Wszyscy kłamią.

1.5K 49 0
                                    

Madison

-Jak tu pięknie. -szepnęłam z zachwytem.

Staliśmy właśnie na skarpie, a przed nami rozciągał się widok na kilka hektarów lasu i niewielkie jeziorko z małą plażą. Nie miałam pojęcia, że w mojej okolicy jest takie miejsce. Do jeziorka mogliśmy spokojnie dojść, schodząc wzdłuż niewielkiej skarpy, albo odbijając wcześniej w lesie i nie piąć się do góry. Zachodzące słońce odbijało swoje promienie na tafli wody.

-Madison... -spojrzałam szybko na bruneta. Stał kawałek ode mnie i wyglądał jakby właśnie toczył wewnętrzną walkę z samym sobą. -Musimy porozmawiać.

-Okey. -rozejrzałam się wokół siebie, ale nie było niczego co mogłoby posłużyć jako miejsce do spoczynku, więc opadłam pośladkami na leśnej ściółce czekając na jego ruch. -O czym chciałbyś porozmawiać?

-Nie wyjaśniłaś mi wszystkiego. -westchnął i zajął miejsce obok mnie. -Dlaczego, a właściwie co się wydarzyło po moim wyjeździe, że zdecydowałaś się zrobić sobie krzywdę?

Spuściłam wzrok na ziemię.

Nie ucieknę od przeszłości...

Nie chciałam o tym rozmawiać. Moje powody były żałosne i durne, ale byłam mu winna wyjaśnienia. Nawet te bardzo okrojone.

-W zasadzie... nie wiem. -wzruszyłam ramionami. -Było mi... źle? Po tym jak okazało się, że zostałam sama wszystko wróciło i nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, ja... -zawahałam się i zerknęłam na niego. -Ja czekałam na ciebie.

Słyszałam, jak wciągnął z sykiem powietrze do płuc. Czułam, że nie powinnam była tego mówić, ale na to było już za późno.

-Może to idiotyczne, ale ja naprawdę poczułam się przy tobie bezpieczna. -ciągnęłam dalej próbując się wytłumaczyć. -A będąc sama... zaczęłam rozmyślać o tej sytuacji. To naprawdę była moją wina, miałam zbyt wyzywającą sukienkę i...

-Madison. -przerwał mi ostro i spojrzał w moje oczy. -Już ci to mówiłem, ale powtórzę jeszcze raz. Mogłabyś być nawet nago, a on i tak nie ma prawa cie dotknąć, bez twojej zgody.

Miał rację. Wiedziałam to, ale i tak czułam się winna. Niestety tego nie zmieni nawet on, a poczucie winy chodź z czasem może ucichnąć nadal będzie mnie dręczyć w najmniej przewidywalnych momentach.

Westchnęłam ciężko i przeniosłam wzrok na otaczający nas krajobraz. Coś w tamtej chwili było magicznego i coś popchnęło mnie do zadania tego właśnie pytania.

-Dlaczego to robisz? Dlaczego chcesz mi pomóc i spędzasz ze mną dobrowolnie czas, nawet mnie nie znając. Nie wkręcaj mi tylko, że chodzi o moje pokrewieństwo z Liamem, bo nawet on nie zrobił dla mnie tyle, co ty.

-Nie wiem. -wypowiedział te słowa po dłuższym namyśle i nakrył moją dłoń swoją, aż zerknęłam na niego. -Nie mam bladego pojęcia, ale... nie wszystko, co robimy w życiu ma racjonalne wyjaśnienie.

Przemilczałam jego słowa. Nie miałam nic do dodania, ani do skrytykowania. Mówiąc to czułam, że był szczery, że sam nie do końca rozumiał swoje postępowanie względem mnie.

-Ale wiem jedno. -dodał z delikatnym uśmiechem. -Nic, co wydarzyło się tamtej nocy, nie było twoją winą. Nic, co cię spotkało, nie było twoją winą. Wiem, że jest ci ciężko, ale nie jesteś w tym sama. Rozumiem, że nie chcesz mówić innym, ale masz nas. Masz mnie, Liama, Marco i Logana. Zawsze możesz zwrócić się do nas po pomoc i zawsze ci pomożemy. Zawsze jeśli będziesz mnie potrzebować będę pod telefonem i pomogę ci nie ważne w jakiej sprawie.

Było to przyjemne słyszeć takie słowa z jego ust. Poczułam się nawet jakby rzeczywiście mówił prawdę, ale to „zawsze" jakoś dziwnie nie pasowało do całej wypowiedzi. Wydawało się wciśnięte tam tylko do podkręcenia dramaturgi słów. Przemilczałam, to jednak uważając, że moja wyobraźnia znów próbuje mi wmówić, że każdy kłamie.

Niestety każdy kłamie i oszukuje, a ja byłam w tamtym momencie zbyt rozkojarzona, aby to zauważyć. Zbyt mocno wierzyłam, że Asher King jest zupełnie inny od wszelkich osób jakie znałam. Zbyt mocno go wyidealizowałam, zapominając, że ideały nie istnieją.

-Dziękuję. -szepnęłam cicho i nachyliłam się nad nim muskając jego szorstki od zarostu policzek ustami, a następnie wtuliłam się w jego ciało.

Siedzieliśmy do późna wpatrując się w mroczne niebo i prowadząc luźne rozmowy, gdy Asher zdecydował, że pora już wracać. Zgodziłam się z nim i ruszyliśmy do domu, co jakiś czas prowadząc luźną rozmowę.

Zakradaliśmy się do willi Liama niczym złodzieje uważając, aby tylko nie zostać nakryci przez mojego brata lub któregoś z pozostałej dwójki chłopaków.

Gdybym tylko wiedziała, że wszyscy smacznie śpią kompletnie nie przejmując się tym, że Asher bądź co bądź porwał mnie z pokoju to trzasnęłabym drzwiami tak, że momentalnie podnieśliby się na równe nogi.

Ale nie wiedziałam tego, dlatego rozstałam się z Asherem pod moim pokojem wymieniając delikatne uśmiechy. Już miałam wejść do środka, gdy usłyszałam jego cichy głos.

-Wyrzuć to ostrze. -spojrzałam na niego szybko i zamrugałam. -Wyrzuć je i nigdy więcej tego nie rób. Dobrze?

-Dobrze. -szepnęłam i zniknęłam za drzwiami.

Zamknęłam je na klucz i rozejrzałam się po pokoju. Musiałam tu ogarnąć. Ten bałagan był do mnie nie podobny. Zbierając z podłogi ubrania coś wypadło spomiędzy nich. Z cichym brzdękiem od paneli odbiło się pojedyncze ostrze z maszynki, którą rozbroiłam. Podniosłam je niepewnie i obejrzałam z każdej strony. Było czyste. To nie nim naznaczyłam swoje ciało.

Odrzuciłam ubrania na łóżko i szybko podeszłam do kosza w łazience, aby pozbyć się ostrza.

Jednak gdy klapa się otwarła zawahałam się. Nie chciałam pozbawiać się narzędzia ani kontroli. Stałam, tak wlepiając w nie swój wzrok aż w końcu zdecydowałam.

Zacisnęłam ostrze w dłoni czując, jak delikatnie ją rani.

Tak, jak wspominałam.

Wszyscy kłamią...

______________
Kochani małe info. Jeśli ktoś nie wie to przed rozdziałem „Las" jest rozdział „Mała wycieczka" który niestety został dodany później. Przepraszam za zamieszanie🥺

W objęciach diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz