Rozdział 6

11 2 0
                                    

Lauren

Pięć miesięcy potem wyleciałam z Seattle. Lot do Oksfordu był długi i męczący. Ciężko było się rozstać z rodzicami. Jednak oni byli moim jedynym wsparciem, po odejściu chłopaka. I mimo tego, że oddaliłam się od rodzinnego miasta, czułam się szczęśliwa. Wreszcie uwolniłam się od wspomnień związanych z moją i jego przyjaźnią. W końcu mogłam odżyć, poznać nowych ludzi nie rozmyślając o nim całymi dniami. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy po wyjściu z lotniska moją twarz oświetliło słońce. Chwyciłam za walizkę i poszłam przejść się ulicami dużego, zatłoczonego miasta. Mijałam wiele kawiarenek i restauracji. W każdym lokalu było sporo ludzi. Nie dziwiłam się, była sobota, we wrześniu. Zawsze marzyłam być w Londynie we wrześniu, ponieważ dużo ludzi chodziło tam do kawiarń po różne przysmaki z cynamonem. Zbytnio nie lubiłam cynamonu, a bardziej jego zapachu, jednak dziś zmieniłam zdanie do tej przyprawy. Wędrując tak po mieście, zrobiłam się głodna, więc wstąpiłam do niewielkiej przytulnej kawiarenki. Lokal był zadbany, zbudowany z czerwonej cegły. Na czerwonych ceglastych  ścianach, znajdowało się dużo plakatów z znanymi artystami rockowymi. W specjalnych zaszklonych szafkach wysiały gitary elektryczne. Zamówiłam sobie jakieś ciastko z cynamonem, a do picia wzięłam sobie kawę. Obsługa, była bardzo miła. Mimo mojego innego akcentu, zaakceptowali mnie. W tle lokalu leciała cicha rockowa muzyka. Jadłam sobie spokojnie, gdy nagle poczułam wrzątek na nogach. Podniosłam wzrok i zobaczyłam wysokiego bruneta. Miał na sobie czerwono-czarną kurtkę bejsbolową. Jego oczy były wystraszone.

-Bardzo przepraszam! – Jego akcent był inny.

-Nic się nie stało. – Wstałam i uśmiechnęłam się pogodnie do chłopaka.

-Bardzo panią przepraszam, nie chciałem strącić, pani kawy. – Wyciągnął słuchawkę z ucha. – Może zaprowadzę panią do mojego mieszkania i... - spojrzał się na walizkę. – I się pani przebierze, a ja pani wypiorę spodnie.

- Nie naprawdę nie trzeba, zaraz i tak idę do siebie. – Uśmiechnęłam się.

-Nalegam.

-No dobrze, tylko zapłacę.- Podeszłam do kasy.

Gdy wróciłam do chłopaka i chwyciłam za walizkę, nieznajomy długo się przyglądał mi. Chowając słuchawki też, obserwował mnie. Tak jakby skądś mnie kojarzył. Starałam się, nie zwracać na to uwagi, jednak przeszkadzało mi to. Bo za każdym moim ruchem czułam jego wzrok na sobie.

-Coś się stało, że tak patrzy pan na mnie? – Zapytałam.

-Nie, nic się nie stało, po prostu zastanawiam się czy pani jest stąd.

-Nie przyleciałam ze Seattle.

-To pewnie pani zmęczona, po tak długiej podróży.

-Trochę, tak dlatego zatrzymałam się aby coś zjeść, a potem miałam iść do mieszkania.

-Już pani ma mieszkanie?

-Tak jakby, przyleciałam aby się tu uczyć. I jestem Lauren.

-Charles, rozumiem.

-Miło mi cię poznać.

-Mi ciebie też.

Weszliśmy do bloku mieszkalnego. Chłopak wypuścił mnie pierwszy do mieszkania. Rozglądałam się chwilę, po mieszkaniu. Było one przytulne, pełne rodzinnych wspomnień. Na niektórych półkach stały zdjęcia. Można było zobaczyć jego, ze swoją rodziną. Nie chciałam, być natrętna więc, oderwałam wzrok od zdjęć. Chłopak wskazał mi łazienkę, w której mogłam się przebrać. Weszłam do białej łazienki. Pomieszczenie było bardzo zadbane. Podczas przebierania się usłyszałam, że chłopak zaczął z kimś rozmawiać.

A kiedy wszystkie płatki opadnąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz