Rozdział 14

339 27 27
                                    

- Kai! Kai! - Cole krzyczał w niebo głosy. Chłopak był w jakimś amoku. Potrząsał drobnym ciałem szatyna w nadziei, że ten zaraz wytrze krew z nosa, uśmiechnie się i rzuci mu się spowrotem w ramiona i powie, że już jest dobrze. Albo nie. Obudzą się razem z jednym łóżku, w ich wspólnym domu, przytuleni do siebie, a wszystkie wydarzenia jakie dotąd miały miejsce, to tylko głupi koszmar, który się nareszcie skończył.

Ale okrutna rzeczywistość była inna. Brunatna ciesz sączyła się z nosa Smith'a, a on pochylał głowę ku podłodze. Szkarłatne krople zaczęły tworzyć sporą plamę. Mimo to, udało mu się znormalizować oddech, dzięki czemu nie łapał powietrza tak łapczywie, jakby zaraz miał się udusić. Cole odetchnął z ulgą, lecz to jeszcze nie był koniec. Nie zapominał o problemie znajdującym się na podłodze. Złapał za biały ręcznik. Przejechał nim po posadzce, a miękki materiał, niegdyś śnieżnobiały, zaczął przybierać czerwone barwy. Przyglądał się im w skupieniu. Odłożył go i wziął nowy, czysty. Był on mniejszy, więc złapał go w trzy palce i przyłożył Kai'owi do nosa, który oplótł jego dłoń swoją ręką, mocno zaciskając.

- Już dobrze? - zapytał i otarł pojedyncze kropelki z jego malinowych ust.

- Mhm - wymruczał jedynie. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w spokojnym jak narazie tempie.

- Nie chciałem cię skrzywdzić, ale zrozum... Tak będzie dla ciebie o wiele lepiej... - zawiesił wzrok na jego palcach, które za zaczęły się gorączkowo zaciskać.

- Proszę, nic już nie mów. Zostań ze mną - odsunął ręcznik od swojej twarzy i przeniósł wzrok na mężczyznę, klęczącego tuż obok.

- Nie mog.. - już miał się odezwać, jednakże Kai zarzucił mu ręce na ramiona i przysunął się bliżej, zamykając jego wargi głębokim pocałunkiem, który Brookstone z przyjemnością oddał. Na chwilę mógł zapomnieć o problemach, lecz nie chciał dłużej wykorzystywać i okłamywać chłopaka.

♧︎︎︎

Nya siedziała na kanapie, wtulona w Jay'a. Przykryci byli pluszowym kocem z wizerunkiem kotów, które dziewczyna tak uwielbiała. Na oparciu mebla wylegiwał się Oreo. Czarno biały kocur należący do jej starszego brata. Musiała go pilnować pod nieobecność Kai'a, aczkolwiek nie przeszkadzało jej to. Niezadowolony mruczek zdążył zostawić Walker'owi już kilka dość bolesnych śladów na skórze, którymi rudzielec zdawał się nie przejmować, lecz nie szczędził sobie przekleństw lecących w stronę zwierzęcia.

W kontynuowaniu romantycznej chwili oczywiście ktoś musiał im przeszkodzić. Donośne pukanie do drzwi postawiło czarnowłosą na nogi. Spojrzała przez judasza i nieco zdziwił ją widok nijakiej Harumi wraz ze Skylor. Ich ubiór świadczył o tym, że coś się wydarzyło. Otworzyła im.

- Hej, dziewczyny. Stało się coś? - uśmiechnęła się do nich przyjaźnie.

- Masz chwilę? - Chen miała minę taką jakby...

Jakby Kai'owi stało się coś złego. Zawsze miała taki wyraz twarzy, gdy coś się działo, pomyślała.

- Jasne, wchodźcie. Niby mam gościa, ale co tam - ustąpiła im miejsca, by obie swobodnie mogły przejść. - Jay! - zawołała.

Tymczasem słysząc głos dobrze mu znanej rudowłosej dziewczyny, zamilkł. Ich odwiedziny u cywilów nigdy nie zwiastowały niczego dobrego.

- Jestem w łazience! Myje się! - wpadł do łazienki, jak oszalały. Odkręcił wodę w wannie, zrzucił z siebie ubrania na podłogę i wszedł do niej. Zakręcił ją i nasłuchiwał.

𝖬𝗈𝗋𝖽𝖾𝗋𝖼𝗓𝖾 𝗎𝖼𝗓𝗎𝖼𝗂𝖾 || 𝖫𝖺𝗏𝖺𝗌𝗁𝗂𝗉𝗉𝗂𝗇𝗀 [TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz