Rozdział 24

161 11 3
                                    

Dante obudził się jako pierwszy z ich dwójki i od razu zamknął z powrotem oczy widząc wpadające przez okno promienie słoneczne. Mógł się tego spodziewać, skoro przed zaśnięciem nie zasunął rolet. Przyzwyczajając się do nadmiernego światła otworzył powoli oczy, ostrożnie się przeciągnął i usłyszał swoje strzelające kości. Zobaczył, że jego chłopak wciąż śpi, więc zaczął składać delikatne pocałunki na jego szyi. Białowłosy mruknął coś niezrozumiałego i powoli zaczął się budzić. Nie spodziewał się takiego rozpoczęcia dnia, ale było to przyjemne i miłe. Chciał już zawsze być w ten sposób budzony. Otworzył oczy od razu natrafiając na niebieskie tęczówki swojego chłopaka.

– Cześć limoneczko. – powiedział lekko zachrypnięty głosem i zobaczył jak Dante się rumieni.

– Jak ci się spało? – zapytał przeczesując jego śnieżno białe kosmyki włosów. Zobaczył jego szeroki uśmiech na co sam również się uśmiechnął.

– Dobrze. – odpowiedział, ale miał ochotę jeszcze trochę pospać. Z pewnością pójdzie jeszcze spać, gdy tylko wróci z powrotem do domu i położy się na swoim miękkim łóżku. Zanim jednak pójdzie do domu musi przekonać do swojego pomysłu Capelę, aby starszy nie musiał się na niego denerwować za nie posłuchanie go.

Dante podniósł się do siadu z zamiarem pójścia po wodę, ale o mało co nie spadł z łóżka widząc siedzącego przy ścianie Alberta. Nie miał pojęcia ile młodszy widział, ani od jak dawna tam siedzi, ale poczuł się trochę niekomfortowo.

– Od jak dawna tu jesteś? – zapytał wstając ze szpitalnego łóżka. Widział uśmiech na jego twarzy, więc domyślał się, że wszystko widział i słyszał.

– Od jakichś 15 minut, a co? – zapytał z cwany uśmieszkiem widząc zakłopotanie na twarzy Capeli. Nie rozumiał dlaczego robi z tego jakiś problem, przecież nie ma w tym nic złego, że okazują sobie uczucia. Było to słodkie.

– Nic. – odparł wychodząc z sali. Kupił w automacie butelkę z wodą i wrócił z powrotem do sali.

– To co, idziemy po wypis i stąd wychodzę. – zaproponował uśmiechnięty, że w końcu nie będzie musiał tu dłużej przebywać.

– Jesteś tego pewien? – trochę mu z tym odpuścił, domyślał się, że siedzenie tu nie jest niczym fajnym. Poza tym nie chciał kłócić się ze swoim chłopakiem, troszczył się o niego i chciał dla niego jak najlepiej.

– Tak. – odparł zdecydowanie i z małą pomocą Capeli podniósł się do siadu.

– Nie wiem czy to taki dobry pomysł. – wolał jednak, żeby młodszy został pod opieką medyków, wtedy na pewno szybciej doszedłby do siebie.

– Bez przesady, przecież nic mi nie jest. – powoli wstał podpierając się jedną ręką łóżka i zrobił pierwszy krok w stronę drzwi. Rana na prawej nodze bolała go podczas chodzenia, ale było to do zniesienia.

– Zabieram cię do siebie, będę się tobą opiekować. – zarządził białowłosy i zobaczył jak Nicollo kiwa głową. Zgodził się na to, ponieważ i tak nie miał wyboru, a tak przynajmniej 2 osoby będą się nim opiekować. Carbonara wiedział, że młodszy chciał mu to jakoś wynagrodzić, więc ułatwiło mu zadanie i nie kłócił się z nim.

Speedo od razu podszedł do niego i wziął go pod ramię, aby wygodniej mu się szło i podeszli do recepcji. Nicollo złożył swój podpis w wyznaczonym miejscu na karcie wypisu i teraz mógł już spokojnie opuścić szpital. Albert pomógł mu dojść do drzwi, a potem wsiąść do samochodu. Capela został jeszcze w szpitalu i słuchał zaleceń lekarza. Nie było to nic skomplikowanego, ogólnie codziennie mieli mu zmieniać opatrunki i smarować siniaki maścią, dopóki nie znikną. Medyk dokładnie opisywał mu krok po kroku jak ma zmieniać opatrunki, na samym początku musiał zdezynfekować ranę, a potem przy pomocy jałowych gaz osuszać ranę. Dopiero wtedy można było zakleić szwy plastrem i obwiązać wszystko bandażem. Co dwa dni musieli zmieniać również plastry na jego plecach oczywiście odpowiednio wcześniej dezynfekując rany. Ważne też było to, aby pilnować, żeby się nie przemęczał i nie pogorszył jeszcze bardziej swojego stanu. Za około 3 tygodnie mieli przyjść z nim na zdjęcie szwów, a jeszcze później na zdjęcie gipsu. Dante słuchał uważnie i notował wszystkie informacje w głowie. Teraz będzie musiał razem z Albertem dobrze się nim zająć dopóki nie wyzdrowieje, jego rany się nie zagoją, a kości się nie zrosną. Gdy medyk wymienił już wszystkie zalecenia pożegnał się z nim i opuścił szpital. Wsiadł do swojego radiowozu i oznaczył na GPS'ie dom Alberta. Nie był to głupi pomysł, przynajmniej miał pewność, że pod jego nieobecność młodszy nie zrobi nic głupiego.

Zdrada - Erwin KnucklesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz