Rozdział 17

3.4K 367 36
                                    

Hej wszystkim, tak wiem czekałyście i dość często dawałyście mi o sobie znać, że nie piszę tego dalej. Tak jak wcześniej wspomniałam nie miałam ostatnio serca do bikerów. Ze względu na to, że nie chciałam popsuć historii Megan i Connora wolałam wstrzymać się z pisaniem. Nie raz siadałam i sama zastanawiałam się co mam napisać by was nie zawieść no i w dodatku gdzieś w mojej głowie czaiła się taka myśl, że co jeśli napiszę dwa rozdziały i znów nie wrócę na dłużej, bo doba z roku na rok mam wrażenie, że staje się coraz to krótsza. Ciężko pogodzić mi pracę, wychowywanie dzieci, obowiązki domowe i pisanie. Czasem siadam na kanapie i zastanawiam się w co ręce włożyć. Nie obiecuję, że znów nie poczekacie na kolejne rozdziały. Każdego dnia staram się znaleźć choć chwilę dla siebie i swojego hobby ale nie zawsze mi się to udaje.

P.S. Zawsze czytam wasze komentarze. Nie ignoruję ich nawet jak nie odpisuję.

Miłego czytania KK. 

Megan

Wchodząc do jego pokoju zatrzaskuję za sobą drzwi. Siła uderzenia jest tak duża, że huk dźwięczy mi w uszach jeszcze przez chwilę. Sama nie wiem na co jestem tak zła. Na siebie i swoją naiwność czy może na niego. 

Cholera jasna, nigdy nie byłam zaborcza! 

Sfrustrowana chwytam torbę, którą niedawno tu umieściłam po czym wygrzebuję z niej telefon. Dlaczego nikt mi nie powiedział, że na tych imprezach jest istna orgia. Może nie było dzisiaj między nimi Connora ale bierze w nich udział. Moja wyobraźnia już podsuwa mi obrazy jego pośród roju napalonych lasek, które obściskuje. 

Nie myśl o tym Megan. 

Ganię się w duchu i trzęsącymi się rękoma wybieram numer firmy taksówkarskiej. W momencie gdy w słuchawce odzywa się jakaś kobieta drzwi się otwierają i staje w nich jego wielka postać. Patrzę na jego szerokie barki okryte tą cholerną skórzaną kurtką przez co zaciskam zęby. Co z tego, że stoi tan taki władczy i na sam jego widok moje majtki wilgotnieją. Teraz jestem zła i nie mam zamiaru się z nim wcale bratać. 

-Halo, jest tam ktoś? 

-Tak, przepraszam. Proszę przyjechać pod adres...

-Chyba kurwa Ci się nie wydaje, że gdziekolwiek teraz pójdziesz. - Tig warczy i zamyka za sobą drzwi. 

-Proszę Pani, czy wszystko w porządku? - Zaniepokojona kobieta mamrocze do słuchawki i wyczekuje mojej odpowiedzi. Może i mogłabym jej ją udzielić gdyby nie to, że właśnie ten wielkolud patrzy na mnie jakby miał mnie pożreć. 

-Kobieto daj jej znać, że jesteś bezpieczna. Jeszcze będzie na tyle głupia by wezwać policję. 

-Przepraszam, jednak nie będę potrzebowała taksówki. Moja podwózka właśnie przyszła. 

-Czy na pewno wszystko dobrze?

-Tak, chyba, że pani zna sposób jak zamordować i nie przelecieć cholernego Tora. 

-Niestety nie pomogę. -Jej chichot cichnie gdy telefon zostaje mi wyrwany z dłoni. 

-To nie było miłe. - sapię i robię niezadowoloną minę. 

-A to, że chciałaś wyjść beze mnie, niby miało być miłe. 

-Chciałam tylko wrócić do domu. Nic tu po mnie. 

-Jakie to dojrzałe obrażać się jak dziecko. 

-Nie robię tego. - fukam na niego i podnoszę się z miejsca. -Odwieziesz mnie? - pytam i sięgam po torbę. Gdy tylko się pochylam na moim tyłku ląduje dłoń. -Cholera! - wrzeszczę i się prostuję. Tig popycha mnie nie pozwalając stanąć w pionie. Łapię fotela żeby się nie przewrócić, odwracam głowę w bok i piorunuję go wzrokiem. -Czy tobie odbiło? - pytam jeszcze bardziej zła niż byłam przed chwilą. 

Tig  Black Riders MC#7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz