8

228 18 12
                                    


Kiedy taksówka ruszyła z podjazdu, odwrócił się przez ramię. Dostrzegł stojącego w oknie Michaela. Spoglądał zza firanki, jakby nie chciał, żeby go zauważył. Mimo tego Alec go zobaczył. Dostrzegł jego pobladłą, przeraźliwie smutną twarz i ścisnęło mu się serce.

Szybko odwrócił wzrok. Gdyby popatrzył na niego choćby kilka sekund dłużej, zatrzymałby samochód i już nigdy nie wrócił do Nowego Jorku. A tego zrobić nie mógł.

Otarł wierzchem dłoni samotną, zbłąkaną łzę. Musiał być silny, nie mógł pozwalać sobie na słabości.

Miłość jest słabością. Emocje zaciemniają osąd, mamią i gubią. Był tego uczony od małego. Mimo tego, gdy pojawiły się na jego drodze, wpadł w nie jak w dym i w końcu poczuł się szczęśliwy. Swoją drogą szczęście też jest emocją, może go zaślepiało. Może sprawiało, że stracił to, co powinien mieć prawdziwy Nocny Łowca – chłodny osąd.

Nie chciał być wyrachowany i zimny jak jego rodzice. Chciał kochać. Chciał, by miłość rozgrzewała jego duszę, ale nie mógł tego pogodzić z tym, czym się na co dzień zajmował. To bolało.

Nie wyobrażał sobie, że zobaczy Michaela dopiero za dwa miesiące. Nie mógł znieść myśli, że nie będzie mógł go objąć, kiedy tylko najdzie go na to ochota. Zdał sobie sprawę, że tygodniowy pobyt w Atlancie był błędem.

Poznał inne życie. Nie było całkowicie kolorowe. Sprzeczali się, ale też kochali i cieszyli swoją obecnością. To było prawdziwe życie. Jego egzystencja w Instytucie w tym świetle traciła sens. A jednak nie mógł się wyrzec swojego dziedzictwa. Był honorowy i lojalny wobec swoich. Skazywał się na cierpienie, żeby nie zawieść pokładanych w nim nadziei, ale też nie potrafił zrezygnować z Michaela. Nie potrafiłby go zranić i siebie przy okazji też. Chciał, by ich związek trwał tak długo jak pozwoli im na to los. Miał nadzieję, że będzie to bardzo długo.

Głowę miał zaprzątniętą myślami tak bardzo, że lot minął mu błyskawicznie.

Kiedy postawił stopy w Nowym Jorku, ciężko westchnął. Poprawił torbę na ramieniu i ruszył w stronę postoju taksówek.

Po drodze zerknął na telefon. Nie miał żadnych wiadomości, ale też takowych się nie spodziewał. Wiedział, że Michael cierpliwie będzie czekał, aż do niego napisze, a rodzeństwo nie miało pojęcia, kiedy wróci.

Postanowił napisać do ukochanego po powrocie do Instytutu. Zapobiegawczo, gdyby jednak miał ochotę sprawdzić, gdzie Alec, czy też Matt poleciał.

Wszedł do budynku niezauważony przez nikogo. Dopiero gdy zbliżał się do swojego pokoju, usłyszał okrzyk zdziwienia.

– Alec, już jesteś? Myślałam, że zostaniesz do niedzieli, tak jak zawsze.

Izzy podeszła do niego szybkim krokiem i badawczo mu się przyjrzała.

– Coś się stało? – zapytała zaniepokojona.

– Ależ skąd. Uznałem, że siedem dni to optymalny czas, na jaki mogę zostawić Instytut bez opieki – odpowiedział spokojnym głosem.

– Jak to bez opieki!? – zawołała urażona.

– Nie obrażaj się, wiesz przecież, co mam na myśli.

– Niech ci będzie, ale zapomnij o tym, że pozwolę ci wejść do gabinetu prędzej niż w poniedziałek.

– Nie miałem takiego zamiaru. Urlop to urlop – skłamał, gdyż miał dokładnie taki plan.

Chciał sprawdzić, jak się sprawy mają zaraz po odświeżeniu się po podróży.

Spojrzała na niego kpiąco z szyderczym uśmiechem na ustach.

ATLANTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz