Morro pochylił głowę ku dole. Był właśnie opatrywany przez Tox. Musiał wiedzieć ile przeżyje. O ile przeżyje. Póki co dziewczyna, patrząc na wyniki badań, które dotychczas zrobili, kręciła nosem, szeptała cos do siebie i wyraźnie się nad czymś zastanawiała. Mruknęła w końcu i odwróciła się od biurka, na którym leżała masa papierów, w stronę swojego szefa.
- Masz sporo obrażeń wewnętrznych i nie tylko - rzuciła szybko, nie patrząc na niego, lecz trzymające ręce prześwietlenie jego klatki piersiowej. - Złamali ci dwa żebra. Jesteś cały poobijany. Miałeś krwotok wewnętrzny, ale widzę że w twoim organizmie były podawane leki. Ciesz się. Gdyby nie zaczęli cię ratować, dawno by cię tu nie było.- skończyła mówić i spojrzała na niego obojętnie. Lecz w jej oczach kryła się również ukryta troska. Ona i mężczyzna znali się od dziecka. Wychowali się razem. Mimo wszystko, najlepiej ją traktował że wszystkich z nim pracujących.
- Pocieszyło mnie to - prychnął z irytacją i chciał się podnieść, aczkolwiek ból w dolnych partiach żołądka mu w tym przeszkodził. Usiadł zatem spowrotem na łóżku ala lekarskim i złapał się za brzuch, krzywiąc twarz.
- Masz leżeć - nakazała. - Chen i Ronin niedługo będą. Mają Smitha - na jej słowa, czarnowłosy uśmiechnął się krzywo. Może i był odrobinę poturbowany, ale nie ma takiej rzeczy na świecie, która powstrzymałaby go w czerpaniu radości i satysfakcji z tortur. - Nie ciesz się tak. Będziesz musiał poczekać. Wypoczynij, potem się nimi zajmiesz - widząc to, upomniała go.
- Ależ muszę należycie przywitać moich gości. Nie mogą czekać - powiedział. Nie chciał leżeć. Chciał działać. Był rządny zemsty.
- I powitasz. Ale najpierw muszę cię złożyć do kupy - namyśliła się. - Masz złamany nos. Ja rozumiem, że można mieć krzywą mordę, szczególnie będąc tobą, ale wyglądasz jakby cię pierdolnął tir, a nie dzieciak - wybuchnęła śmiechem. Śmiała się tak głośno i donośnie, że aż musiała się złapać rogu biurka, by nie upaść. Gdyby wzrok mógł zabijać, dawno padłaby trupem pod wpływem morderczego spojrzenia jej przyjaciela.
- Mhm - mruknął jedynie. - To co mi jeszcze jest? - udał, że nie słyszy jak dziewczynie wręcz brakuje tchu. Musiał odczekać dłuższą chwilę aż ta się uspokoi na tyle, by normalnie mówić.
- Masz krzywą przegrodę nosową. Da się to nastawić, ale będziesz musiał przejść drobny zabieg. Po obejrzeniu cię, mogę powiedzieć, że masz sporo siniaków, ale nie masz żadnych śmiertelnych ran. Wystarczy zaszyć ten łuk brwiowy, odkazić rany i jeżeli będziesz grzecznie regenerował siły to powinieneś wrócić do pełni sił - wyjaśniła i znów odwróciła się tyłem, poszukując czegoś w stercie plików.
Po pokoju rozległo się donośne pukanie w drzwi.
- Wejść! - krzyknął Morro. Skrzywił nie na ostry ból brzucha, jaki rozprzestrzenił się po organizmie.
- Szefie, Smith już został przywieziony. Czeka w pokoju przesłuchań. Zgodnie z rozkazem, przykuty został łańcuchem, a ręce zabezpieczyliśmy w kajdanki ochronne - zameldował Roni, jak na zawołanie.
- Świetnie - podniósł się do pozycji siedzącej. - Jest przytomny?
- Wygląda na to, że w przeciągu piętnastu minut będzie można z nim normalnie porozmawiać - odpowiedział i poprawił kapelusz na swojej głowie.
- Dobrze. Tox - zwrócił się do dziewczyny. - Daj mi wózek. Nie jestem w stanie nawet stanąć, a boje się iść - dodał, nieco ciszej. Nie chciał pokazywać, że w tym momencie jest podatny na chociażby najmniejsze zadrapanie. Wydawał się w tej chwili, jak jakieś wyjątkowo delikatne kruszywo. Jakby ktoś miał na niego spojrzeć, a on sam miałby się rozlecieć w powietrzu, jako obłok pyłu. Jego stan i wygląd mówił sam za siebie. Był poważnie osłabiony i nie dało się tego ukryć, choćby pod toną bandaży i plasterków.
CZYTASZ
𝖬𝗈𝗋𝖽𝖾𝗋𝖼𝗓𝖾 𝗎𝖼𝗓𝗎𝖼𝗂𝖾 || 𝖫𝖺𝗏𝖺𝗌𝗁𝗂𝗉𝗉𝗂𝗇𝗀 [TRWA KOREKTA]
Fanfic[𝖢𝗈𝗅𝖾 𝖡𝗋𝗈𝗈𝗄𝗌𝗍𝗈𝗇𝖾 × 𝖪𝖺𝗂 𝖲𝗆𝗂𝗍𝗁] Cole Brookstone jest płatnym mordercą, pracującym na zlecenie. Kiedy dostaje nową robotę, by zbliżyć się do niejakiego Kai'a Smith'a i go zabić, tak jak resztę swoich ofiar, Cole po pewnym czasie...