Dom -zabezpieczony.

1.9K 66 0
                                    


Asher

Czarna kawa nie pobudzała mojego organizmu, tak jak sądziłem. Siedziałem nad wpół upitym kubkiem, gdy do kuchni wparował Liam niczym huragan. Uniosłem na niego swoje zmęczone spojrzenie. Biegał po kuchni, jak opętany. 

-Tyś się czegoś nałykał? -spytałem autentycznie zaciekawiony jego zachowaniem.

Zatrzymał i spojrzał na mnie. Przerażenie niemal biło od niego na kilometr. Przez chwilę tasował moją twarz, aż nie złapał się za włosy i nie szarpnął za nie gwałtownie.

-Moi rodzice. -mruknął i uniósł wzrok. -Moi rodzice właśnie tu jadą. 

Nie wiem dlaczego się tego nie spodziewał. W końcu zgodził się przyjąć tego dzieciaka, więc oczywiste, że jego nadopiekuńczy starzy będą chcieli zobaczyć dom. Wzruszyłem tylko ramionami, a do kuchni wpadł Marco w podobnym tempie, co blondyn.

-Garaż zabezpieczony, pokoje sprawdzone, biuro zamknięte. -zaczął wymieniać.

Mieszkam z debilami...

Uderzyłem się otwartą dłonią w czoło czym zwróciłem ich uwagę na siebie. To było niepojęte, jak bardzo starali się dostosować cały dom do potrzeb jednego rozwydrzonego dzieciaka. Myślałem, że pojechanie po nowe meble i pościel to przesada, ale gdy oprócz tego przywlekli ze sobą różowe dodatki i równie różowego pluszaka zwątpiłem w ich poczytalność. 

-Jesteście pierdolnięci. -jęknąłem męczeńsko, a mój głos znikł wśród dzwonka domofonu.

Obejrzałem się za siebie, a Liam już wystrzelił do drzwi i panelem sterowanie otworzył obszerną bramę. Srebrny mercedes powoli wtoczył się na podjazd, a ze środka pojazdu wyszli oni. Rodzice Liama. Jego matka, jak zawsze wystrojona jak pierdolona królowa oglądała dom, co mogłem dokładnie obserwować przez kuchenne okno. 

-Macie się zachowywać. -fuknął na nas Liam i otworzył drzwi. -Nie spodziewałem się was wcześniej. Mieliście przyjechać z Madi.

-Powiedz to matce. -burknął wściekły szeryf wtaszczając do domu sporą walizkę. -Stwierdziła, że nie zdążymy na samolot jeśli nie wyjedziemy teraz.

Zaśmiałem się pod nosem. Słyszałem o rodzicach Liama bardzo wiele złych rzeczy, ale musiałem przyznać, że znalezienie z jego ojcem wspólnego języka ułatwiło nam wiele spraw. Pozwoliło nam wiele razy wywinąć się od wymiaru sprawiedliwości. 

-Witam szeryfie Dillon. -przemówiłem, podchodząc do niego z wyciągniętą dłonią, którą od razu uścisnął. 

-Cześć chłopie. Jak tam firma? -zapytał wesoło.

Również się uśmiechnąłem. Zainwestowanie durnych czterdziestu kafli pozwoliło mi rozkręcić fajny biznesik, który skutecznie chronił mnie przed nalotem skarbówki, a z czasem osiągnął taki status, aby przynosić równie fajne zyski. 

-Dobrze. Właśnie robię rekrutację na kolejne stanowiska. 

-To świetnie. -ucieszył się i spojrzał na Marco stojącego za mną. -Masz szczęście mając takiego kuzyna.

-Cholerne. -mogłem się założyć, że łącznie z tymi słowami wywrócił oczami.

Nasze kłamstwo oraz podrobione dokumenty pozwoliły mi wreszcie żyć. Pozwoliły mi żyć z czystą kartą, którą zjebałem wkraczając w to co umiałem robić. W produkcję dragów i kradzieże samochodów. 

-Co to za język! Chłopcy!

Piskliwy jazgot starszej blondynki zabrzęczał w moich uszach. Spojrzałem w stronę drzwi, gdzie obok Liama stała jego matka. Piękna kobieta tego nie da się zaprzeczyć, ale ochujałbym słuchając jej dłużej niż godzinę w ciągu kilku miesięcy. Zerknąłem przelotnie na szeryfa pełen podziwu, jak udało mu się z nią tyle wytrzymać.

-Daj spokój. To dorośli ludzie i nie twoje dzieci. -westchnął Ben.

-I całe szczęście. 

Żebyś wiedziała kobieto...

Zerknąłem na Liama, który z zażenowania schował twarz w dłoniach.

-Może się czegoś napijecie? -zapytał zrezygnowany.

-Z chęcią skarbie, ale musimy jechać. -złapała go za policzek i potrząsnęła, jak małe dziecko. -Ben zbieraj się! -rzuciła i wyszła.

-Będę potrzebował urlopu po tych wakacjach. -westchnął i już zamierzał wyjść, gdy odezwał się Marco.

-Za miesiąc grają NBA. -szeryf odwrócił się do niego z cwanym uśmiechem.

-Wpadnę. -odparł i spojrzał na Liama. -Odbierz Madi ze szkoły i napisz mi jakim autem podjedziesz to damy jej znać.

Wyszedł.

Wpatrywałem się w twarz blondyna, która z każdą sekundą traciła coraz mocniej kolory. W końcu kiedy auto jego rodziców zniknęło na szosie odwrócił się i wlepił we mnie pełne nadziei spojrzenie. Wiedziałem skąd ten szczeniacki wzrok. Rozjebał swoją furę dwa dni temu wpieprzając się w ścianę drzew i tylko cudem nic mu się kurwa nie stało.

-Asher...

-Tyś się chyba z chujem na głowy pozamieniał.

_____________________
Wesołych Świąt kochani❤️

W objęciach diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz