Prolog.

2.8K 106 65
                                    

Beverly Hills w stanie Kalifornia, 20 luty 2022 rok.
Church of the Good Shepherd, Kościół.
Godzina 3:55 w nocy.

☽☾

   Siedziałem w ławce kościelnej patrząc prosto na krzyż wiszący nad ołtarzem. Trzymałem prosto głowę i wsłuchiwałem się w głuchą ciszę. Było tu ciemno, świeciły się poszczególne lampki na kolumnach i trzy świece przy ołtarzu. Siedziałem tu już jakiś czas.

   Nigdy nie uważałem się za jakiegoś wielce wierzącego, jednak matka była mocno wierząca. W Francji byliśmy co niedzielę w kościele. Gdy zmarła omijałem to miejsce. Dziś potrzebowałem wydać swoje grzech.

   Spojrzałem na prawo, gdzie obok mnie usiadł mężczyzna w sułtanie.

   - Niech będzie pochwalony. - powiedziałem z odpowiednim tonem wracając wzrokiem na krzyż.

- Na wieki wieków, Luke. - powiedział na westchnięciu na co zmarszczyłem brwi. - Co sprowadza Cię tu o tak wczesnej porze? - spytał.

- Przyszedłem po rozgrzeszenie. - przyznałem. - Chciałbym to zrobić jak najwcześniej przed mszą, najlepiej by nikogo nie było. A ksiądz czemu jest tu tak wcześnie? Pierwszą msza będzie za cztery godziny. - zapewniłem na co usłyszałem miły śmiech.

Z spokojnym wyrazem twarzy spojrzałem na księdza. Uśmiechał się.

- Mam problemy z snem, chłopcze. - powiedział tym razem on odwrócił wzrok. - Gdy nie mogę spać przychodzę odmawiać modlitwy za moją rodzinę. Matkę, siostrę, dwie siostrzenicę i mojego szwagra. - mówił spokojnie. - Po tym mogę już spać. - dodał. - Ale jeśli potrzebujesz wyznać grzechy, zacznij.

Zmarszczyłem delikatnie brwi.

- Nie ma do tego wyznaczonych miejsc? - zapytałem z myślą o konfesjonale.

- Luke, jesteś w kościele. - westchnął. - To święte miejsce, a o przebaczenie grzechów można prosić w każdym miejscu.

Przytaknąłem i spojrzałem przed siebie. Mimo wszystko nie chce patrzeć w twarz księdza.

- Nie musisz się martwić, ktokolwiek przychodzi do kaplicy godzinę przed pierwszą mszą.

Przeżegnałem się powolnie przystawiając prawą dłoń do czoła, mostu i ramion. Pozostawiając na sobie znak krzyża.

- Niech będzie pochwalony. - powtórzyłam, bo mimo że u spowiedzi byłem, gdy matka żyła to nadal pamiętałem tą formułkę.

- Na wieki wieków.

- Przyszedłem po rozgrzeszenie, bo u spowiedzi ostatnio byłem ponad trzynaście lat temu. - oświadczyłem nie odrywając wzroku od witrażu. - A przez ostatnie lata grzeszyłem jakbym nie mógł bez tego żyć. Straciłem ważnych mi ludzi, a jeszcze więcej z nich skrzywdziłem. Prawie zabiłem mojego przyjaciela. Poszedłem do więzienia, wiele razy wywoływałem nie potrzebną agresję. - zaciskałem pięść nawet nie wiem czemu. - Nie zliczyłbym na palcach u ręki ile osób skrzywdziłem. - zamilkłem zastanawiając się czy wchodzić w szczegóły.

Jednak po tu w jakiś sposób przyszedłem.

- Od kogo byś zaczął to wyliczanie? - spytał na co wziąłem głęboki wdech na uspokojenie.

ConfessionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz