1.

341 26 18
                                    

Mężczyzna pakował niewielką torbę podróżną. Wkładał do niej wyłącznie niezbędne rzeczy. Więcej nie potrzebował. Na jego twarzy malował się tajemniczy uśmiech, a wnętrze wypełniało radosne oczekiwanie. Kiedy miał już wszystko zamknął torbę na zamek i złapał za uchwyty.

Skierował się w stronę wyjścia z pokoju i w tym właśnie momencie usłyszał pukanie do drzwi. Nie zdążył zabrać głosu, kiedy do środka wpadła jego siostra.

– Już jesteś gotowy? – zdziwiła się, nie dalej jak pół godziny wcześniej mężczyzna opuścił swój gabinet, po drodze wydając wytyczne na czas jego nieobecności.

– Niedługo mam samolot. Nie chcę się spóźnić – wyjaśnił, ostentacyjnie spoglądając na zegarek na swoim nadgarstku – właściwie już powinienem wychodzić – dodał, ruszając w stronę drzwi.

– Jeszcze ci się to nie znudziło? – zapytała, podążając za nim.

Chciała odprowadzić go, chociaż do drzwi. Pobyć z nim choć przez chwilę. Od kiedy został Szefem Instytutu, nigdy nie miał na nic czasu. Wiecznie był zajęty. A kiedy już ten czas znalazł, zawsze wyjeżdżał. Miało to miejsce cyklicznie co dwa miesiące od prawie dwóch lat.

– A dlaczego by miało? – zdziwił się, spoglądając na nią nieufnie.

– Bo nigdy twoje hobby nie trwało tak długo, a poza tym nie podoba mi się to, że podróżujesz jak przyziemni. Samoloty są niebezpieczne.

Alec zaśmiał się szczerze. Izzy zawsze wyciągała ten argument, żeby go zatrzymać w domu, ale zupełnie go nie przekonywał. Od dziecka niemal codziennie narażał życie, walcząc z demonami, jakaś latająca maszyna była przy tym igraszką. Statystycznie nawet jeśliby się rozbiła i tak prawdopodobieństwo śmierci w katastrofie lotniczej było dużo mniejsze niż w czasie walki z potworami.

– Poza tym nie podoba mi się to, że od tak długiego czasu zadajesz się z przyziemnymi. Wiesz, że to niebezpieczne? Wiesz, że to może doprowadzić do katastrofy.

Alec na moment zastygł w bezruchu, a następnie wypuścił wolno powietrze z płuc i odwrócił się w stronę siostry.

– Akurat ty jesteś ostatnią osobą, która ma prawo mnie pod tym względem oceniać – wycedził przez zęby, coraz bardziej zdenerwowany – wiem, co robię.

– Nie wolno nam spoufalać się z przyziemnymi – odparowała.

Alec z trudem powstrzymał się od przeklęcia. Przymknął oczy, wziął głęboki oddech i ponownie spojrzał na siostrę, tym razem już w pełni opanowany.

– Wiem doskonale jakie zasady panują w Clave. Nie zapominaj, że jestem Szefem Instytutu. A jeśli chodzi ci o spoufalanie, jak to określiłaś, to cię informuję, że to, co robię w żaden sposób nie łamie praw Clave. Żaden z moich przyjaciół nie ma pojęcia, że jestem Nocnym Łowcą, z nikim nie jestem w związku, ani tym bardziej nie mamy potomstwa. Czyli żadne z trzech wytycznych nie jest złamane! To, że spędzam z nimi czas to tylko i wyłącznie moja sprawa. Nikomu nic do tego! – dodał nieco podniesionym głosem.

– Alec, ja się tylko o ciebie martwię. Nie mam pojęcia, co tam robisz. Nie wiem, kim są ludzie, z którymi znikasz...

– I nie powinno cię to obchodzić. Ja nie mieszam się do twojego życia, ty nie mieszaj się do mojego – odparł ostro i zatrzasnął drzwi prowadzące na zewnątrz.

Następnie szybkim krokiem podszedł do najbliższego budynku, by zaraz potem wsiąść do taksówki, która już tam na niego czekała.

Izzy obserwowała go z progu Instytutu. Nie podobały jej się te wyjazdy. Podejrzane wydawało się zadawanie z przyziemnymi, wszak Alec od zawsze przestrzegał wszelkich praw i pilnował, by zarówno ona, jak i Jace nigdy ich nie łamali. To, co działo się od dwóch lat, było dziwne. Niejednokrotnie przez głowę przechodziła jej myśl, by za nim pojechać i sprawdzić co tak naprawdę robi na tych spotkaniach.

ATLANTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz