Rozdział 25

299 19 42
                                    

Kai wtulił policzek w nagą klatkę piersiową Cole'a, opierając się o niego. Skrzywił się, gdy biały, śmierdzący dym wleciał mu wprost w twarz. Czarnowłosy palił papierosa, popijać whisky z butelki, która jakimś cudem znalazła się w szafce, tuż obok łóżka. Ze względu na stan Kai'a oraz w trosce o jego zdrowie, mężczyzna stanowczo odmówił mu dawania alkoholu oraz innych jakichkolwiek używek, na co tamten tylko pokręcił nosem niechętnie, zgadzając się z nim niezbyt entuzjastycznie, patrząc na jego twarz, na której zawitał chytry uśmieszek zwycięstwa.

- Skarbie - Cole złapał jego dłoń, przyciskając ją do swoich zimnych warg, składając tam pocałunek, na co szatyn spojrzał na niego z iskierami szczęścia w oczach. Serce zabiło mu mocniej, czując ciepło rozchodzące się po jego wnętrzu.

- Tak? - spojrzał na niego słodkimi oczami, wyjmując z jego ust papierosa. Wyrzucił go przez uchylone okno, wycierając rękę o prześcieradło, chcąc wyczyścić ją z popiołu, jaki się na niej osadził.

- Wiedz, że cię kocham - złożył kolejny pocałunek. - I już nigdy więcej nie będę uciekał od problemu - spojrzał w jego pełne nadziei brązowe tęczówki. - Obiecuję - ucałował jego czoło, unosząc kącik ust. - Stało się coś? - zapytał, widząc grymas na jego twarzy.

- Po prostu boli mnie dupa przez ciebie - zaśmiał się, co również udzieliło się drugiemu Ponownie ułożył się na jego boku. Zaczął jeździć placem po jego skórze, na co Cole spojrzał na niego, wyraźnie zaciekawiony jego poczynianami.

♧︎︎︎

- Nigdy tego nie odzobaczę - Lloyd ułożył łokcie na stole, łapiąc się za głowę, zupełnie jakby miał zaraz się załamać. Lord zaśmiał się donośnie, widząc minę syna, który poważnie analizował to, co właśnie było dane mu obejrzeć.

- Co się stało? - zapytał Morro, nie wiedząc o co chodzi. Siedzieli w pokoju, zaaranżowanym na wzór salonu. Każdy siedział na kanapach, stojących na przeciw siebie. Pośród niech swoje miejsce znalazły niewielkie stoliki kawowe. Ojciec i syn spojrzeli po siebie znacząco.

- Cóż... - zaczął Garmadon, kręcąc głową z podejrzanym uśmiechem. - Zastaliśmy Cole'a i Kai'a w dość... Znaczącej sytuacji - mówił, a w tle blondyn jęknął przeciągle, kładąc głowę na stole.

- Co? - Morro spojrzał na nich z otwartymi ustami. - Pozwoliliście im pieprzyć się na czystej, świeżo wypranej pościeli?! Ostatnio sam przewijałem! - wrzasnął, wstając gwałtownie. Nie był to dobry pomysł, gdyż wciąż miał sporo obrażeń, mniejszych bądź większych, ale nadal bolesnych.

- Spokojnie. Raczej nic złego nie zrobili - chciał uspokoić go, brzmiąc przy tym mało przekonująco. Uśmiechnął się krzywo, starając się załagodzić sytuację.

- A co? Zazdrościsz, że nie masz z kim? - Tox prychnęła, trochę lekceważąco, wchodząc do pomieszczenia. Zasiadła na kanapie obok Lloyd'a, klepiąc go po ramieniu w geście wsparcia. Mało to pomogło, gdyż chłopak ani drgnął, lecz przeciwnie - przekręcił głowę w drugą stronę, wydymając wargę, myśląc nad czymś intensywnie.

- Nie z każdym muszę lądować w łóżku - rzucił jej mordercze spojrzenie. Chyba wiedział, co chciała powiedzieć. Raczej wolałby, aby ani Cole, ani Garmadon dowiedzieli się, co zaszło pomiędzy nim, a Kai'em jeszcze przed tym wszystkim, co miało miejsce w ostatnim czasie.

- Chcesz coś przez to powiedzieć? Sugerujesz, że nie mam powodzenia? - dopytywał. Miał nadzieję, że dziewczyna nie chlapnie czegoś głupiego. Och, jakże się mylił w tamtym momencie.

𝖬𝗈𝗋𝖽𝖾𝗋𝖼𝗓𝖾 𝗎𝖼𝗓𝗎𝖼𝗂𝖾 || 𝖫𝖺𝗏𝖺𝗌𝗁𝗂𝗉𝗉𝗂𝗇𝗀 [TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz