Epilog

4 3 1
                                    

Lauren

6 lat później

Letnie słońce ogrzewało moją twarz. Wiatr delikatnie poruszał źdźbła trawy, które łaskotały mnie po nogach. Skupiłam się na oddechu i dźwiękach otaczającej mnie natury. Zaczynając od bzyczenia pszczół, os i trzmieli po śpiew ptaków.

Ostatnie tygodnie były ciężkie, ale w końcu mogłam cieszyć się spokojem z moją rodziną. Nagle poczułam jak ktoś zawiesił się na moich ramionach. Obróciłam głowę i ujrzałam mojego synka, na mojej twarzy pojawił się pogodny uśmiech.

-Christian! – Odwróciłam się i przytuliłam synka.

Chłopiec zaczął się śmiać co jeszcze bardziej umiliło mi ten wspaniały dzień. Wstałam i wzięłam synka na ręce. Chris wtulił się w moją klatkę piersiową. Obejmując moją szyję swoimi małymi ramionami. Jego morskie oczy popatrzyły się na mnie, a ja ucałowałam go w głowę. Jego cera była usiana piegami. Mój syn był kopią swojego ojca... Adriena.

-Mamusiu. – Odezwał się syn.

-Tak?

-Tata. – Wskazał w stronę jeziora, w którym rosły kwiaty lotosu.

-Chcesz iść do jeziorka tatusia?

Chłopiec pokiwał energiczne swoją głową, wprowadzając w ruch swoje blond loki. Postawiłam syna na polnej trawie. Chirs podbiegł do nagrobku, gdzie mieścił się napis wygrawerowany:

Adrien Wilston

1994-2020

Nie wszystek umrę.

-Wszystek? – zaciekawił się Christian. – Co to znaczy?

-Te słowa pochodzą od takiego sławnego pana, który się nazywał Horacy. Po łacinie „Nom omnis moriar". A co oznaczają? – Zastanowiłam się. – Te słowa wrażają fizyczną śmierć, która nie oznacza koniec istnienia, a jego sława będzie trwała również potem. Czyli w to co tata wierzył.

-Tata wierzył, że po śmierci jest jakieś inne miejsce, w którym teraz żyje?

-Tak. – Kucnęłam przy synku. – Tata obiecał nam, że zawsze jest przy nas i patrzy na nas z góry. Pilnuje nas aby nic nam się nie stało. Tata cię bardzo kocha.

-A ja kocham ciebie!

Zaśmiałam się, mimo że z trudem mówiło mi się o Adrienie to utrzymałam uśmiech. Chłopczyk rzucił mi się na szyję, a ja położyłam brodę na jego ramieniu. Poczułam jak łzy zaczęły mi spływać po oświetlonej promieniami słońca twarzy.

-Ja ciebie też bardzo kocham. – Szepnęłam mu do ucha.

-Na zawsze? – Jego rączki jeszcze mocniej zacisnęły się wokół mojej szyi.

-Mamusia będzie cię kochać na zawsze.

Wzrok chłopca powędrował na spokojną tafle wody, przy której rosły kwiaty lotosu. Wpatrywał się w ostatnie promienie słoneczne, które odbijały się jeszcze przez chwile w tafli wody, po czym zaszły za górami.

-Mamusiu.

-Tak skarbie?

-Dlaczego tu akurat mieszkamy?

-Widzisz Chris, ta górka i w ogóle to otoczenie, na którym teraz się znajdujemy to... To właśnie tu poznałam twojego tatę. Tutaj się wychowaliśmy i tu spędzaliśmy dużo czasu. Dlatego, gdy odszedł postanowiłam się przeprowadzić do naszego rodzinnego miasta. Chciałam aby spoczywał, na ziemi którą zna.

-To dlatego też tu mieszkamy.

-Dokładnie.

-Christian! Lauren!

Odwróciliśmy się.

Syn odsunął się ode mnie i pobiegł do ojca, a ja poszłam w jego ślady. Mój mąż, William wziął syna na ręce.

-Mój tatuś na nas patrzy!

William objął nas ramieniem i ucałował. William, był od samej straty ze mną. Widział mnie przy załamaniach nerwowych i emocjonalny. Wspierał w każdy możliwy sposób, mimo że czasami irytowało mnie to. To i tak się cieszę, że jesteśmy razem. Mąż pokochał mnie taką jaką mnie w tamtym czasie widział. Zaakceptował mnie z taką a nie inną przeszłością. Rzecz biorąc naprawił mnie.

Po śmierci Adriena stał się moim jedynym wsparciem. Bywały dni, że zasypiałam w jego objęciach, bo czułam się po prostu wtedy bezpieczniej i spokojniej. Nasza miłość kwitła powoli, ponieważ nie wyobrażałam sobie życia z kimś innym niż Adrien. Przyjmując pierścionek zaręczynowy od Williama, nie byłam pewna czy mogę przyjąć oświadczyny. Adri pragnął abym po jego śmierci była szczęśliwa, a ja tego też pragnęłam. I stałam się tamtego dnia najszczęśliwszą młodą mamą na tym świecie. William zaakceptował moją ciążę i równie mocno obdarzył uczuciami naszego synka.

-Dzwonili moi rodzice. – Powiedział William. – Spóźnią się, samolot ma opóźnienie.

-O nie! Babcia z dziadkiem nie przylecą na moje piąte urodziny? – Zranił mnie smutny widok chłopca.

-Oczywiście, że przylecą. Trochę później niż zakładaliśmy. – Ucałowałam synka w główkę.

Usialiśmy na polnej trawie. William wziął naszego syna na kolana, a on wtulił się w jego tors. Splotłam palce z moim mężem. Powodując odsłonienie się tatuażu. Naszą ciszę przerwał głos Christiana.

-Jaki piękny tatuaż! Co tam jest?

-Tafla wody z kwiatem lotosu. – Odpowiedziałam nawet nie patrząc na tatuaż.

-Takie samo jak tatusia jeziorko. – Zauważył.

-Dokładnie Chris. Twój tatuś był taflą wody, a twoja mamusia jest pięknym kwiatem lotosu. – Wytłumaczył mąż.

-Co powiesz na bajkę? – Zaproponowałam.

-Tak! Uwielbiam bajki! – Wykrzyknął chłopiec.

-Opowiem ci bajkę o tym jak kwiat lotosu zakochał się w niesfornej tafli wody.

Po jakimś czasie gwiazdy dały o sobie znak. Świeciły mocno na niebie. Nie przestając opowiadać bajki podniosłam głowę na rozgwieżdżone ciemne niebo. William ucałował mnie w rękę. Ja zamiast wrócić wzrokiem na twarz mojego męża, wpatrywałam się w niebo.

Tak dalej gwiazdeczko jesteś taka silna, oto co pewnego dnia pokazały nam gwiazdy.

KONIEC

A kiedy wszystkie płatki opadnąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz