Rozdział 7

3.4K 275 94
                                    

– Souline?

Wiedziałam, że mówiła do mnie mama, ale jej głos dochodził z daleka, zagłuszony przez puls dudniący w moich uszach.

– Kochanie, co się dzieje?

Musiałam szybko się pozbierać. Wyprostowałam się, ignorując ból w piersi, przez który ledwo mogłam oddychać i zamrugałam, by pozbyć się łez. Wzdrygnęłam się, gdy mama dotknęła moich pleców. Wypuściłam powietrze, po czym odwróciłam się do niej, przyklejając sztuczny uśmiech do twarzy. Wiedziałam, że ją tym nie przekonam. Miałam wrażenie, że moja twarz jest zbyt sztywna, żeby unieść kąciki ust.

– Jestem tylko zmęczona – wykrztusiłam. – Wszystko w porządku.

Nie potrafiłam zmusić się, żeby spojrzeć jej w oczy. Po prostu nie mogłam tego zrobić. Musiałam uciec od jej obecności. Musiałam zostać sama.

Nadal ściskając zawieszkę w dłoni, ominęłam mamę i pobiegłam na górę. Musiałam trzymać się poręczy, żeby się nie przewrócić, nogi cały czas się pode mną uginały, niezdolne utrzymać mojego ciężaru. Dopadłam do łazienki i zamknęłam się w niej. Szybko puściłam wodę pod prysznicem, wzdrygając się, kiedy uderzyła w moją dłoń, po czym odsunęłam się i osunęłam na kafelki.

Nie mogłam złapać tchu, łzy lały się po moich policzkach i miałam wielką nadzieję, że woda zdoła zagłuszyć mój płacz. Moje serce biło tak szybko, że bałam się, że wypadnie mi z piersi. Żołądek skręcił mi się w supeł, było mi niedobrze, a mięśnie miałam tak spięte, że nie wiedziałam w jakiej pozycji siedzieć, aby nic mnie nie bolało. Przechodziły mnie dreszcze i cała drżałam, nie mogąc się uspokoić. Oddychanie sprawiało ból. Płuca ledwo się rozszerzały, kiedy zmuszałam je do przyjęcia powietrza.

Słyszałam pukanie do drzwi, lecz nie byłam w stanie ich otworzyć.

Nie byłam w stanie zmierzyć się z rzeczywistością.

Ja byłam tutaj, a on w Podziemiu.

Pamiętałam wszystko, a to tak bardzo bolało. Pamiętałam, jak zobaczyłam go pierwszy raz, pamiętałam, jak za każdym razem, kiedy go potrzebowałam, był przy mnie i pomagał mi, chociaż próbowałam go zabić.

Pełen cierpienia szloch wydobył się z mojego gardła. Nie mogłam przestać płakać, nie mogłam przestać myśleć.

Pamiętałam, jak pierwszy raz mnie pocałował, jak skomentował, że to tylko buziak, jak poczułam wtedy do niego coś, czego nie rozumiałam. Pamiętałam, jego słowa, pamiętałam, jak powiedział, że nie pozwoli mi umrzeć. Pamiętałam, jak mi zaufał i zabrał do Sivacaelum. Pamiętałam, co stało się po tym, jak wróciliśmy. Pamiętałam bal i...

Pamiętałam ostatnie wypowiedziane przez niego słowa. Kocham cię, Kruszyno.

Nie wiedziałam, jak to możliwe, ale zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Biłam się w pierś, próbując pozbyć się bólu. Cierpienie zalewało moje ciało, kiedy raz po raz odtwarzałam w głowie jego słowa, jego wzrok.

Chciałam wyrwać sobie serce.

Chciałam, żeby znowu spojrzał na mnie szmaragdowym, intensywnym spojrzeniem. Chciałam znowu usłyszeć jego głos, jego śmiech. Chciałam znowu znaleźć się w jego bezpiecznych ramionach. Chciałam znowu obejrzeć z nim wschód słońca.

Chciałam znowu go zobaczyć.

Dobijanie do drzwi stało się głośniejsze. Skuliłam się na podłodze. Nie radziłam sobie z tym, co czułam. Ból był nieznośny, rozrywający serce i duszę.

W końcu drzwi odpuściły pod naporem siły. Przez łzy zobaczyłam, że do środka wpadł mój brat. Złapał mnie za ramiona, unosząc z podłogi. Klęczałam, wpatrując się w niego. Ręce bezwładnie opadły mi po bokach, knykcie dotykały zimnej powierzchni kafelek.

Serce w OgniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz