Mężczyzna pakował niewielką torbę podróżną. Wkładał do niej wyłącznie niezbędne rzeczy. Więcej nie potrzebował. Na jego twarzy malował się tajemniczy uśmiech, a wnętrze wypełniało radosne oczekiwanie. Kiedy miał już wszystko zamknął torbę na zamek i złapał za uchwyty.
Skierował się w stronę wyjścia z pokoju i w tym właśnie momencie usłyszał pukanie do drzwi. Nie zdążył zabrać głosu, kiedy do środka wpadła jego siostra.
– Już jesteś gotowy? – zdziwiła się, nie dalej jak pół godziny wcześniej mężczyzna opuścił swój gabinet, po drodze wydając wytyczne na czas jego nieobecności.
– Niedługo mam samolot. Nie chcę się spóźnić – wyjaśnił, ostentacyjnie spoglądając na zegarek na swoim nadgarstku – właściwie już powinienem wychodzić – dodał, ruszając w stronę drzwi.
– Jeszcze ci się to nie znudziło? – zapytała, podążając za nim.
Chciała odprowadzić go, chociaż do drzwi. Pobyć z nim choć przez chwilę. Od kiedy został Szefem Instytutu, nigdy nie miał na nic czasu. Wiecznie był zajęty. A kiedy już ten czas znalazł, zawsze wyjeżdżał. Miało to miejsce cyklicznie co dwa miesiące od prawie dwóch lat.
– A dlaczego by miało? – zdziwił się, spoglądając na nią nieufnie.
– Bo nigdy twoje hobby nie trwało tak długo, a poza tym nie podoba mi się to, że podróżujesz jak przyziemni. Samoloty są niebezpieczne.
Alec zaśmiał się szczerze. Izzy zawsze wyciągała ten argument, żeby go zatrzymać w domu, ale zupełnie go nie przekonywał. Od dziecka niemal codziennie narażał życie, walcząc z demonami, jakaś latająca maszyna była przy tym igraszką. Statystycznie nawet jeśliby się rozbiła i tak prawdopodobieństwo śmierci w katastrofie lotniczej było dużo mniejsze niż w czasie walki z potworami.
– Poza tym nie podoba mi się to, że od tak długiego czasu zadajesz się z przyziemnymi. Wiesz, że to niebezpieczne? Wiesz, że to może doprowadzić do katastrofy.
Alec na moment zastygł w bezruchu, a następnie wypuścił wolno powietrze z płuc i odwrócił się w stronę siostry.
– Akurat ty jesteś ostatnią osobą, która ma prawo mnie pod tym względem oceniać – wycedził przez zęby, coraz bardziej zdenerwowany – wiem, co robię.
– Nie wolno nam spoufalać się z przyziemnymi – odparowała.
Alec z trudem powstrzymał się od przeklęcia. Przymknął oczy, wziął głęboki oddech i ponownie spojrzał na siostrę, tym razem już w pełni opanowany.
– Wiem doskonale jakie zasady panują w Clave. Nie zapominaj, że jestem Szefem Instytutu. A jeśli chodzi ci o spoufalanie, jak to określiłaś, to cię informuję, że to, co robię w żaden sposób nie łamie praw Clave. Żaden z moich przyjaciół nie ma pojęcia, że jestem Nocnym Łowcą, z nikim nie jestem w związku, ani tym bardziej nie mamy potomstwa. Czyli żadne z trzech wytycznych nie jest złamane! To, że spędzam z nimi czas to tylko i wyłącznie moja sprawa. Nikomu nic do tego! – dodał nieco podniesionym głosem.
– Alec, ja się tylko o ciebie martwię. Nie mam pojęcia, co tam robisz. Nie wiem, kim są ludzie, z którymi znikasz...
– I nie powinno cię to obchodzić. Ja nie mieszam się do twojego życia, ty nie mieszaj się do mojego – odparł ostro i zatrzasnął drzwi prowadzące na zewnątrz.
Następnie szybkim krokiem podszedł do najbliższego budynku, by zaraz potem wsiąść do taksówki, która już tam na niego czekała.
Izzy obserwowała go z progu Instytutu. Nie podobały jej się te wyjazdy. Podejrzane wydawało się zadawanie z przyziemnymi, wszak Alec od zawsze przestrzegał wszelkich praw i pilnował, by zarówno ona, jak i Jace nigdy ich nie łamali. To, co działo się od dwóch lat, było dziwne. Niejednokrotnie przez głowę przechodziła jej myśl, by za nim pojechać i sprawdzić co tak naprawdę robi na tych spotkaniach.
CZYTASZ
ATLANTA
RandomAlexander Lightwood od kilku lat jest przykładnym Szefem Instytutu. Nikt nie ma zastrzeżeń do jego pracy. Co więcej, wielu stawia go jako wzór do naśladowania. Jednak nikt nie ma pojęcia, że młoda Głowa Instytutu skrywa sekret, który jeśli wyjdzie n...