Rozdział 6

229 18 2
                                    

Witam! Kolejny rozdział, zaczyna być ciekawie.

_______________________________________________________________

Wjeżdżając na teren bogatych dzielnic, już w pierwszych sekundach spotkała ich pierwsza niespodzianka. Jadąc krętymi drogami cały czas na północ, Gregory nie zauważył ruchomej przeszkody jaką był mały, brązowy króliczek przebiegający na drugą stronę jezdni.

– Uważaj! – krzyknął Hank sięgając ręką do kierownicy. Musiał szybko podjąć decyzję, nie było czasu, aby wyhamować, więc szarpnął kierownicą w prawą stronę. Gregory dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że prawie przejechał niewinne zwierzę. Wcisnął hamulec, aby jak najbardziej zmniejszyć prędkość ich samochodu. Przez to, że przejazd był bardzo wąski, a ich prędkość nie należała do najmniejszych, samochód obróciło, a następnie uderzyli w ścianę doszczętnie rozwalając przedni zderzak samochodu.

– Nic ci nie jest? – zapytał z troską Hank. Na całe szczęście mieli zapięte pasy, nie chciał nawet myśleć o tym, co by się stało, gdyby nie zapiął tego głupiego pasu.

– Tak, dzięki, że pytasz, trochę się zagapiłem, nie będę ukrywać. – powiedział, wychodząc na zewnątrz, aby ocenić straty. Od razu mina mu zrzedła widząc stan pojazdu, spodziewał się, że jego szef nie będzie z tego zadowolony.

– I jak, jest źle? – zapytał również wychodząc z auta, miał nadzieję, że naprawa nie będzie go kosztowała całych oszczędności.

– Nie, nie aż tak. – powiedział pocieszająco, nie wyglądało to dobrze, ale z drugiej strony radiowóz nie wyglądał, jakby miał się zaraz rozpaść.

– A dopiero co byłem u mechanika. – jęknął zawiedziony rozkojarzeniem Montanhy. Zawsze w momentach w których dochodziło do mniejszej lub większej stłuczki, Gregory był czymś rozkojarzony, albo po prostu bardzo nie chciał się przyznać do tego, że nie potrafił jeździć, a prawo jazdy wygrał w chipsach.

– Nie narzekaj, wyklepie się. – odparł z entuzjazmem, nie wiedział o co jego przyjaciel się aż tak wścieka, przecież nie raz jego radiowóz był w o wiele gorszym stanie, a wtedy jakoś nie narzekał.

– Płacisz mi za naprawę. – rozkazał, zajmując z powrotem miejsce w samochodzie.

_____________________________________________________________________

– Dobra, to chyba tutaj. – powiedział Gregory zatrzymując radiowóz na podjeździe. Faktycznie adres się zgadzał, a wypasiona willa z basenem świadczyła o tym, że jej posiadacz ma dużo pieniędzy. Odpięli pasy i wyłączyli silnik. Wyszli z pojazdu i zamknęli go, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś postanowił go ukraść, a takie sytuacje zdarzały się dosyć często. Podeszli do dużych drewnianych drzwi i stanęli przed nimi.

– Ja pukam, ty mówisz. – zarządził Hank nawet nie czekając na odpowiedź Gregorego. Głośno zapukał od razu się odsuwając i położył rękę na kaburze gdyby miało dojść między nimi do strzelaniny. Zapukał jeszcze raz, gdy nikt nie otworzył, lecz ponownie osoba w środku (jeśli jakakolwiek się tam znajdowała) nie odpowiedziała.

– Może nie ma go w domu? – zasugerował Over. Podszedł do drzwi i tym razem nacisnął na dzwonek. Był on na tyle głośny, że mężczyźni usłyszeli go aż na zewnątrz.

— A może poprostu śpi? — pomyślał, wielu jego znajomych urządzało sobie popołudniowe drzemki, a wtedy nie było nawet mowy o wstawaniu z kanapy i otwieraniu drzwi.

– Już prędzej bym stawiał, że spierdala oknem. – stwierdził, ze wszystkich możliwych opcji, ta wydawała mu się najbardziej prawdopodobna.

– No cóż, wrócimy tutaj później, choć Hank, wracamy. – zadecydował Gregory. Już mieli się stamtąd oddalić, lecz nagle usłyszeli cichutki dźwięk otwieranego zamka.

Zdrada - Erwin KnucklesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz