Rozdział 12

3.6K 285 143
                                    

Ból.

Jedyne, co czułam to ból.

Zamieszkał w moim sercu, w mojej duszy i w mojej głowie. Byłam tak bardzo zepsuta, że nawet oddychanie stało się męczarnią. Dotykanie naszyjnika już nie przynosiło mi otuchy, a tylko nowe fale cierpienia.

Nie wiedziałam, że miłość mogła tak boleć.

Bokhaid nie odzywał się od mnie przez cały czas, kiedy szliśmy kombinacją korytarzy. Zakładałam, że po prostu nie wiedział, co powiedzieć, tak samo jak ja. Nie mogłam pojąć tego, co właśnie się wydarzyło. Czy każda spędzona z nim chwila była kłamstwem? Czy mógł mnie tak okrutnie oszukać i dać wierzyć, że mnie kochał, choć tak naprawdę nic do mnie nie czuł?

– Gdzie jest mój brat? – spytałam, słowa ledwo przeszły przez moje zaciśnięte gardło, kiedy skręciliśmy w kolejny korytarz. Nie miałam pojęcia, jak zdołałam iść. Moje całe ciało drżało.

– Bahar zaniosła go do komnaty. Pozostanie uśpiony przynajmniej do rana.

– W mojej komnacie? – dopytałam.

Bokhaid zerknął na mnie z ukosa. Panika urosła w moim wnętrzu, krew odpłynęła mi z twarzy.

– Nie – wykrztusiłam, stając.

– Nie mogę zabrać cię nigdzie indziej – powiedział cicho, patrząc na mnie udręczonym wzrokiem.

– Nie mogę tam iść. Nie po tym, co się stało. – Łzy znowu pojawiły się w moich oczach.

– Przykro mi, Souline. Naprawdę mi przykro, ale nie mam wyboru.

Zadrżała mi dolna warga. Mój żołądek zawiązał się w supeł, a kłucie w sercu bolało bardziej niż rozorane ramię.

– Jak mógł tak powiedzieć? – szepnęłam. Gorąca łza spłynęła po moim policzku. Otarłam ją ze złością.

– Naprawdę mi przykro, Soul.

Pokręciłam głową i zaczęłam iść. Musiałam jak najszybciej wydostać stąd siebie i brata. Jak najszybciej zapomnieć i już nigdy do tego nie wracać. Pragnęłam zapomnienia jak nigdy dotąd.

Doszliśmy do drzwi komnaty. Bokhaid otworzył je przede mną, a ja wzięłam drżący oddech i weszłam do środka.

– Twój brat jest w jednej z sypialni.

Pokiwałam głową, a Bokhaid zamknął drzwi. Zostałam sama w przedpokoju, który prowadził do przestronnego salonu. Przy kominku leżała Złotka na swoim wielkim posłaniu. Popatrzyła na mnie zaciekawiona, prychnęła i wróciła do spania. Niedźwiedź Amesa nie przerażał mnie tak bardzo jak kiedyś. W sumie w tej chwili i tak nie czułam niczego oprócz bólu, który zaćmiewał wszystkie inne emocje.

Przeszłam przez salon i znalazłam się w szerokim i długim korytarzu, który prowadził do niezliczonej ilości pomieszczeń. Potrzebowałam wziąć prysznic. Miałam na sobie zaschniętą krew mordercy moich rodziców i musiałam ją z siebie zmyć.

Kiedy ta myśl uformowała się w mojej głowie, zrobiło mi się jednocześnie słabo i niedobrze. Szybko odnalazłam sypialnię Amesa i wpadłam do jego garderoby. Kiedy zobaczyłam, że nic nie zmieniło się od mojego odejścia, zamarłam. Część garderoby, którą dla mnie wyznaczył, pozostała nienaruszona. Nadzieja zakiełkowała w moim sercu, ale zaraz wyparowała. Pewnie nie miał czasu tego zmienić.

Sięgnęłam po pierwsze, co wpadło mi w ręce i udałam się do łazienki. Tak bardzo potrzebowałam zmyć z siebie wydarzenia dzisiejszego dnia, że aż trzęsłam się z tego powodu. Błyskawicznie pozbyłam się ciuchów. Wyciągnęłam kamień z kieszeni i położyłam go na blacie, chociaż najchętniej cisnęłabym nim w ścianę. Weszłam pod prysznic. Nadal bałam się wody, więc kiedy uderzył we mnie strumień, prawie straciłam przytomność.

Serce w OgniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz