Nowy uczeń, nowe kłopoty

1.3K 50 1
                                    

Madison

Moja śmierć nie była oczywista. Serce nie stanęło, nie włożyli mojego ciała do trumny, ani nie zakopali pod ziemią.

Nie było żadnej z tych rzeczy, a jednak umarłam. Żyłam, a jednak pogrzebałam dziewczynę, którą byłam wcześniej. Pogrzebałam tą wersję siebie, którą uznałam za autentyk, a okazała się jedynie jego tanią imitacją.

Moja własna destrukcja rozpoczęła się długo przed tym nim zrozumiałam znaczenie tego słowa. Rozpoczęła ją moja własna matka. Kobieta, która nie liczyła się ze szczęściem swoich dzieci i spoglądała na nie przez pryzmat osiągnięć.

Ale to było nic, to był tylko jeden niewielki czynnik.

Najważniejszymi etapami mojego umierania stało się trzech mężczyzn, którym pozwoliłam wejść do swojego życia z buciorami.

Tą komiczno-tragiczną karuzelę rozpoczął Lucas Linn.

Chłopak postrzegany przez pryzmat ideału, który w środku był jak gnijący owoc. Wystarczyło nie podziwiać go z daleka, a zbliżyć się na kilka kroków, aby dostrzec swąd jaki rozsiewał. To on jako pierwszy wbił mi nóż w plecy. To dzięki niemu znienawidziła siebie i swoje ciało. Byłam przekonana, że to co mi zrobił było najgorsze. Niestety myliłam się.

Pogodzona z wydarzeniami tamtej imprezy myślałam, a właściwie miałam nadzieję, że mam przyjaciół, a dokładniej przyjaciela. Carter White był moją nadzieją. Nadzieją, która zgasła kilka dni po powrocie do domu rodziców i naszym przypadkowym spotkaniu w parku. Dystans, chłód i nienawiść jaka od niego biła była bezpośrednio skierowana w moją stronę. Była, jak kolejne ostrze wymierzone w moje plecy.

W sumie pogodziłam się z utratą dwójki jedynych przyjaciół. Linn zniknął i to mnie piętnowano za jego ucieczkę.

Cudowne licealne czasy...

Ostatnim elementem mojej zguby był nie kto inny jak dwudziestopięcioletni Asher King. Mężczyzna, który zbyt szybko i mocno zagościł w moim sercu. Błędnie odczytywałam jego sygnały, złudnie uwierzyłam, że to on jest tym księciem na białym koniu.

Niestety on nie wbił mi noża w plecy. On zrobił to w klatkę piersiową. Wbił mi ostrze w samo serce kończąc, albo raczej rozpoczynając moje katusze.

Tamten dzień był taki zwyczajny. Ciepły i przyjemny. Obudziłam się naprawdę zadowolona i z uśmiechem usiadłam do książek. Książkę dla niego zostawiłam u Liama już trzy tygodnie temu i nadal nie otrzymałam wiadomości od Ashera, więc kiedy mój telefon za wibrował, a na ekranie pojawiło się jego imię serce podskoczyło mi z radości. Czy serio liczyłam na romantyczną wiadomość z cyklu „kocham cię"?
Nie wiem.
Może.

Takiej jednak nie było.

Była tylko jedna wiadomość, depcząca moje nadzieje.

Mogłam się tego spodziewać. On był wspaniałym, przystojnym i poważnym mężczyzną, a ja tylko złamaną przez życie nastolatką.

Ale jego odpowiedź i tak zabolała...

Pogodziłam się z nią.

Zrobiłam kilka nowych cięć, ale pogodziłam się z odpowiedzią.

Może to wtedy umarłam? Jak tak myślę o tym teraz, mogło tak być. Od jego wiadomości nie uśmiechnęłam się szczerze ani razu, tylko wegetowałam za dnia, a wieczorami siadałam na parapecie w jego czarnej bluzie i wpatrywałam się w gwieździste niebo.

Rozpoczęcie szkoły było, jak przybicie mi tabliczki z napisem „Tyfus. Nie zbliżać się!"

Tylko Misty jako jedyna wdawała się ze mną w jakąś rozmowę i nie traktowała jak trędowatą. Pogodzona z tym skupiłam się na swoim celu. Na wyjeździe z miasteczka. Mój kierunek był prosty. Wyjechać po wakacjach tam gdzie ułożę swoje życie z czystą kartą, wyjechać tam gdzie zniknę w tłumie i ujawnię się gdy będę na to gotowa...

W objęciach diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz