Rozdział 28

3.9K 295 40
                                    

Wiatr zagłuszył mój krzyk. Żołądek podjechał do gardła, a serce biło tak, jakby chciało przebić się przez żebra i wyskoczyć. Spadanie wcale nie było fajne. Włosy rozwiały mi się na wszystkie strony, szarpane przez porywy wiatru i dziękowałam całemu wszechświatowi, że udało mi się obrócić w powietrzu tak, żebym nie widziała zbliżającej się ziemi.

Ujrzałam rudą czuprynę wystającą z okna, która z każdą sekundą oddalała się coraz bardziej. Ames mnie nie złapie. Za szybko spadałam. Za szybko zbliżałam się do twardej ziemi.

Zacisnęłam powieki, czekając na uderzenie...

Złapały mnie silne ramiona. Poczułam, jak trę tyłkiem po ziemi, ale zaraz znowu znalazłam się w powietrzu. Jednak tym razem byłam trzymana przez Amesa.

– To było cholernie głupie – syknął mi wprost do ucha.

Spojrzałam na niego. Wiatr targał naszymi włosami, wydając przy tym dźwięki podobne do trzepotania skrzydeł. Ames miał zmienione oczy, a za nim zauważyłam skrzydła pokryte czarną, połyskującą łuską.

– Udało się – szepnęłam.

– Te skrzydła nie są przeznaczone do latania, Kruszyno – warknął, lecąc blisko białych ścian zamku. – Nie nadają się zbytnio, bo są za ciężkie przez łuski. To bardziej ozdoba niż coś przydatnego.

Zamrugałam.

– Rozbijemy się?!

Mój krzyk zginął w portalu. Włosy opadły, a ja starałam się oddychać normalnie. Popatrzyłam szeroko otwartymi oczami na Amesa. Z jego jasnych włosów skapywała woda i nie miał na sobie koszulki.

– Czemu masz mokre włosy? – spytałam, gdy opuścił mnie na ziemię.

Zachwiałam się, ale Ames przytrzymał mnie przy sobie. Spojrzał na mnie krzywo.

– Właśnie brałem prysznic.

– Och.

Zakryłam usta ręką, żeby się nie roześmiać, przez co prawie upuściłam trzymane księgi.

– Cieszę się, że cię to bawi, Kruszyno.

– Przepraszam – wydusiłam, próbując utrzymać śmiech w ryzach. – Wcale się nie śmieję.

Spiorunował mnie wzrokiem i puścił. Odsunęłam się, zaciskając wargi. Naprawdę chciało mi się śmiać.

– Co ty sobie myślałaś? – spytał, mrużąc oczy.

– Nic – wyznałam szczerze. – Zrobiłam pierwszą rzecz, która przyszła mi na myśl, żeby uciec od Ignatii.

– Goniła cię? – Odgarnął włosy z czoła, a mój wzrok przykuły napinające się mięśnie na jego piersi.

Skrzydła poruszyły się za jego plecami, po czym zniknęły, rozpierzchając się w powietrzu. Ames miał na sobie tylko spodnie dresowe i był boso. Znowu zachciało mi się śmiać. Chciałabym zobaczyć jego minę, kiedy stał pod prysznicem, a ja zawołałam go w myślach.

– Kruszyno? – Zbliżył się i położył dłoń na moim policzku.

Otrząsnęłam się. Wróciłam wzrokiem do jego twarzy, walcząc z chęcią zamknięcia oczu i wtulenia się w jego dłoń.

– Nie, weszłam do jej komnaty pod jej nieobecność.

Ames ściągnął brwi i poruszył kciukiem na moim policzku. Westchnęłam, zamykając oczy. Serce i oddech nie chciały się uspokoić po skoku adrenaliny, którego przed momentem doznałam, a jego dotyk zupełnie mi w tym nie pomagał. Powiedziałabym, że skutecznie utrudniał mi uspokojenie się.

Serce w OgniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz