7.

151 15 10
                                    


W czwartek Michael wrócił z pracy w doskonałym nastroju. Nie był też tak bardzo zmęczony, jak wcześniejszego dnia. Alec czas jego nieobecności spędził na wspominaniu wielu miłych chwil, które z nim przeżył. Jedynych w swoim życiu.

Będąc w Atlancie żył w kłamstwie, ale uznał, że to jest niewielki koszt wobec tego, jak się czuł w obecności Michaela. Oczywiście wolałby go nigdy nie okłamywać w żadnej dziedzinie, ale skoro nie mógł, to nie widział innego wyjścia, niż ograniczyć oszustwa do minimum. Postanowił też z nim porozmawiać i jeśli mu się uda wyciągnąć z niego, z kim tak naprawdę rozmawiał, gdy myślał, że śpi.

Stwierdził, że nie zazna spokoju, zanim się tego nie dowie.

A swoją drogą miał oprócz tego całą masę innych pytań, które mu się nasunęły.

Gdy tylko Michael wrócił, podał mu obiad i zasiedli wspólnie przy stole. Początkowo nie odzywali się do siebie zajęci jedzeniem, ale w pewnej chwili Michael zabrał głos.

– Co robiłeś, kiedy mnie nie było? – zapytał – mam nadzieję, że się zbytnio nie nudziłeś.

– Nie. Potrafię sobie znaleźć zajęcie – wyznał Alec – swoją drogą trafiłem na album ze zdjęciami.

– Tak? – bardziej zapytał, niż stwierdził, czekając na dalszą część wypowiedzi.

– Nawet nie wiem, kiedy większość z nich została wykonana.

– Lubię zdjęcia znienacka. Wtedy ludzie wychodzą na nich najbardziej naturalnie, szczerze, bez fałszu, a to cenię sobie najbardziej.

Alec przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że fałsz mógłby być jego drugim imieniem. Nawet nie próbował sobie wyobrazić, jak bardzo Michael go znienawidzi, gdy kiedyś dowie się całej prawdy o nim. To łamało mu serce.

– Pamiętasz imprezę, na której się poznaliśmy? – zapytał, zmieniając temat.

– Jak mógłbym zapomnieć? – odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się nostalgiczny uśmiech.

– Zastanawiam się, czy jeszcze je organizujesz?

– Co organizuję? – zdziwił się – imprezy?

– Tak.

– Prawdę mówiąc tamta była pierwsza od wielu lat i jednocześnie ostatnia. Chyba wyrosłem już z potrzeby bycia w hałasie, tłumie i oparach alkoholu. Ponadto nie lubię, gdy ktoś niszczy moje mieszkanie, a niestety tak bywa przy takich okazjach. Zdecydowanie wolę spokojniejsze życie.

– To, co w takim razie robisz w weekendy, kiedy jesteś tutaj sam? – zapytał szczerze zainteresowany.

Michael patrzył na niego nieodgadnionym wzrokiem.

– Jesteś zazdrosny? – zapytał w końcu z uśmiechem.

– Nie w tym rzecz – zaprotestował Alec, chociaż nie do końca było tak, jak mówił.

– Przyznaj się – naciskał na niego Michael – coraz szerzej się uśmiechając.

– No dobrze – skapitulował w końcu – jestem zazdrosny jak cholera. Nie wiem, co tutaj robisz, gdy jesteś sam. Nie wiem, z kim się spotykasz i nie chodzi mi o randki – dodał, gdy zauważył minę mężczyzny – jesteś cholernie atrakcyjny i w każdej chwili...

– Nie uważasz, że to działa w obie strony? – przerwał mu – w dodatku ty masz szersze pole do popisu. Wokół ciebie sami przystojni, wyposzczeni faceci. Wspólne prysznice i noclegi, nie mówiąc o innych rzeczach, które robicie razem.

ATLANTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz