10.

121 17 16
                                    


Pierwsze co zrobił po tym jak Magnus Bane opuścił gabinet było zablokowanie jego numeru. Nie chciał, by kiedykolwiek do niego zadzwonił bądź napisał. Nie zniósłby tego. Kolejną rzeczą, którą zrobił, to zalał się łzami. Miał tylko nadzieję, że nikt bez zapowiedzi nie wejdzie do jego biura. Jak miałby się z tego wytłumaczyć? Miał cholerne doświadczenie w wymyślaniu kłamstw na poczekaniu, ale w jego aktualnym stanie nie byłby zdolny wykrzesać z siebie nic logicznego.

Potem popadł w marazm i trwał w nim, aż do chwili, gdy znalazł się w bezpiecznych kątach swojego pokoju. Tam pozwalał ujść swoim emocjom, inaczej pękłby od nagromadzonego żalu.

Kolejne dni były dla niego bardzo trudne. Nie mógł się pozbierać. Nie spał, nie jadł, a noce spędzał na szlochaniu w poduszkę. Było z nim bardzo tak bardzo źle, że już nie tylko Izzy to zauważyła.

Jace kilkukrotnie próbował wyciągnąć z niego, co go gryzie. Inicjował rozmowy, chciał wyciągnąć na piwo, ale Alec na nic z tych rzeczy się nie godził. Chciał być sam. Sam ze swoim cierpieniem.

Czuł się, jakby ktoś wydarł mu z piersi serce i podarł na strzępy. Był pusty w środku. Kompletnie pusty, jak zombie, które nadal przemieszcza się po świecie, ale jedyne co go napędza to ciepły mózg, jego nie interesowało już kompletnie nic.

Stał się emocjonalnym wrakiem i czuł, że nie będzie w stanie się z tego podnieść.

Myślał, że z czasem będzie mu lżej. Że jakoś przeboleje nie tylko okrutne kłamstwo, w jakim żył, ale co istotniejsze, utratę ukochanego, któremu oddał swoje serce. Płonne nadzieje. Nie było lżej. Z każdym kolejnym dniem było coraz gorzej.

Izzy była tak bardzo zaniepokojona jego stanem, że postanowiła poprosić o pomoc Catarinę. Nie poinformowała o tym brata, gdyż wiedziała, że nie było szans, by się zgodził.

Zatem pewnego dnia, czarownica zapukała do drzwi jego gabinetu, a następnie weszła do środka. Widok Aleca sprawił, że stanęła jak wryta. Zapamiętała go jako pełnego sił młodzieńca, który nawet po zakażeniu jadem demona nie wyglądał tak źle, jak obecnie.

– Co cię do mnie sprowadza? – zapytał, zerkając na nią pobieżnie.

– Ja chciałam... chciałam... – zacięła się, gdyż nigdy nie była dobra w kłamstwach – Alec czy ty się dobrze czujesz? – zapytała z troską.

– Jak widać – odparł, przywdziewając na usta sztuczny uśmiech.

– Jeśli mam być szczera to, to co widzę bardzo mnie martwi – odparła zaniepokojona.

– Nie ma powodów do obaw, mam się dobrze – skłamał.

Podeszła bliżej i przyjrzała mu się uważnie. Gdy podniósł na nią wzrok, skamieniała. Jego spojrzenie było puste. Przeraźliwie puste.

– Tak prawdę mówiąc, przyszłam sprawdzić, jak wygląda twoja rana. Demon, który cię zaatakował, był nam nieznany. Nie wiem, czy środki, jakie zastosowaliśmy, były wystarczające, żeby zniwelować działanie jadu – odparła, chociaż nie był to faktyczny cel wizyty, w tej chwili wydawało jej się to nadrzędne.

Mówiła prawdę. Nie znali demona i nie mogli przewidzieć jakie skutki mogą pojawić się po czasie. Niby zneutralizowali toksynę, ale kto mógł wiedzieć, czy wystarczająco.

Alec spojrzał na nią pobłażliwie.

– Nie uważasz, że gdyby miało mnie to zabić, już byłbym martwy. Minęło tyle czasu – odparł.

– Jak dobrze znasz się na demonach i skutkach zadanych przez nie ran? – zapytała retorycznie – otóż nie zapominaj, że jestem uzdrowicielką, wiem niemal wszystko, a tego demona widziałam po raz pierwszy w życiu. Podobnie jak Cisi Bracia – dodała, by nadać powagi swoim słowom.

ATLANTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz