Dwa miesiące ciągnęły się jak dwa lata. Ogrom problemów związanych z niedyspozycją Wysokiego Czarownika Brooklynu go przytłoczył. Nigdy nie przypuszczał, że przez jedną osobę, w dodatku należącą do podziemnych jego służba stanie się udręką.
Catarina Loss mówiąc delikatnie, nie radziła sobie na objętym w zastępstwie stanowisku. Niemal każdą decyzję konsultowała z Aleciem. Niegdyś takie zaufanie podziemnych do Nefilim byłoby nie do pomyślenia. Od czasu, kiedy urząd szefa Instytutu objął Alec, stało się to chlebem powszednim, jednak teraz zakrawało to na chory żart.
Lightwood był na nogach niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ciągle w kontakcie z czarownicą, która obawiając się złamania któregoś z punktów zawartych w porozumieniach, wolała wszystko z nim omawiać. Wyczerpywało go to fizycznie i psychicznie. Marzył, chociaż o chwili wytchnienia, które nie było mu dane.
W dodatku brakowało mu ludzi, więc na część patrolów musiał wybierać się osobiście. Zazwyczaj osoby nadzorujące Instytuty robiły to tylko w wyjątkowych sytuacjach, ale chcąc odciążyć swoich podopiecznych, również uwzględnił się w grafiku.
Przez nadmiar obowiązków oraz ogromne zmęczenie podczas jednego z patrolów został ranny. Nawet nie zauważył demona, który wyrósł za jego plecami. Następne, co dotarło do jego świadomości, kiedy w końcu odzyskał przytomność, było to, że znajduje się w ambulatorium, a przy jego łóżku siedzi zmartwiona Izzy, oszalały z rozpaczy Jace, a gdzieś w kącie krząta się Catarina.
Niewiele brakowało, żeby pożegnał się z życiem. Gdyby nie natychmiastowa pomoc, nie byłoby go już wśród żywych. Na szczęście tak się nie stało, a po spotkaniu z demonem została mu wyłącznie paskudna blizna znajdująca się w okolicy łopatki, z którą nic nie dało się zrobić. Jego ciało zostało naznaczone. Trudno, nie pierwsza i prawdopodobnie nie ostatnia blizna w jego życiu.
– Potrzebujesz odpoczynku. Za bardzo się przemęczasz.
Izzy przyszła do jego sypialni zaraz po tym, jak opuścił salę szpitalną. Bardzo się o niego martwiła. Już od jakiegoś czasu go obserwowała i zauważyła, że pracuje ponad siły. Nie było to niczym nowym, ale nigdy wcześniej nie zdarzyło się, żeby z powodu przemęczenia stracił czujność i został ranny. Poważnie ranny.
Catarina nie była pewna czy będzie w stanie mu pomóc. Jad, którym został zainfekowany, zbyt szybko rozprzestrzeniał się po jego ciele. Tylko dzięki dobrej współpracy z Cichymi Braćmi udało się uratować mu życie.
– Nie mogę sobie teraz na to pozwolić. Sama widzisz, co się dzieje.
– Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale jedź do Atlanty. Spotkaj się z przyjaciółmi. Odpocznij od tego wszystkiego.
Alec pokręcił głową. To nie był dobry czas. Nie tylko przez napiętą sytuację w Świecie Cieni, ale głównie dlatego, że do umówionego spotkania miał jeszcze prawie dwa tygodnie. Gdyby zjawił się wcześniej możliwe, że Michael nie znalazłby dla niego czasu. W końcu mieli dokładnie ustalone dni na spotkania. A jeśli miałby się z nim nie zobaczyć, to nie byłoby najmniejszego sensu, by ruszać się z Instytutu.
– To nie jest dobry czas – odparł.
– Nigdy nie jest, zawsze jest coś, co wymaga twojej obecności, ale mimo tego kiedy przychodzi czas wyjazdu, nie zważasz na nic i gnasz do Atlanty, jakby goniło cię stado diabłów – wyrzucała mu.
– Po co miałbym tam jechać, skoro reszta moich przyjaciół nie może się tam zjawić w tym terminie? – zapytał, mając nadzieje, że dotrze do niej absurdalność jej myślenia.
CZYTASZ
ATLANTA
RandomAlexander Lightwood od kilku lat jest przykładnym Szefem Instytutu. Nikt nie ma zastrzeżeń do jego pracy. Co więcej, wielu stawia go jako wzór do naśladowania. Jednak nikt nie ma pojęcia, że młoda Głowa Instytutu skrywa sekret, który jeśli wyjdzie n...