Dom rodem z Selling Sunset.

2K 67 0
                                    


Madison

Miałam ochotę zwymiotować. Żołądek zaciskał mi się z nerwów, gdy kątem oka obserwowałam okrążającego auto mężczyznę. Brunet otworzył spokojnie drzwi od strony kierowcy i rozsiadł się wygodnie na fotelu. Nie uruchomił silnika. Siedział tylko, co jakiś czas zerkając na mnie we wstecznym lusterku. Twarz paliła mnie żywym ogniem z zażenowania. 

Skąd mi się to wzięło do cholery?!

Brunet był przystojny i nie mogłam temu zaprzeczyć, ale ja nawet nie znam jego imienia! Bił od niego niesamowity chłód i to na tym powinnam się skupić. Powinnam się skupić na respekcie jaki prezentuje swoją osobą, więc dlaczego od chwili, gdy mnie podniósł, a do moich nozdrzy dotarł jego zapach, przepadłam? Pachniał, jak drzewo sandałowe z domieszką dymu tytoniowego. Pachniał, jak mój nieżyjący już dziadek od strony taty, który zaszczepił we mnie miłość do książek i pokazał, jak wspaniałe przygody mogę przeżyć zatapiając się w czarnym tuszu wyrytym na białych stronach.  Pachniał, jak cholerne bezpieczeństwo! Jak osoba, która miałaby mnie uchronić od całego zła tego świata. 

Co by było, gdybym wtedy znała prawdę? Gdybym wiedziała, że bezpieczeństwo w tym wypadku było zwykłą obłudą. Pchałabym się w tą relację dalej? Ponownie pozwoliłabym oszukać swój łatwowierny umysł?

Pewnie tak, bo złe decyzje mają właśnie to do siebie, że są niesamowicie kuszące i ciężko jest się im oprzeć.

Ale ja tego nie wiedziałam. W tamtym momencie. Siedząc w czarnym Jeepie nie miałam o tym pojęcia. 

Czując, jednak bijący od niego respekt spojrzałam przez okno. Liam rozmawiał z Carterem. Stał do mnie tyłem, ale gdy na kilka chwil odwrócił głowię przez ramię mogłam dostrzec chytry uśmiech zdobiący jego twarz. 

Impreza. Powiedział mu o imprezie...

-Błagam nie... -szepnęłam cichutko.

Nie wiedziałam czy brunet to usłyszał, ale miałam to gdzieś. Liczyło się tylko to, że Carter właśnie zrujnował mój plan na najbliższe dwa tygodnie. Nie chciałam się wychylać. Liczyłam, że przez czas spędzony u Liama po prostu będę siedzieć, jak mysz pod miotłą i nie dam mu powodów do rozmowy z rodzicami. Wolałam oszczędzić sobie kazań jakie rzuciłaby w moim kierunku matka. Ona nie pochwalała imprez, a jak już na jakąś szłam, zwykle ojciec krył mnie przed nią, tak samo, jak bliźniaki. Przełknęłam ciężko ślinę widząc, jak mój rodzony brat podaje rękę Carterowi i się z nim żegna. Liam zmierzał do auta tanecznym krokiem, a ja z nerwów niemal nie rozerwałam sobie spódniczki od mundurku mnąc ją pomiędzy palcami. Usiadł z przodu i zapiął spokojnie pasy nim jego twarz skierowała się na mnie. Usta rozciągnął w perfidnym uśmiechu, a w oczach błysnęła mu iskierka wesołości.

Jestem trupem...

-Jedziemy? -brunet był widocznie zirytowany.

-Tak. -odparł Liam, nawet na sekundę nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.

Brunet przekręcił kluczyk, budząc maszynę do życia. Głośny warkot silnika rozbrzmiał w moich uszach lekko mnie otumaniając. W porównaniu z samochodem taty ta bestia aż prosiła się o jakieś wytłumienie w środku czy coś takiego. 

-Rodzice wiedzą o imprezie? -zagadnął Liam.

Nie poczekał nawet, jak wyjedziemy z parkingu. Zaatakował od razu, a moją najlepszą bronią na atak jak do tej pory zawsze była wyuczona obojętność. Działała zawsze na innych uczniów, ale nie wiedziałam czy zadziała na Liama. Odetchnęłam głęboko przymykając powieki.

Zabije Cartera, jak Liam piśnie choćby słówko matce...

Spojrzałam na niego, ale ten parszywy uśmiech powoli wprowadzał moją krew we wrzenie. 

W objęciach diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz