, a jednak zwiewną. - Futro już niedługo nie będzie potrzebne. Zima się kończy, a ja mam jeszcze tyle osób do odwiedzenia. - Pokręcił głową niby załamany nad swoim losem, uśmiechał się jednak. - Za Narnię! - Dziewczynka cicho za nim powtarzała. - Za Aslana! - Łapy i broń udeżyły w górę, jednych pewnie, drugich mniej. - I wesołych świąt! - Zaśmiał się na koniec, strzelając lejcami. Po chwili go nie było.
Piotrek już wiedział co mu się nie zgadza. Jego źrenice stały się wielkie gdy świadomość w niego udeżyła.
- Zima się kończy, rozumiecie? Nadchodzi wiosna... Lód na rzece stopnieje! -
Jak bardzo wszystko musi się jeszcze popsuć?
CZYTASZ
Narnia: Fioletowe Kwiaty
FanficTemat oklapany, chociaż, może jeszcze kogoś czymś zaskoczę? - Imię.. - Wyszeptała cicho. - Jakie jest moje imię? - Oczy dziewczynki przypominały barwę nocnego kwiatu. Nie otrzymawszy odpowiedzi zadrżała, było jej zimno. Coraz zimniej... - Imię to za...