Rozdział 30

90 9 7
                                    

- Cholera, co robić - Cole siedział czy zestresowany przy biurku. Fotografię, którą Morro dał mu przy ich rozmowie, trzymał przy sobie, tępo wpatrując się w nią. - Co mam zrobić - główkował.

Wiedział, że jeśli sprzeciwi się mężczyźnie na dobre, ten go wyda policji, próbując się wybielić na tyle, na ile to możliwe. Straci wszystko, straci wolność, straci Kai'a. Był wręcz przekonany, że dostanie dożywocie. Ba, za tyle morderstw ile dokonał, byłby wręcz oszołomiony krótszym wyrokiem. Położył głowę na blacie, całkowicie załamany. Jeszcze niedawno planował przyszłość z Kai'em, ślub, dom, dziecko. Obiecał mu rodzinę. Czegoś, czego oboje z nich prawie że nie mieli. Znów zalało go poczucie, jakie towarzyszyło mu, gdy byli w Los Angeles. Poczucie zdrady, winy. Poniekąd żalu. Kolejny raz dał mu nadzieję, aby potem ją brutalnie odebrać.

Znowu stanę się zdrajcą. Potworem, który go skrzywdzi. Kimś, kto na niego nie zasługuje.

Kai święty nie był, ale nigdy nie okłamał Cole'a, co do swoich uczuć. Również był gangsterem, zdarzało mu się zabić, ale Brookstone robił to wręcz masowo. Dawał sobą manipulować, ale mordując wyładowywał się. Początkowo wyrzuty sumienia nękały go każdej nocy, lecz z czasem znieczulił się na to.

Morro był chorym człowiekiem, którego wyznawane wartości doprowadziły do miejsca, w którym aktualnie się znajdował. Doskonale wiedział, że okłamał on Skylor mówiąc, iż Wu był jego autorytetem i inspiracją. Jego przodek założył ten gang, który miał przejąć, gdy tamten umrze. W międzyczasie pojawił się Garmadon, który rywalizując z Lordem, został szefem. Morro próbował pokazać starcowi na wszelkie możliwe sposoby, że jest wystarczająco dobry. Że nie ma nikogo, kto z taką sumiennością jak Morro wykonywał swoją pracę. Brunet dążył do niemożliwej wręcz znakomitości, chcąc być idealny pod każdym względem. Pokazać, że jest najlepszy. W końcu nie wytrzymał, gdy zauważył, iż jego próby wywyższenia się są na nic. Zabił z zimną krwią, nie mogąc znieść widoku, jak Wu niszczy to na, co jego rodzina pracowała. Nie tego chciałby jego ojciec, dziadek i cała reszta. Krew była dla niego czymś w rodzaju trofeum; wojownik pokonując zwierzę, przywdziewał jego skórę, z zęba robił naszyjnik, a głowę wieszał na ścianie tuż nad kominkiem, by każdego wieczora wspominać dzień walki, w której ferworze udało mu się przezwyciężyć bestię. Cóż, Morro owej głowy nie posiadał, aczkolwiek zadowalał się pierścieniem.

Cole, który dywagował nad tym, jak postąpić nie usłyszał otwierających się do jego biura drzwi. Stanął w nich Lord Garmadon we własnej osobie wraz ze Skylor.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy - odezwał się mężczyzna, na co Cole podskoczył na miejscu, wyraźnie zszokowany ich obecnością. Rzucił okiem na zdjęcie, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że zawiesił na nim wzrok na tak długo, że nawet nie wiedział, która jest godzina.

- Nie oczywiście, że nie. W prawdzie, po prostu rozmyślałem - wyjaśnił szybko, wstając od biurka. - A coś się stało, że przychodzicie? Oczywiście nie mam nic przeciwko, po prostu prawie się nie znamy...

- Wiem, że dla Kai'a jesteś ważny - zaczął Lord po dłużej chwili namysłu. - Przez ten dosyć krótki czas wydarzyło się naprawdę dużo strasznych i niemożliwych rzeczy możnaby rzec - zmarszczył brwi mężczyzna, wydymając dolną wargę.

- W skrócie, okazało się, że krew z pierścienia należy do Wu Garmadona. Gdy Morro był u nas "przetrzymywany" - Skylor zrobiła cudzysłów palcami w powietrzu. - Zebraliśmy jego odciski palców, które zgodne są z tymi pozostawionymi na ciele Wu. Je pobraliśmy w momencie znalezienia ciała, ale jak dotąd nie znaleźliśmy sprawcy, mimo podejrzeń i wielu śledztw - dokończyła mówić, a Cole już zrozumiał. Nie mogli oskarżyć Morro bezpodstawnie. Musieli zdobyć dowody, a takowe się odnalazły po latach.

𝖬𝗈𝗋𝖽𝖾𝗋𝖼𝗓𝖾 𝗎𝖼𝗓𝗎𝖼𝗂𝖾 || 𝖫𝖺𝗏𝖺𝗌𝗁𝗂𝗉𝗉𝗂𝗇𝗀 [TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz